- Taki dramat! Wszystko zniszczone. Gdzie moja rodzina się podzieje? Teraz mieszkają kątem u krewnych - rozpacza Agnieszka Bandurska. - Rodzice wzięli kredyt pod hipotekę mojego mieszkania, by odremontować ten stary, poniemiecki dom. I po co to wszystko? Dlaczego los jest taki okrutny? Dlaczego biednemu zawsze pod górkę?!
Pani Agnieszka stoi na poddaszu. Dach czarny, zwęglony. Na smętnych resztkach nowej podłogi stoją zniszczone meble. Z belek zwisają kawałki folii. Miała być ognioodporna... Gdzieniegdzie trzymają się jeszcze kafelki, również nowe. Wokół porozrzucane zabawki, nadpalone książki, stare płyty winylowe. - Historia mojej rodziny - szlocha A. Bandurska. Wszędzie czuć zapach spalenizny. - Słyszy pan ten dźwięk? - pyta. Słyszę. Tak skwierczy spalone drewno. Coś przerażającego.
Był poranek wielkanocny. Po godzinie ósmej państwo Janina i Ryszard Joszko zasiedli z rodziną do stołu, by zjeść uroczyste śniadanie. Było chłodno, rozpalili więc w piecu. Nie wiedzieli jeszcze, że za kwadrans na poddaszu rozpęta się piekło. Że języki ognia pochłoną dorobek całego ich życia. Że zamiast świąt przeżyją traumę.
- Poczuliśmy dym - opowiada Krzysztof Będkowski, zięć państwa Joszków. Zadzwoniliśmy po straż pożarną. Przyjechały cztery wozy - głos mu się łamie. - Gdy strażacy zrobili w dachu dziury, ogień buchnął z całych sił. Pożar był nie do opanowania. Akcja ratunkowa trwała kilka godzin. Ogień ugaszono. Dom wprawdzie stoi, ale jak tu żyć? - pyta pan Krzysztof, z trudem powstrzymując łzy. Powód pożaru? Nieszczelny przewód kominowy. To, czego nie strawił ogień, zniszczyła woda. Ściany domu wchłonęły tysiące litrów.
Na poddaszu mieszkali państwo Janina i Ryszard, emeryci. Pan Ryszard miał niedawno operację. Dół posesji zajmowała ich córka Joanna, z mężem, 13-letą córką Olą i 16-letnim synem Bartkiem. - Dzieci nie mają już książek, nie mają już szkolnych podręczników i zeszytów - rozpacza matka. Spłonęła też odzież, meble. Stopiła się nawet pralka!
- Moja rodzina nie ma środków do życia - mówi załamana A. Bandurska. - Ja nie pracuję. Nie mogę dać rodzicom i siostrze pieniędzy. Mam tylko parę rąk. Pomogę fizycznie, na ile starczy mi sił. Ala nie damy sami rady. Nigdy nie prosiłam nikogo o pomoc. Nigdy nie myślałam, że będę musiała. Teraz proszę. Pomóżcie!
Ten dramatyczny apel pani Agnieszki nie może pozostać bez odzewu. Czego potrzeba? - Głównie desek, gwoździ, narzędzi - mówią pogorzelcy. - Może ktoś robił niedawno remont i zostało mu trochę farb? Może trochę śrubek? To wszystko się przyda.
Pan Ryszard i jego zięć Krzysztof są elektrykami. Mają też smykałkę do remontów. Pracowitości nikt im nie odmówi. - Jak tylko będziemy mieli narzędzia i materiały budowlane, sami odremontujemy dom. Pomocy udzielił już Marek Cebula, burmistrz Krosna Odrzańskiego. - Dostaliśmy od burmistrza folię do zakrycia dziur, plandeki na podłogę, kontener na zniszczone przedmioty - wylicza pani Agnieszka. Niestety, wolnych mieszkań zastępczych obecnie nie ma.
W pomoc włączy się również krośnieński ośrodek pomocy społecznej. - Dziś zapadną decyzje o kwocie, jaką przyznamy poszkodowanym - mówi Zdzisława Ostrowska, kierownik placówki. - Jesteśmy na etapie przygotowywania dokumentów. Przeprowadziliśmy już wywiad środowiskowy. Pomoc zaoferowała również szkoła podstawowa numer 3 i gimnazjum. Poszkodowani będą mogli jeść tam obiady.
Taka pomoc to z jednej strony ogromny dar, a z drugiej, niestety, kropla w morzu potrzeb. Odbudować spalony dom to sztuka tyle trudna, co kosztowna.
MOŻESZ POMÓC RODZINIE
W Banku Spółdzielczym w Krośnie Odrz. uruchomiono konto dla pokrzywdzonej rodziny. Można na nie wpłacać pieniądze. Numer konta: 86 9656 0008 0010 6917 2000 0001. Materiały budowlane można dostarczać pod adres: Krosno Odrz., ul. Chrobrego 31. Tel. kontaktowy: 507 287 647.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?