Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto uratuje jeden z najbardziej zadłużonych szpitali w Polsce?

Tatiana Mikułko 95 722 57 72 [email protected]
Marszałek ma plan, jak poradzić sobie z długiem szpitala w Gorzowie, ale na razie nie chce go zdradzić. Kto i na jakich zasadach mógłby oddłużyć jedną z najbardziej zadłużonych lecznic w kraju? O to zapytaliśmy polityków i ekspertów.

Dług szpitala spędza rządzącym sen z powiek. Kluczowy będzie przyszły rok. Według ustawy o działalności leczniczej, która obowiązuje od 1 lipca, jeśli szpital zamknie go z ujemnym bieżącym wynikiem finansowym, dług będzie musiał pokryć organ założycielski. Biorąc pod uwagę, że gorzowska lecznica nie jest jedyną, której właścicielem jest marszałek, budżet regionu może tego nie przetrzymać. Dlatego trzeba znaleźć rozwiązanie.
- Mam kilka pomysłów - informowała marszałek Elżbieta Polak na środowej konferencji dla mediów dotyczącej zaleceń pokontrolnych dla lecznicy. Nie poznamy ich teraz, ale po tym, jak zarząd zapozna się z wytycznymi. Poza tym dyrektor Andrzej Szmit ma 60 dni, by przedstawić swój plan naprawczy, bo - jak informuje rzeczniczka marszałka Mirosława Dulat - organ założycielski nadzoruje, a nie zarządza szpitalem.

Plan B, plan C

Zdaniem posłanki Elżbiety Rafalskiej obecny rząd nie ma żadnego pomysłu na to, co zrobić z tak zadłużonymi lecznicami. - Plan B, z którego skorzystało Drezdenko, nie zda egzaminu w przypadku Gorzowa. Państwo musi zaproponować inną ścieżkę, jakiś plan C, który nie będzie polegać na komercjalizacji - mówi posłanka PiS.
Szpital w Drezdenku jest pierwszym w województwie, który zakończył proces restrukturyzacji. Powiat przejął na siebie ponad 20 mln zł długu (od państwa otrzymał zwrot w wysokości około 15 mln zł), a lecznica rozpoczęła działalność jako spółka z czystym rachunkiem. W przypadku Gorzowa nie jest to możliwe. Przejęcie długów przez organ założycielski oznaczałoby bankructwo województwa.

A gdyby samorząd przejął połowę zadłużenia, a szpital rozpocząłby działalność z długiem w wysokości 120 mln zł? - Nie podjąłbym się kierowania taką spółką - mówi Marcin Szulwiński, prezes Grupy Nowy Szpital, która w Lubuskiem ma kilka lecznic. - Obciążenie taką spłatą jest trudne, bo nie pozwala na rozwój. W przypadku szpitala inwestowanie w nowoczesne technologie, sprzęt jest istotne. Od tego zależy wysokość kontraktu z NFZ. Otwartym pozostaje pytanie, czy po przekształceniu w spółkę, organ założycielski zechciałby dofinansować lecznicę kilkudziesięcioma milionami złotych, czy pojawiłby się kapitał zewnętrzny? Powoływanie szpitala z takim długiem nie ma sensu. Gdyby to było - powiedzmy - 30 mln zł, to co innego - uważa Szulwiński.

Pomóc musi premier

- Potrzebne jest oddłużenie centralne, jeśli nie całkowite, to częściowe i wola premiera, ministra finansów oraz ministra zdrowia. Bez takiego poparcia, to się nie uda. Wiem, bo przez ostatnie cztery lata pracy w Sejmie walczyłam z tym tematem - mówi posłanka Rafalska. I deklaruje, że przygotuje wniosek o oddłużenie szpitala w Gorzowie, ale jest ciekawa, czy poprą go posłowie PO z województwa? - Jeśli będzie wiarygodny, a pomysł możliwy do przeprowadzenia, to jak najbardziej - odpowiada Krystyna Sibińska, nowo wybrana posłanka. Zgadza się z Rafalską, że z 250-milionowym długiem nie poradzi sobie ani szpital, ani województwo. - Tu potrzebna jest pomoc państwa i jakieś rozwiązanie systemowe - tłumaczy.

Jeśli premier Donald Tusk jeszcze nie wie o gorzowskiej lecznicy, to wkrótce się dowie. Decyzją większości, która wypowiedziała się w szpitalnym referendum, związkowcy piszą list do szefa rządu z prośbą o pomoc. W kraju głośno też ostatnio o Centrum Onkologii w Warszawie, którego zadłużenie przekracza 300 mln zł. Istnieje szansa, że na nowo rozpocznie się dyskusja, jak pomóc takim zakładom opieki zdrowotnej. Bo nie wystarczy tylko zlikwidować dług, trzeba też określić, na jakich zasadach oddłużone placówki miałyby funkcjonować.
Co dalej ze szpitalem w Gorzowie? To pytanie wciąż otwarte.

Historia długu

W lutym 2002 r. radni wojewódzcy zdecydowali, że 1 kwietnia w miejsce trzech szpitali w Gorzowie będzie jeden. Miało to zmniejszyć koszty stałe i dać kilkanaście milionów złotych oszczędności rocznie. Nowym dyrektorem został Adam Fras, dotychczasowy szef lecznicy przy Warszawskiej. 1 kwietnia trzy szpitale formalnie połączyły się w jeden. Razem miały 80 mln zł długu. W praktyce nic się nie zmieniło: działał szpital przy Warszawskiej, Walczaka i Dekerta. W planach była likwidacja dublujących się oddziałów i przeniesienie administracji oraz pionu technicznego do budynku przy Dekerta. Po tym, jak w 2005 r. dług przekraczał już gigantyczną sumę 200 mln zł, postanowiono sprawdzić, jak to się stało, że w ciągu trzech lat szpital w Gorzowie stał się najbardziej zadłużonym w kraju. Zdaniem Najwyższej Izby Kontroli winę ponosili dyrektor Fras i ówczesny marszałek województwa Andrzej Bocheński. Izba stwierdziła, że nadzór marszałka nad szpitalem nie był wystarczający, a w latach 2002-2005 nie przeprowadził w lecznicy ani jednej kompleksowej kontroli. Nie zlikwidowano żadnych oddziałów, nie poprawiono organizacji i nie zmniejszono zatrudnienia. W marcu tego roku prokuratura zielonogórska umorzyła śledztwo w sprawie zadłużenia. Uznano, że byłe władze województwa i dyrekcja szpitala nie popełnili przestępstwa. A pogarszająca się sytuacja finansowa wynikała m.in. z braku rozwiązań systemowych.

Po Adamie Frasie dyrektorem gorzowskiej lecznicy został Leszek Wakulicz. Chciał rozbudować budynek przy Dekerta i zlikwidować szpital przy Warszawskiej. Sprzedaż majątku miała być receptą na zadłużenie. Przez lata to się nie udało, a wartość budynku z 30 mln zł spadła do 20.
Na koniec 2006 r. dług urósł do 300 mln zł. Szpital stał na skraju bankructwa, a do województwa mógł wkroczyć komisarz. Lecznicą zarządzać zaczęła Wanda Szumna. Jednym z jej pomysłów było m.in. podzielenie lecznicy i jej długu na dwa. Przy ul. Walczaka miał być szpital psychiatryczny, a przy ul. Dekerta specjalistyczny. Trudną sytuację pogarszał komornik. Postanowieniem Trybunału Konstytucyjnego od stycznia 2007 r. mógł zająć wszystko, co Narodowy Fundusz Zdrowia przekazał na leczenie. Przez 10 dni na szpitalnym koncie nie było pieniędzy, a lecznicy groziło wyłączenie prądu.
Lata 2005-2008 znowu negatywnie oceniła Najwyższa Izba Kontroli. W efekcie stanowisko straciła Szumna, a zarzuty prokuratorskie postawiono najważniejszym osobom z ówczesnego zarządu województwa za to, że 85 mln zł z obligacji pożyczyli szpitalowi, zamiast wydać na drogi i kolej.

Andrzej Szmit został dyrektorem lecznicy, gdy jej zadłużenie wynosiło ok. 240 mln zł. Postanowił zmienić opinię o placówce i dać pacjentom komfort leczenia. Nowa wicemarszałek od zdrowia Elżbieta Polak chwaliła dyrekcję za dobre zarządzanie. Rok 2009 lecznica po raz pierwszy zamknęła na plusie. Szpital w atmosferze spokoju mógł się rozwijać. Do czasu, gdy wicemarszałek od zdrowia Tomasz Gierczak ogłosił, że za pierwsze półrocze tego roku zobowiązania lecznicy wzrosły o 15 mln zł. Związkowcy rozpoczęli akcję protestacyjną przeciwko agresywnej nagonce i w obawie, że ktoś chce odwołać Szmita, a na jego miejsce posadzić "politycznego spadochrona". Marszałek zarządziła kontrolę. W trakcie ogłosiła, że szpital wziął pożyczkę bez wiedzy właściciela, która przekształciła się w długoterminową z prowizją 1,5 mln zł. Sprawę na wniosek zarządu województwa ma zbadać Centralne Biuro Antykorupcyjne.

W środę na biurko dyrektora lecznicy trafiły zalecenia pokontrolne. Andrzej Szmit ma 30 dni, by się do nich odnieść i 60, by przedstawić plan naprawczy. Ewentualne decyzje kadrowe zapadną po tym, jak zarząd zapozna się z wnioskami.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska