Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To w hołdzie miłości…

(mon)
Ryszard Kiełb specjalnie zamazał twarz postaci, by uczynić ją bardziej uniwersalną
Ryszard Kiełb specjalnie zamazał twarz postaci, by uczynić ją bardziej uniwersalną (fot. Paweł Janczaruk)
Ryszard Kiełb dawał upust swej artystycznej duszy nie tylko na papierze czy płótnie, ale nawet na… ścianach zabytkowych kamieniczek. Lubił szokować i wystawiać widza na próbę. Jak wielu artystów, z miłością był na bakier.

Od tematu miłości bynajmniej nie stronił. Wystarczy wymienić takie grafiki i rysunki jak choćby: "Wielkie, Siedzące, Erotyczne", "Ogród rozkoszy" czy "W hołdzie miłości"…

- Na tej ostatniej pracy widzimy przykucniętą postać, która składa hołd małemu czerwonemu serduszku - Leszek Kania, wicedyrektor Muzeum Ziemi Lubuskiej, prezentuje dzieło Ryszarda Kiełba. - Nie wiemy do końca, czyj to akt, czy kobiety czy mężczyzny, bo artysta ukrył twarz. Jednak ten zabieg musiał być dokładnie przemyślany. Autor celowo zakamuflował tę postać, by nadać jej uniwersalny charakter. Chociaż jej dłonie i nogi wyglądają bardzo realistycznie.

Rysunek ten został wykonany techniką mieszaną. Część dolna ołówkiem, górna zaś: temperą i gwaszem. Jak zaznacza L. Kania, nie ma tu gadulstwa, a tylko - sama symbolika. Dzieło to po raz pierwszy ujrzało światło dzienne podczas wystawy w zielonogórskim BWA w 1974 roku. - I spotkało się z pozytywnym odbiorem widzów. Krytycy stwierdzili, że to najcelniejsza praca artysty, dostrzegli w niej harmonię pomiędzy formą a treścią - przyznaje wicedyrektor muzeum.

Wystawy R. Kiełba były dość niezwykłe. Raz na przykład artysta do płaskiego w gruncie rzeczy malarstwa dołączył barwiony sizal, który rozchodził się po całej sali. - Dzięki temu postacie na obrazach integrowały się z tłumem oglądających. Większość wystaw tego człowieka graniczyła z eksperymentem. Dowodziła jego świeżej i odważnej postawy - komentuje L. Kania.

Artysta (urodzony w 1948 roku w Mycielinie koło Nowej Soli) stworzył swój własny, specyficzny klimat widzenia świata. Do Zielonej Góry, gdzie zamieszkał i tworzył po studiach, wniósł nową jakość, nowatorskie spojrzenie na plastykę. - Był bardzo aktywny, a przy tym i wszechstronny. To jednocześnie grafik, rysownik, malarz, twórca plakatów, projektant okładek książkowych, ale też i wnętrz sklepów... - wspomina wicedyrektor. - Wielokrotnie nagradzany w kraju i za granicą. Do tego wszystkiego sprawnie pisał, uprawiał krytykę sztuki, był też nauczycielem akademickim.

W drugiej połowie lat 70. wykonał gigantyczne malowidło (mural) na fasadach trzech zabytkowych kamieniczek przy pl. Matejki. - Wymalował na nich barwną panoramę dawnej Zielonej Góry. To była pierwsza tego typu realizacja w naszym mieście - podkreśla L. Kania. - Nie obyło się bez skandalu, i oczywiście burzliwych dyskusji w środowisku konserwatorskim…

W stanie wojennym zdecydował się wyjechać za granicę. Do Kanady. Tam rozwinął swoje skrzydła. Jego grafiki co tydzień zdobiły pierwszą stronę "Gazety Informacyjnej", wydawanej przez kanadyjską Polonię.
Mimo wielu sukcesów w sztuce, nie miał szczęścia w miłości.

Za ocean wyjeżdżał jeszcze jako mąż, ale niedługo potem rozstał się z żoną. W jednym z wywiadów ("Gazeta Informacyjna", 29 grudnia 1995 r.) przyznał, że za największą porażkę uważa swoje życie osobiste. Wyznał wprost, że nigdy w życiu prywatnym nie układało mu się tak, jak w bajkach czy na filmach. O czym wtedy marzył? O tym, że kiedyś jednak spotka taką towarzyszkę życia, która mimo wszystko będzie tolerowała jego styl życia i pracy. Zdawał sobie sprawę ze swoich kaprysów, ale jednocześnie wierzył, że gdzieś istnieje kobieta skłonna do zniesienia tych jego "minusów".

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska