- Pierwsze wrażenie? No pięknie! - zaczęła gorzowianka Janina Twardawa. Poznaliśmy się w ogonku, który przed bramą nowego - starego amfiteatru uformował się na długo przed "godziną zero". Kolejka tężała, a my mieliśmy czas obgadać na gorąco miejską inwestycję...
- Co się pierwsze rzuca w oczy, to sam dojazd. Wreszcie jest porządna, wygodna droga od głównej pod górkę do amfiteatru. Z ulicy też ładnie widać, że to właśnie tu jest ta scena. Przyjezdni łatwiej trafią - oceniła pani Janina, która na piątkową inaugurację z koncertem gwiazdy - zespołu Zakopower - wybrała się z mężem Pawłem i przyjaciółką (a tak w ogóle to kumą) Sabiną Burchardt. Pan Paweł to emerytowany budowlaniec. Postawił pół Gorzowa, w tym Stilon i szpital. Stojąc cierpliwie w ogonku, zerkał na nową konstrukcję sceny i chociaż bronił się - że już przecież nie w zawodzie - to jednak zerkał okiem fachowca. - Jak ja budowałem, to nawet takich materiałów nie było: niklowane elementy, blachy aluminiowe… Takie rzeczy kosztują. Nic dziwnego, że poszło 16 mln - wyjaśnił ze spokojem.
Tymczasem w kolejce zawrzało. - Wszystko zamknęli, mur postawili, żeby nie było widać. Jeszcze słuchać zabronią! - rzucił w stronę ochroniarza już dobrze zniecierpliwiony jegomość, ale nic nie wskórał. Solidna brama uchyliła się tak jak było w planie o 19.30. Wtedy potężna kolejka ruszyła w jej stronę. Kto słabszy, był bez szans. Ktoś kogoś próbował jeszcze przywołać do porządku. Ktoś inny heroicznie odepchnął kilka osób, żeby przepuścić matkę z dzieckiem, ale żywiołu nie powstrzymał. - Miejsce się zmieniło, a nawyki zostały - skomentowała z humorem pani Janina, gdy już była bezpieczna za bramą.
A tam widoki rekompensowały trudną przeprawę. - Pięknie! - znów zachwycały się panie, a pan Paweł fachowo opukiwał drewniane ławki. - Na gorąco impregnowane, lata przetrwają - tłumaczył. Na wygodnych miejscach pod samym nowiutkim płotem amfiteatru delektowaliśmy się nową sceną. - Nie jest większa, ale taka się wydaje przez ten solidny dach - zgodzili się wszyscy. - Bardzo ładnie, wygodnie, dobrze wszystko zrobione - nie szczędzili pochwał, chociaż pan Paweł w mig wypatrzył. - Już im tam coś zacieka - pokazał sporą plamę na ścianie przy scenie.
W tym czasie przy głównej bramie ochroniarze opanowali już tłum i powoli wpuszczali na widownię kolejne osoby mozolnie sprawdzając, czy:
- nie mają napojów w puszkach,
- w szklanych butelkach,
- nie mają butelek większych niż półlitrowe,
- nie mają alkoholu.
A ponieważ prawie każdy coś tam przyniósł, przy bramie powstał prowizoryczny punkt zbiórki surowców wtórnych. Wśród butelek i puszek (tych było najwięcej, bo przed amfiteatrem jedna z firm rozdawała napoje w promocji), znalazło się i tradycyjne 0,75 l, szczelnie owinięte reklamówką, łup odebrany 60-letniej pani.
Tradycyjnie były dyskusje z ochroniarzami, chociaż - trzeba przyznać - większość widzów karnie poddawała się kontrolom. - To jest normalne. Jeżdżę po dużych imprezach w Polsce i tam tak jest. Zresztą sami to sobie zafundowaliśmy. Zdarzało się przecież rzucanie puszkami w scenę - gorzowianka Agnieszka Wiśniewska ze zrozumieniem odniosła się do kontroli.
Radny Marek Surmacz już nie. Uznał, że pobieżne przeszukiwanie mężczyzn i zaglądanie kobietom do torebek jest bezprawne (ostatecznie kontroli się poddał). Na gorąco zapytaliśmy o to szefa ochrony. Marcin Skowroński ze szczecińskiego Fortu, który nie pierwszy raz zabezpieczał amfiteatr, cierpliwie wskazał stosowny punkt regulaminu obiektu (wisiał na bramie) i powołał się na ustawę (z 20 marca 2009 r. o bezpieczeństwie imprez masowych - art. 20, gdyby ktoś chciał sprawdzić).
Tradycyjnie były przemówienia, uroczyste formuły i… opóźnienia. O 21.00 Zakopower nie wszedł na scenę, bo miał kłopot z instrumentem wrażliwym na deszcz (tradycyjnie co jakiś czas padało, ludzie kuliki się pod parasolami i kładli co, kto miał na mokre ławki). Wreszcie zespół stanął na scenie, ale zaraz z niej zszedł, bo szwankowało nagłośnienie. W tym momencie nasi znajomi z kolejki mieli już dosyć. Z domu wyszli po 19.00, dochodziła 21.30, a impreza jakby ciągle się nie zaczęła. - Siedzimy tu sobie, rozmawiamy... może o to tak naprawdę chodziło, żeby się spotkać - już trochę gorzko żartowała pani Janina.
Trzeba przyznać, że jak muzycy wreszcie mogli zagrać, to zagrali na 100 proc. I na nic się zdał oprotestowany szczególnie przez młodzież zakaz podchodzenia do barierek przed sceną. Publika siedząca grzecznie na ławeczkach, względnie betonowych schodach, nie pasowała nawet liderowi Zakopower. Jedno jego słowo i pod sceną zaczęła się prawdziwa zabawa. Tyle że nie trwała długo. Dochodziła 22.30, gdy pierwsi widzowie zaczęli opuszczać amfiteatr, żeby się potem nie dusić w pięciotysięcznym tłumie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?