MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Otwierają chorym dzieciom drzwi

Dorota Nyk 76 835 81 11 [email protected]
- Mi ktoś już pomógł, teraz ja chcę komuś pomóc - tłumaczy jedna z założycielek stowarzyszenia Adrianna Przybek. Mama czterolatka z nowotworem.
- Mi ktoś już pomógł, teraz ja chcę komuś pomóc - tłumaczy jedna z założycielek stowarzyszenia Adrianna Przybek. Mama czterolatka z nowotworem. Dotora Nyk
Jest grupa ludzi, których dotknął los, którzy wiedzą co to nieszczęście i choroba dziecka. - Nam ktoś już pomógł, teraz my chcemy pomagać - mówi szefowa tworzącego się właśnie stowarzyszenia "Otwarte drzwi" Marta Kaszuba.

Policzyła, że w klinice na Bujwida we Wrocławiu jest teraz około dziecięciu małych głogowian walczących z chorobą nowotworową. A przecież są jeszcze także inne szpitale, do których trafili mieszkańcy naszego miasta. Właśnie takim dzieciom i ich rodzicom zamierza pomagać tworzące się właśnie stowarzyszenie "Otwarte drzwi". Działają w nim przede wszystkim rodziny chorych maluchów. Mają już za sobą pierwszą akcję charytatywną na rzecz pięcioletniego Pawełka z przedszkola przy SP 13. Udało się dla niego zebrać ponad 3 tys. zł.

- Jest nas z piętnaście. Najpierw założyłyśmy komitet na rzecz Pawełka i wystarałyśmy się o zgodę prezydenta miasta na zorganizowanie akcji charytatywnej. Ale w międzyczasie przyszedł pomysł, aby założyć stowarzyszenie - opowiada Ania Mazurkiewicz, która ma siostrzeńca z chorobą nowotworową. - Dla Pawełka zorganizowałyśmy kwestę na Dzień Dziecka, a potem pierwszą w Głogowie "Szafę z ciuchami".

Co to jest szafa? To przyjemne połączone z pożytecznym. - Mam w pracy koleżankę, która ogląda TVN Style - mówi. - Bardzo zachwalała, że w dużych miastach są organizowane różne takie akcje, na które kobiety darują swoje ciuchy, a w zamian mogą wybrać sobie inne i wymienić garderobę. Wszystko to za darmo, ale przy okazji można wrzucić coś do puszki na szczytny cel. Tak robimy.

Głogowianki, które przyszły odświeżyć swoją szafę, wrzuciły do puszek ponad 500 zł. Stowarzyszenie, jak już powstanie, zamierza takie akcje organizować częściej i wciągać do udziału w nich coraz więcej głogowianek.

- Mi ktoś już pomógł, teraz ja chcę komuś pomóc - tłumaczy jedna z założycielek stowarzyszenia Adrianna Przybek. Mama czterolatka z nowotworem. - Pomogły mi fundacje i dziewczyny z forum dla mam e-mama.glogow.pl. Zrobiły zbiórkę, akcję podobną do tej, którą my teraz organizowałyśmy. Uzbierały kwotę, którą nas wspomogły. Bardzo nam było miło, że ktoś do nas wyciągnął rękę, bo byliśmy w trudnej sytuacji i życiowej, i emocjonalnej. Bardzo często tacy rodzice się wstydzą prosić kogoś o pomoc. To nasze stowarzyszenie będzie więc po to, by przełamywać ich nieśmiałość.

Na rzecz Pawełka kwestowały nie tylko panie ze stowarzyszenia. Także dyrektorka SP 13 Agnieszka Karwat i szefowa komitetu na rzecz zbiórki, pedagog szkolny Edyta Szulc. - Pawełek od dwóch lat walczy z tą chorobą - opowiada. Czego potrzebuje? Fachowej pomocy medycznej, która jest we Wrocławiu, w klinice. Poza tym jest specjalna dieta, są dojazdy. To potworne koszty, które trudno udźwignąć rodzicom nawet jeżeli pracują. - Rodzice się nie skarżą, dzielnie znoszą swój los. Ale zauważyłam, że mamy takie dziecko w szkole, więc czemu by mu nie pomóc? - pyta E. Szulc. - Pomagają inne dzieci - przez co uczą się wrażliwości na cierpienie i na krzywdę ludzką.

Prezeska stowarzyszenia Marta Kaszuba mówi, że ludzie, którzy chcą wstąpić do "Otwartych drzwi" wiedzą jak pomóc, co doradzić, gdzie skierować, wiedzą też, co to znaczy zostać samemu. Bo często trudna prawda o chorobie dziecka dosięga człowieka nagle, a on nie wie co robić, gdzie się zwrócić i jak sobie poradzić.

- Z drugiej strony jest w naszym mieście bardzo dużo ludzi, którzy chcieliby pomóc, ale trzeba im dać tę iskierkę, żeby wiedzieli jak - mówi. Z Adrianną Przybek poznały się w klinice, miały wspólne tematy i nadal je mają. Jedna miała chorego czterolatka, druga 18-latka. - Potem przyszły do mnie inne dziewczyny i namówiły, żeby coś robić, działać.

Bo pani Marta też swoje przeszła. - Mój prawie 18 - letni syn chorował na białaczkę. Nadal choruje - mówi. - Wiem, bo przeżyłam na własnej skórze, że jak dziecko zachoruje, to często rodzice nie wiedzą co robić. Dziesięć miesięcy temu, kiedy się dowiedzieliśmy o chorobie naszego syna, byliśmy totalnie załamani. Gdyby nie wsparcie ludzi, znajomych, nawet całkiem obcych - to nie wiem, czy dalibyśmy radę. Były maile, rozmowy, wciąż coś się działo. Jak naszemu synowi potrzebna była krew, to ludzie szli i oddawali. Mnóstwo ludzi, byłam w szoku. To nam dało siłę i wiarę w ludzi. Nasz Adam jest już teraz na chemii podtrzymującej, odbudowaliśmy się i trzymamy. I możemy się odwdzięczyć innym za to, że ktoś nam pomógł.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska