Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wygrywa ten, kto uwodzi, czyli polityka według Leszka Millera

Anna Słoniowska 68 324 88 43 [email protected]
Leszek Miller ma 65 lat. Był posłem, ministrem pracy i polityki socjalnej oraz spraw wewnętrznych i administracji, a w latach 2001-2004 premierem RP.
Leszek Miller ma 65 lat. Był posłem, ministrem pracy i polityki socjalnej oraz spraw wewnętrznych i administracji, a w latach 2001-2004 premierem RP. Karol Bronk
Leszek Miller wraca do gry i zapowiada ostrą walkę. O SLD, lewicę i wyborców. Zdradził, że uczy się nawet sztuki uwodzenia. - Bo dziś polityk musi czarować - powiedział tydzień temu w Zielonej Górze.

- Pięciokrotnie wybierano pana na posła, dwukrotnie był pan ministrem, a w 2004 roku premierem. Ma pan jakiś sposób na wyborców?
- Dziś wygrywają politycy, którzy potrafią uwodzić. Donald Tusk opanował tę sztukę do perfekcji. Jarosław Kaczyński też jest w tym całkiem niezły. Waldemar Pawlak... No, tu już trochę gorzej. A my? Poprawimy się, nauczymy i za cztery lata będziemy mieli dla państwa gotową propozycję.

- Dlaczego odwiedził pan akurat Zieloną Górę?
- Odpowiadam w ten sposób na zaproszenia tutejszych parlamentarzystów. I nie ukrywam, że sprawia mi to dużą radość. Zawsze lubiłem wracać do Zielonej Góry. Podobają mi się te tereny. To spokojne, przyjazne miasto, w którym żyją mili ludzie. No a poza tym Sojusz zawsze cieszył się tu dużym poparciem.

- A naszego wina pan próbował?
- Oczywiście, nawet dziś. Osobiście preferuję wina czerwone, ale wasze białe są doskonałe na ciepłe, wiosenne i letnie dni.

- Ale tak zupełnie kolorowo nie jest. Słyszałam, jak na spotkaniu z uczniami III LO młodzież wypominała panu przeszłość, głównie członkostwo w KC PZPR. Słyszałam, jak szeptali miedzy sobą: - To ten komunista.
- Nigdy nie byłem komunistą. A nawet gdybym był, to bym się tego nie wstydził. Dziś partie komunistyczne z powodzeniem działają na zachodzie Europy, głównie we Francji. Zdobywają poparcie i wygrywają wybory. Więc komunizm nie jest chyba aż taki zły. Ale w Polsce ten termin ma inne znaczenie. Nie jest tajemnicą, że na jego kształt mocno wpłynęła nasza historia. Jednak najgorsze wspomnienia o przeszłości nie powinny być ważniejsze od wspólnego patrzenia w przyszłość.

- Teraz, jako lider SLD, będzie miał pan wpływ na kształt tej przyszłości. Jak zamierza pan pokierować klubem?
- Chcemy być twardą i rozumną opozycją. Ale będziemy popierać jedynie inicjatywy propaństwowe i prospołeczne, zwłaszcza teraz, podczas kryzysu. Rządy wielu krajów straciły z oczu ten ludzki pierwiastek i to był błąd.

- A polska lewica? Jak pan ją ocenia?
- Jest na dnie, a z dna można już się tylko odbić. Potrzeba jednak wysiłku i czasu, żeby odzyskać utracone zaufanie. I to właśnie jest zadanie dla Sojuszu. SLD nie jeden raz sprawdził się w roli lidera polskiej lewicy. Teraz też powinien być takim orędownikiem. W lewicy potrzeba solidarności.

- Myśli pan o połączeniu lewicy?
- To się raczej nie uda, bo wszystkie partie bronią swojej tożsamości. Teraz Sojusz powinien skupić się na sobie. Musimy uporządkować swoje struktury. Ponieśliśmy dużo strat. Odeszło od nas wiele znakomitych osób, również z tego województwa. Postaramy się, żeby do nas wróciły. Potrzebujemy na pokładzie wszystkich rąk.

- Mówi pan o posłach, którzy przeszli do partii Janusza Palikota?
- Też, ale nie tylko. Proces odchodzenia od Sojuszu zaczął się przed Palikotem.

- A co pan myśli o jego Ruchu? Cieszy się pan, że ma Palikota po swojej (lewej) stronie?
- Palikot to i sojusznik, i rywal. Więc z jednej strony się cieszę, z drugiej obawiam. Jeszcze nie wiadomo, co za ptactwo zleciało się do jego Ruchu, ale na pewno nie są to same orły. Większość z nich to mali i średni przedsiębiorcy o poglądach tak liberalnych, że Balcerowicz to przy nich szczery socjalista. Jestem ciekaw, co z tego wszystkiego wyjdzie, ale obawiam się, że w tej gromadzie są również sępy, które liczą na łatwy łup.

- Pan też nie zawsze był wierny swojej partii. Swego czasu związał się pan nawet z Samoobroną.
- To prawda i bardzo tego żałuję. Nigdy nie wstąpiłem do Samoobrony, ale kandydowałem z ich listy. Dziś wiem, że to był błąd i już za niego zapłaciłem. Po prostu wtedy nie widziałem dla siebie miejsca w LiD-zie.

- A dziś wierzy pan w lewicę?
- Gdybym nie wierzył, to bym nie wrócił do polityki. Na emeryturze nie było źle, ale brakowało mi poczucia, że mam wpływ na to, co się dzieje w kraju. Chciałem tworzyć rzeczywistość, a nie ją opisywać. Wierzę, że to, co teraz stworzymy, będzie odzwierciedlało oczekiwania naszych wyborców. Wierzę, że możemy ich godnie reprezentować. Wierzę, że lewicy się uda, że wreszcie odbije się od dna.

- A jak się nie uda? Jak za cztery lata SLD pod pana przewodnictwem znów poniesie porażkę?
- Wtedy trzeba będzie skończyć z polityką. Tym razem na dobre.

- Zrezygnuje pan?
- Tak. Jeśli Sojusz się nie podniesie, to zrezygnuję.

- Dziękuję

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska