Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Były naczelnik wydziału w magistracie pozwał burmistrza

Janczo Todorow
- Nie poddam się i będę walczył o przywrócenie do pracy- mói Ewaryst Stróżyna.
- Nie poddam się i będę walczył o przywrócenie do pracy- mói Ewaryst Stróżyna. Janczo Todorow
W sądzie pracy w Żarach rozpoczął się proces Ewarysty Stróżyny, byłego naczelnika wydziału infrastruktury technicznej w urzędzie miejskim. Został on zwolniony dyscyplinarnie pod koniec maja.

Rozprawę wyznaczono na poniedziałek o 13.00, ale zaraz po tej godzinie obwieszczono, że był telefon z urzędu miasta, że pełnomocnik burmistrza się spóźni. Potem mówiono o faksie, który miał nadejść w tej sprawie. W końcu rozprawę rozpoczęto z kilku minutowym poślizgiem. Na sali sądowej nie pojawił się ani burmistrz, ani jego pełnomocnik. Sędzia Arkadiusz Pintal wysłuchał wyjaśnienia E. Stróżyny oraz jego adwokata Zbigniewa Czajki.

- Nie było takich przyczyn, które spowodowały, że zostałem zwolniony dyscyplinarnie. Już na początku roku jednak czułem, że burmistrz szuka pretekstu, żeby się mnie pozbyć, choć mam 62 lata i jestem w okresie przedemerytalnym - mówił E. Stróżyna. Dodał, że zaczęło się od jego spotkania z pracownikami Pekomu w sprawie przyspieszenia wykonania zadań.

Potem od nich zażądano napisania oświadczeń. - Wynikało z nich, że miałem sugerować, aby roboty zlecać wskazanej przeze mnie firmie. Zaraz po tym spotkaniu, w poniedziałek 23 maja zostałem wezwany do burmistrza i wręczono mi zwolnienie dyscyplinarne - opowiadał były naczelnik. Po wysłuchaniu wyjaśnień powoda i jego adwokata, sędzia odroczył sprawę do 31 sierpnia.

- Domagamy się o przywrócenie pana Stróżyny na dotychczasowe stanowisko - powiedział dla GL adwokat Zbigniew Czajka. - Został zwolniony dyscyplinarnie całkowicie bezpodstawnie, nie było żadnych przesłanek do takiego posunięcia.

- Przepracowałem 15 lat w urzędzie miejskim, mam najwyższe kwalifikacje do pełnienia funkcji. A tu raptem mnie potraktowano jak przestępcę. Teraz zanim się rozstrzygnie sprawa, muszę żyć z oszczędności albo być na utrzymaniu żony. Bo z dnia na dzień zostałem bez środków do życia. Ale ja się nie poddam, nie spocznę, zanim moja krzywda nie zostanie naprawiona. Można mnie było zdjąć ze stanowiska, ale nie wyrzucać dyscyplinarnie z pracy - zaznacza E. Stróżyna.

Zwróciliśmy się do Alicji Ciechanowicz - Walasek, rzeczniczki urzędu miasta z pytaniem, dlaczego na procesie nie zjawił się nikt z urzędu miasta. Zgodnie z procedurą pytanie wysłaliśmy mailem. Nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska