Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bardziej dbają o norki niż o pracowników?

Beata Bielecka 95 758 07 61 [email protected]
sykicktb/ sxc.hu
- W Radachowie pracują Ukraińcy, którzy przebywają w okropnych warunkach - napisał do nas Czytelnik. Chcieliśmy tam wejść, ale szefostwo firmy stwierdziło, że to niemożliwe, bo...norki są bardzo wrażliwe i szybko łapią różne choroby.

Z listu wynika, że Ukraińcy śpią na terenie zakładu, nie mają ciepłej wody, bywa, że nie mają co jeść, przez co prawdopodobnie jeden z nich, niedawno się rozchorował. - Gorączkuje, nie ma siły wstać z łóżka - opisywał Czytelnik. Jego zdaniem o wszystkim wie kierowniczka fermy pani Brygida, ale sprawę bagatelizuje. Twierdził też, że jeden z pracowników chciał odwieźć Ukraińca do lekarza, ale kierowniczka się nie zgodziła. Miała również zabronić cudzoziemcom opuszczania fermy. Z pomocą przyszli im inni pracownicy, którzy kupili mężczyznom żywność.

Ferma norek w Radachowie należy do holenderskiej spółki Farm Equipment International z siedzibą w Karsku w województwie zachodniopomorskim. Nie jest łatwo dotrzeć do niej, bo podany w internecie telefon do fermy w Radachowie jest nieaktualny. Na podstawie adresu ustalamy numery kilku komórek, znajdujemy osoby, które znają panią Brygidę. Dzwonimy do Radachowa, ale treść listu kobieta komentuje krótko: Bzdury!
Mówi, że nie może udzielać informacji i zapowiada, że ktoś się z nami skontaktuje. Po dłuższej chwili dzwoni inna kobieta, która mimo próśb nie podaje nazwiska. Prosi o przesłanie mailem treści skargi pracowników i obiecuje odpowiedź od szefostwa firmy. Gdy pytamy, czy możemy wejść na teren fermy i sami porozmawiać z Ukraińcami słyszymy, że nie wpuszcza się tam nikogo, bo " norki są bardzo wrażliwe, jeżeli chodzi o zarażanie się różnymi chorobami".

Jedziemy do Radachowa. Ferma jest szczelnie ogrodzona, przed wejściem budka strażnicza.
- Nie próbujcie tam nawet zaczepiać ludzi, bo boją się rozmawiać - uprzedza nas mieszkanka Radachowa. - Kierowniczka powiedziała, że jak się dowie, kto doniósł do gazety, będzie zwolniony - dodaje.
We wsi ludzie rozmawiać się już nie boją. Jeden z pracowników fermy mówi wprost: - To nie jest dobry pracodawca. Żeby zarobić 2 tys. zł trzeba robić po 10-12 godzin, świątek, piątek i niedzielę. Ukraińcy godzą się na wszystko, bo dla nich ok. 4 zł za godzinę to duże pieniądze - dodaje. Opowiada, że śpią w zakładowym magazynie, gdzie biegają myszy i jest pełno much. - Kierowniczka fermy, która przyszła tu niedawno, w ogóle się tym nie przejmuje. Ale tak to jest. Kto świeżą miotłę kupi oczekuje, że będzie zamiatać jak najlepiej. No to kobieta chce się wykazać przed szefami - wtrąca jego sąsiad. - Oni nawet wody do picia nam żałują. Dostajemy ją, co drugi dzień - skarży się kolejna osoba.
Co na to właściciele fermy? - Zakład w Radachowie przejęliśmy od innej firmy. Stan techniczny i organizacyjny pozostawiał, delikatnie mówiąc, wiele do życzenia. Pracownicy byli jacy byli, z własnymi przyzwyczajeniami i nawykami, które daleko odbiegały od norm przyjętych w naszej firmie - napisał zarząd FEI (nikt nie podpisał się nazwiskiem).- Wśród załogi, która liczy około 60 osób, są pracownicy mający problemy z dostosowaniem się do nowego porządku. "Niezadowoleni" tęskniący do dawnych porządków typu: nieład, brak dyscypliny, brak poszanowania mienia, brak dbałości o rozwój firmy, prawdopodobnie nie mogą się z tym pogodzić - przekonywano. Firma potwierdziła też, że od wielu lat z powodu trudności w pozyskaniu pracowników z Polski, uzupełnia kadrę o cudzoziemców. - Jeżeli zachodzi potrzeba konsultacji lekarskiej, czynimy to - zapewniano.

A woda? - Jest dostępna i nie chodzi tu o przydział w litrach, ponieważ nikt jej do domu nie zabiera. Ona po prostu jest - piszą szefowie firmy. Ich zdaniem nie powinno być też problemu z umyciem się, bo bojlery w części socjalnej zakładu mają pojemność 100 litrów. - Chodzi o to, żeby jedna osoba nie zużyła całego zapasu ciepłej wody. Ale ten problem pracownicy muszą rozwiązać sami między sobą. Do dyspozycji mają też kuchnię i pralnię. Wprawdzie nie jest to hotel z trzema gwiazdkami, ale warunki bytowe są zapewnione. Niestety trzeba przestrzegać określonych zasad typu: cisza nocna, nie jest tolerowany alkohol, obowiązuje zakaz palenia. Ludzie nie są więzieni i mogą po pracy wyjść po zakupy do pobliskiego Radachowa. Prawdą jest, że samochód służbowy udostępniany jest im dwa razy w tygodniu, aby mogli pojechać do miasta po większe zakupy - wynika z maila. Zarząd firmy poinformował też, że po sygnale od nas zostały przeprowadzone rozmowy z Ukraińcami. - Zaprzeczyli tym zarzutom i wyrazili wolę ponownego ich zatrudnienia, gdy ponownie otrzymają wizę - napisano.

W sprawie fermy skontaktowaliśmy się też z Państwową Inspekcją Pracy w Gorzowie, żeby sprawdzić, czy trafiła tam jakakolwiek skarga. - Nie - odpowiada kierownik gorzowskiego oddziału Ireneusz Pawlik. Zapowiedział jednak, że PIP sprawdzi informacje przekazane w liście do redakcji.
Z danych Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego wynika, że od początku roku do końca czerwca wydano 349 zezwoleń na pracę dla cudzoziemców w naszym województwie. Najczęściej poszukiwani są m.in. kierowcy, kucharze, inżynierowie, ślusarze, monterzy, budowlańcy i osoby do pracy w ogrodnictwach.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska