Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pogranicznicy zarabiali "kokosy" za przymykanie oka

Dariusz Chajewski 68 324 88 79 [email protected]
archiwum GL
To było jak grom z jasnego nieba. Pewnego ranka - był wrzesień 2003 roku - na przejściach granicznych, w mieszkaniach pograniczników i celników pojawili się uzbrojeni po zęby, zamaskowani mężczyźni...

Nie, nie byli to bandyci. Na plecach mieli napis "straż graniczna". Tego poranka zatrzymano 14 funkcjonariuszy straży i pięciu celników. Byli to głównie strażnicy ze z Olszyny (dziesięciu), jeden pracował w jednostce w Przewozie, trzech - w komendzie lubuskich pograniczników w Krośnie.

Podejrzani celnicy zatrudnieni byli w Olszynie. Rozkaz padł z góry, akcję przeprowadzono na polecenie komendanta głównego straży granicznej. Zatrzymania nastąpiły równocześnie, niektórych podejrzanych zastano w pracy, innych wyciągnięto z domowych pieleszy, jak opowiadały rodziny, nawet wywlekano z łóżek, na oczach zapłakanych dziatek i zafrapowanych sąsiadów.

Mundurowi byli podobno obserwowani od dłuższego czasu. Nie tylko na służbie. Zatem uwagę obserwatorów zwracały nie tylko dziwne układy służbowo-towarzyskie, ale także szybko wzrastająca stopa życiowa. Mechanizm funkcjonowania tego granicznego interesu był prosty. Z wprawą godną zawodowców pogranicznicy wyłapywali osoby, które nie powinny przekraczać granicy.
Byli to zatem alimenciarze, ludzie z nieważnymi paszportami lub przebywający w Polsce nielegalnie. Funkcjonariusze nie owijając w bawełnę żądali "opłaty manipulacyjnej" za przekroczenie granicy. Podobnie było w przypadku przewoźników, którzy znajdowali się na czarnej liście podejrzanych o przemyt.

Banknot o odpowiednim nominale był w stanie spowodować chwilową ślepotę. Zatrzymanym strażnikom stawiano później zarzut "przyjmowania korzyści majątkowej w zamian za odstąpienie od czynności wydalenia". I nie było tutaj żadnej prowizorki, żadnego krycia się po kątach przed towarzyszami pracy.

Na każdej ze zmian byli wytypowani kasjerzy, którzy serdecznie witali człowieka czekającego na przekroczenie granicy i mówili, ile się należy. Podróżny wręczał banknoty zamiast paszportu i było po sprawie.

Działalność tej ułatwiającej życie podróżnym firmy szybko zdobyła zasłużoną sławę, zarówno w gronie klientów, jak i współpracowników. Przymknięcie oka na te rozmaite "drobiazgi" kosztowało od 100 do 250 euro. System działał na zasadzie... trójek.

Trzej funkcjonariusze pracujący na jednej zmianie najpierw "kasowali", a po zmianie dzielili się sprawiedliwie zyskami. Mówiono, że były to "złote służby" lub ktoś pracuje w "spółdzielni". Na rekordowych zmianach obroty sięgały 10-13 tys. zł, a pieniędzmi nad wyraz uczciwie się dzielono. "Dywidendy" trafiały też do zaprzyjaźnionych celników.
Wówczas w tzw. środowisku można było mówić o popłochu, bladym strachu. Nic dziwnego, ledwie kilka miesięcy wcześniej aresztowano pięciu funkcjonariuszy straży granicznej pod zarzutem łapówkarstwa, ale nikt nie sądził wówczas, że sprawa ma tak szeroki zasięg. Jak mówiono nieoficjalnie to ich przesłuchania przyczyniły się do rozwoju śledztwa.

Nawiasem mówiąc wstrząśnięte wydarzeniami tego wrześniowego ranka rodziny poprosiły nas o rozmowę. Dowiedzieliśmy się o panującym na przejściu mobbingu, wrednym komendancie-karierowiczu, który zrobi wszystko, aby wypłynąć na ludzkiej krzywdzie... Na dodatek nie przestrzega zasady "żyj i daj żyć innym".

Wówczas zresztą sensacje z okolic siedziby pograniczników wybuchały jedna za drugą. Oto chociażby ta dotycząca przemytu spirytusu z Włoch i Francji przez nieczynny most graniczny w Sękowicach w latach 1998-99. Akcje były organizowane przez "Carringtona" - domniemanego rezydenta mafii pruszkowskiej w południowo-zachodniej Polsce.

Obok niego na ławie oskarżonych zasiedli m.in. dowódca straży granicznej w Polanowicach Tomasz P., który za łapówki zapewniał bezpieczeństwo przerzutów, a także trzej inni funkcjonariusze lubuskiej straży, którzy dostarczali gangsterom grafik pracy patroli i klucze od szlabanów na moście. Za akcję dostawali od 1 do 5 tys. marek niemieckich.

Była także historia komendanta jednej ze strażnic, który zorganizował grupę zajmującą się przemytem cudzoziemców. Pogranicznicy i byli pogranicznicy byli zresztą wówczas "pracownikami" na wagę złota. Znali nie tylko innych funkcjonariuszy, ale doskonale orientowali się w systemie pracy. Zresztą co tutaj dużo mówić... Czy wyobrażacie sobie, że z magazynu pełnego odebranego przemytnikom towaru zginął ogromny ładunek papierosów...?

- Stare dzieje - mówi proszący o anonimowość emerytowany już pogranicznik. - I połowa to wymysł służb wewnętrznych i prokuratorów. Takie polowanie na czarownice. Zobaczcie kto został skazany i sprawdźcie ilu niesłusznie oskarżonym i usuniętym ze służby zapłacono odszkodowania... Zniszczyli nam tylko opinię. Dziś, gdy ktoś patrzy na owoce naszej ciężkiej pracy to tylko myśli "ale nakradli"...

Gdzie jeszcze warto wpaść? Najciekawsze i najpiękniejsze miejsca znajdziesz na lubuski.regiopedia.pl - największej internetowej encyklopedii Ziemi Lubuskiej

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska