"Polak zginął zastrzelony w belgijskim Herelbeke podczas włamania do sklepu jubilerskiego", "Polacy okradli ponad stu jubilerów w zachodniej Europie", "Jumak sypie jumaka", "Vlaanderen past voor de Far West" - to tylko niektóre z nagłówków prasowych, jakie pojawiały się w 2000 roku w polskiej i zagranicznej prasie. O jumakach z Krosna Odrzańskiego zrobiło się wtedy głośno. Byli na językach wszystkich. Nagle zwrócono uwagę na patologię, która przy zachodniej granicy narastała od końca lat 80. Dopiero zastrzelenie jednego z jumaków przez Woutera T., belgijskiego złotnika spowodowało, że policja zajęła się problemem polskich gangów okradających sklepy jubilerskie na Zachodzie...
Historia jumy zaczyna się jednak całkiem niewinnie. Był przełom lat 80. i 90. Komuna się skończyła i wszystko nabrało kolorów. Półki w przygranicznych sklepach niemieckich zapełniały się luksusowymi towarami, o których mogliśmy wcześniej tylko śnić, lub kupić je w peweksie. Każdy chłopak marzył o skórzanej kurtce i adidasach. A dziewczyny o takich chłopakach i perfumach Gabrieli Sabatini. W telewizji leciała nieśmiertelna "Dynastia". Chcieliśmy żyć jak Blake i Krystle. Otworzyły się również granice. Kto miał paszport i trochę marek w portfelu, mógł jechać do Niemiec na zakupy. Kwitł handel, również ten nielegalny. To właśnie wtedy zaczęliśmy przesiąkać kulturą zachodu. I zaczęliśmy marzyć. O firmowych butach, pięknej biżuterii, perfumach, kosmetykach... To był wyznacznik pozycji społecznej. Ten inny, lepszy, zachodni świat stanął otworem. Był na wyciągnięcie ręki. Nic, tylko brać. Więc brano.
Zobacz też: Mandat drogowy, zdjęcie z fotoradaru - sprawdź, jak się odwołać
To wtedy narodzili się jumacy. Młodzież nie tylko z rodzin patologicznych, ale też z miejscowej elity. A dlaczego Juma? Ekspres do Berlina odjeżdżał wtedy z dworca we Wrocławiu o 15.10. Był to pociąg pełen skrytek, w których na zachód jechały papierosy, a wracał kradziony, drobny sprzęt elektroniczny, żelki Haribo i kosmetyki. Ochrzczono go "15:10 do Yumy" na cześć klasycznego westernu z 1957 roku. To jedna z hipotez. A może Juma od młodzieżowego pisma niemieckiego JugendMagazin, który w skrócie tak właśnie nazywano?
Wraz z jumakami pojawiły się kradzieże. Na początku drobne. Łupem padały głównie artykuły spożywcze, słodycze. Później drogie okulary, markowe ciuchy, aparaty fotograficzne. Kradli to, co można było łatwo sprzedać. - Chciałeś mieć kamerę Sony? Składałeś zamówienie u odpowiedniej osoby i czekałeś - opowiada jedna z mieszkanek Krosna. - Po kilku dniach miałeś zamówiony towar.
- Osobiście nie znałem jumaczy - mówi Marcin, - Ale zawsze dziwiło mnie, że wszyscy kumple z podwórka mają fajne górale. Chcieli mi załatwić takiego za stówę, nie kupiłem...
Policja problemu nie dostrzegła w porę. Nie słuchali nauczycieli, którzy podejrzewali, co się dzieje. - Kogoś nie było w szkole, a nagle się zjawiał z torbą adidasów - wspomina jeden z belfrów. Oni zgłaszali to rodzicom, a ci zaprzeczali: - Moje dziecko złodziejem? Ono juma a nie kradnie. A to różnica...
Zobacz też: Kredyt hipoteczny. Jak wybrać najlepszą ofertę?
O tym, kto kradł, wiedzieli też mieszkańcy. - Tych poważniejszych złodziejów zdradzały luksusowe domy i samochody - opowiada Radek, który te czasy pamięta doskonale. - Rozbijali się furami po mieście. Potrafili zatrzymać auto na środku ulicy i gadać. Tworzyły się korki, ale nikt nawet nie śmiał na nich trąbić. To była przecież juma.
Później zaczęły się napady na jubilerów. Juma stała się przestępczością zorganizowaną i niebezpieczną. - Nikt sobie nie jest w stanie wyobrazić, jak to naprawdę było - opowiada jeden z byłych złodziejów. - Przywoziliśmy do domu worek złota i następował podział łupów. Później złoto się sprzedawało, albo zakopywało na działce.
Do środy Krosno znowu żyło tym tematem. Wszystko za sprawą Piotra Mularuka, reżysera, który kręcił tu o jumie film. Miasto stało się planem zdjęciowym. Ulica WOP przypominała tę sprzed 20 lat. Wiele tam zmieniać nie było trzeba. Ale pojawił się komisariat policji i kino "Piast". Wróciły też stare samochody, czyli fiaty, żuki i czarne wołgi. Ekipa zamieszkała w Hotelu Odra, obok Wodnika. A przecież Wodnik z tamtych lat to była mekka jumaczy. Historia zatoczyła więc koło. Premiera filmu o tej dramatycznej historii planowana jest na jesień.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?