Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wigilia w obozowisku bezdomnych z Doliny Gęśnika w Zielonej Górze

Anna Słoniowska 68 324 88 53 [email protected]
- To co, że nie mamy klasycznej toalety? Do świąt przygotujemy się tak jak trzeba - mówi pan Witold podczas golenia.
- To co, że nie mamy klasycznej toalety? Do świąt przygotujemy się tak jak trzeba - mówi pan Witold podczas golenia. fot. Mariusz Kapała
Podzielą się opłatkiem, złożą sobie świąteczne życzenia... Tego, żeby zły los odpuścił, a jeśli nie to niech chociaż pogoda będzie łagodniejsza, a namioty cieplejsze. I żeby w "peweksie" było wszystko, co potrzebne jest im do życia. Bo to przecież... szczęście.

Przeczytaj też: W Zielonej Górze bezdomni koczują w Dolinie Gęśnika

Droga do obozowiska jest zasypana śniegiem. Mijamy oszronione drzewa i skulonych ludzi wracających z kościoła. Idziemy po śladach wózka, którym mieszkańcy leśnej polany wożą swoje skarby - złom. Nie jesteśmy tu po raz pierwszy, pisaliśmy o nich dwa tygodnie temu. Bezdomni widzą nas z daleka. Natychmiast szykują miejsce przy ognisku i zapraszają szerokim gestem, jakby chcieli przygarnąć cały świat. Piotr wyciąga z namiotu "Gazetę Lubuską", pokazuje zdjęcie...
- Czytaliśmy - oświadcza nie bez dumy.
Przy ogniu jest ciepło, niemal gorąco. Dym drażni płuca, szczypie w oczy.
- To kwestia przyzwyczajenia - mówią śmiejąc się widząc łzy płynące z naszych oczu. - Dzień przy ognisku by wam wystarczył.
Śnieg nie przestaje padać. Płatki białego puchu topią się na naszych kartkach. Nawet długopis odmawia posłuszeństwa. - Trzeba było wziąć dyktafon - znów śmiech. W obozowisku jest ich czworo. Wszyscy wyszli nam na spotkanie. Tak jakby chcieli powiedzieć, że nie są bezdomnymi, to przecież jest ich dom.

I zrobimy herbatkę

Jan jest najstarszy. Ma 64 lata. Opuścił go optymizm, którym tryskał podczas poprzedniej wizyty. Co się stało? Nie, zdecydowanie nie wypada o tym mówić dorosłemu mężczyźnie. Rozgląda się ukradkiem, sprawdza, czy nikt nie widzi i dyskretnie wyciera łzę. W końcu oskarżycielskim szeptem wskazuje winowajcę:
- Święta. Dwadzieścia lat temu, właśnie w grudniu straciłem rodzinę. Rozwiodłem się z żoną i wylądowałem na bruku. Z wykształcenia jestem piekarzem, ale okazało się, że mam astmę i musiałem rzucić pracę. Póki mogłem jeździłem na zarobek do Kamienia Pomorskiego, potem zaczęło się spanie po dworcach, obozowiskach i noclegowniach - mówi, że jest już zmęczony. Dwadzieścia lat na bruku. Teraz pragnie tylko spokoju i dachu nad głową. Ale marzenia nie spełniają się tak łatwo. Wigilię spędzi tutaj.
Kiedy kończy swoją opowieść, do obozowiska zbliża się zakapturzony mężczyzna. Już niespodziewany gość? Nie, nikt nie jest zdziwiony jego przybyciem. Wita się, dorzuca drew do ognia, wyciąga dłonie w jego kierunku.
- Bartek jestem - przedstawia się. - Nie mieszkam w obozowisku, ale znam tu wszystkich i często ich odwiedzam.

Co ze świętami? - A co? Chcecie przyjść do nas? - pytają zaciekawieni. - Jak tak, to zapraszamy. Zrobimy herbatę, coś do jedzenia też się znajdzie.
Zbyszek wzrusza jednak ramionami. - Nie myślimy jeszcze o świętach, zresztą, co tu można zaplanować. Będzie to, co znajdziemy w peweksie (na śmietniku - przyp. red.). Nie uwierzylibyście, jakie rzeczy czasami ludzie wyrzucają. Nawet garnków nie musimy myć, codziennie przynosimy sobie nowe.
Ale i tak Piotr nie wyobraża sobie świąt bez opłatka i życzeń.
- Może i nawet na pasterkę pójdziemy, w końcu kościół mamy po drugiej stronie kanału... - dodaje. Nie pytamy o choinkę. Wokół jest ich pełno. Obozowisko leży pośrodku świerkowego zagajnika. A Jan pokazuje pudełko matiasów.
- Właściwie to już zaczęliśmy świętować. Mamy śledzie, a i karpia można zawsze złowić - i twarz starszego mężczyzny wreszcie się rozpromienia.

A namioty byłyby ciepłe

Bartek ma zdecydowanie inny pomysł, nieco polityczny: - Zamiast planować święta, jedźmy na wigilię do prezydenta Komorowskiego. Ma wielki pałac, nawet się nie zorientuje, że przybyło w nim pięć osób. Pokolędujemy.
I wszyscy wybuchają śmiechem. Na chwilę zapominają o tym wszystkim, co sprawiło, że tutaj trafili i dają się porwać marzeniom...
- Wyobraźcie sobie, że mamy teraz duże, ciepłe namioty - zaczyna pan Piotr.
- O tak! Albo wiecie co? Lepiej! Kilkuosobowe namioty wojskowe - rzuca pomysł pan Zbyszek.
- Takie dwunastoosobowe, w których wojsko grochówkę gotuje. Można by wstawić do takiego piecyk i podciągnęlibyśmy wodę z kanału. Przecież strumyk płynie obok - rozmarzył się Jan.
I tylko Bartek sprowadza wszystkich brutalnie na Ziemię. - A dlaczego nie namiot cyrkowy i dwa słonie? - pyta z ironią.

W tym momencie Agnieszka wybucha śmiechem. Ma 24 lata i coraz mniej wiary w to, że wypowiadane w Wigilię życzenia się sprawdzają. W obozowisku koczuje od kilku dni. Dlaczego nie mieszka z rodziną? Jej matka umarła, ojca ledwo zna, a krewni żyją własnymi problemami. W tym roku święta będzie spędzała z obcymi ludźmi.
- Nie tak do końca obcymi. Tutaj ludzie naprawdę się poznają. Nie ma tu miejsca na pozy, maski na całe to udawanie - tłumaczy.

A gdyby tak...

Robi się coraz ciemniej. Na niebie pojawiają się pierwsze gwiazdy. Obozowisko bezdomnych schowane jest w lesie. W pobliżu nie ma żadnych latarni, nie słychać gwaru ulicy, nie widać odbijających się w oknach ekranów telewizorów. Śnieg pada coraz mocniej, tworzy białą ścianę. Żegnajmy się, życzymy wesołych świąt, a oni ponawiają zaproszenia na wigilijna wieczerzę. W końcu tradycja każe zostawić puste miejsce dla niespodziewanego gościa...

Podświetlone twarze siedzących wokół ogniska widać z daleka, scena jakby skądś znana, stajenka pastuszkowie... I jak żartują mieszkańcy leśnego obozowiska gdyby Jezusowi znudziły się niebiańskie apartamenty i zatęsknił za krnąbrną ziemią, być może przyszedłby na świat właśnie w takim miejscu. Może nawet w tym mieście, tuż pod naszymi oknami. I teraz także nie witaliby go możni, radni, urzędnicy, ale prości, ubodzy ludzie.
Kto wie, może wybór padłby na bezdomnych z Doliny Gęśnika...?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska