Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- Nikt z nas nie pozostaje obojętny na śmierć drugiego człowieka. My też bardzo to przeżywamy - mówią lekarze

Danuta Kuleszyńska 68 324 88 43 [email protected]
- Nikt lekarzy nie przygotowuje do rozmów z rodzinami, tego nie uczą na studiach - mówi Władysław Kościelniak
- Nikt lekarzy nie przygotowuje do rozmów z rodzinami, tego nie uczą na studiach - mówi Władysław Kościelniak fot. Mariusz Kapała
Kobieta do lekarza: - Dlaczego mój mąż jest żółty bardziej niż rano? Lekarz: - Hmm... Dobre pytanie... Umiera. Kobieta: - Robicie tu jakieś eksperymenty?! Lekarz z ironią: - Chyba muszę wypisać się z zawodu.

Zobacz też ** Dramat chorej gorzowianki. Z silnym bólem głowy i wymiotami została odesłana ze szpitala z kwitkiem**

Elżbieta, godz. 21.01: Mój tata leczył się na białaczkę od czterech lat. Co miesiąc kładł się w szpitalu na chemioterapię, bywało różnie... Nie kwestionuję sposobu leczenia, bo kto wie, gdyby nie lekarze, być może nie miałabym możliwości spędzenia z nim aż tyle czasu... Ale jest coś, co bardzo boli. Stosunek lekarzy do pacjentów. I do bliskich... Taki nieprzyjemny, opryskliwy, arogancki czasami. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich. Bo są i tacy, którzy mają serce na dłoni. Jak choćby doktor Kudliński z intensywnej opieki. Wspaniały człowiek. Rozmawiał z nami zaledwie pięć minut i choć nie miał dobrych informacji, byłyśmy z mamą spokojne. Wiedziałyśmy co dzieje się z tatą, jaki jest jego stan... Ale zachowanie drugiego lekarza było dla nas szokiem. Stało się to dzisiaj, między 17.00 a 18.30. Odwiedziłyśmy tatę, leżał na intensywnej terapii, był w śpiączce. Jego widok przeraził nas: cały żółty, wyglądał źle. Stałyśmy załamane przy łóżku i wtedy mama zapytała: panie doktorze, a dlaczego mąż jest tak intensywnie żółty, bardziej niż rano?
Lekarz: Hm... dobre pytanie... Umiera.
Mama: To po co są te leki, ta aparatura...
Lekarz (spojrzał na łóżko taty): Bez sensu, prawda?
Mama: Tak. To co wy robicie, eksperymenty??!!
Wtedy lekarz podszedł do pielęgniarek i z ironią powiedział: muszę wypisać się z zawodu lekarza, bo robimy eksperymenty.
Po tym wszystkim mama była tak roztrzęsiona, że o mało nie zemdlała. Ja zresztą też ledwo trzymałam się na nogach... Jak można było tak nas potraktować!! Mało tego: o godz. 19.00 przyjechała ciocia, czyli siostra taty i szwagier. Gdy zapytali o jego zdrowie usłyszeli od lekarza: z tą rodziną już miałem dzisiaj problemy... Więc pytam, czy w szpitalu leczy się ludzi, czy jest to "bez sensu"?!

Elżbieta, dzień później godz. 15.44: Nie mogę pozbierać myśli. Cały czas irytuje mnie i bardzo smuci podejście lekarzy. Przecież powinni wiedzieć jak się zachować wobec chorego i rodziny, co powiedzieć!!! Przecież nikt nie idzie do szpitala dla własnej przyjemności. Szczególnie wobec śmierci bliskiej osoby jesteśmy na skraju wycieńczenia psychicznego i fizycznego. I choć wiemy, że jest źle, chcemy usłyszeć dobre słowo... Choćby szczyptę nadziei, choćby iskrę, że jednak ktoś, od kogo zależy nasze życie, robi wszystko, co w jego mocy...
I jeszcze jedno: wczoraj, kilka minut po tym jak napisałam do redakcji, dostaliśmy telefon ze szpitala. Tata zmarł. I przypominając sobie słowa lekarza, że wszystko dookoła jest "bez sensu"... wiele pytań mi się nasuwa.

Elżbieta, kolejny dzień, godz. 11.52. Bardzo dziękuję za zainteresowanie. Mam nadzieję, że taki artykuł zmieni coś w nastawieniu lekarzy do pacjentów i może inne rodziny chorych nie usłyszą tak gorzkich, cierpkich słów. I abstrahując... 10 kwietnia jak wydarzyła się katastrofa w Smoleńsku, każda rodzina miała do dyspozycji psychologa... A normalny, zwykły, szary człowiek ze swoimi problemami musi radzić sobie sam... sam. Sam!

Zobacz też ** Dlaczego nikt nie chce ratować mojej żony? **
Maksymilian Z. Lekarz Oddziału Intensywnej Opieki Medycznej szpitala w Zielonej Górze. Ten, który źle potraktował Elżbietę i jej rodzinę. Doktorowi zacytowałam dokładnie dialog między nim, a żoną umierającego: - Być może tak mówiłem, ale nie wynikało to z żadnych złych intencji. Po pierwsze rodzina o stanie zdrowia pacjenta otrzymała dokładne informacje przed południem od zastępcy ordynatora. Po drugie, gdy te panie przyszły udzielałem informacji innym rodzinom i nie byłem w stanie skupić się na wszystkich. Być może odpowiadałem zbyt szybko, zdawkowo. Poza tym też jestem człowiekiem i też mam prawo być zmęczony... Te wszystkie rozmowy z rodzinami, zgony pacjentów mocno przeżywam i czasami psychika nie wytrzymuje... Dlaczego wyłącznie od lekarza wymaga się dobrego zachowania, a nigdy od chorych czy ich rodzin. Szwagier umierającego wszczął awanturę, wyzywał mnie od najgorszych, odgrażał się, że uprzykrzy mi życie, że się ze mną jeszcze policzy. Wyżywał się, bo akurat byłem pod ręką. Ja rozumiem, że to reakcja obronna, że to stres, bo umiera ktoś bliski, że emocje... Ale ja nie jestem z kamienia i też mam emocje...
Nie będę oceniał swojego zachowania. Jeśli rodzina uważa, że źle postąpiłem, to być może z uwagi na to, że ich zdolność odbioru rzeczywistości była w tamtym momencie zmienna. Działali pod silnym stresem i opacznie zrozumieli moje wypowiedzi. Na oddziale pracuję od dziesięciu lat i z taką sytuacją miałem do czynienia po raz pierwszy. Jest mi przykro...

Kilka dni później, przed południem. Oddział Intensywnej Opieki Medycznej. Ordynator Władysław Kościelniak:
-Nikt lekarzy nie przygotowuje do rozmów z rodzinami, tego nie uczą na studiach. Wszystko zależy od naszego doświadczenia, wyczucia sytuacji, zrozumienia... Dopiero od niedawna coś drgnęło... A te rozmowy są naprawdę bardzo trudne. Dla obu stron. A dla lekarza zwłaszcza. Bo jak powiedzieć matce, że jej 20 letni syn, właśnie umiera? To przecież niewyobrażalny wstrząs, dramat, tragedia... Dla nas także. Bo informowanie o tym, że ktoś jest bliski śmierci nie należy do przyjemnych. Niektórzy przyjmują to ze spokojem, chowają się w głąb siebie, przeżywają w środku. A potem dziękują za opiekę, że zrobiliśmy wszystko co było możliwe...Ale są tacy, którzy reagują agresją. Widziałem na tym oddziale wszystkie typy zachowań. Łącznie z groźbami pod naszym adresem. Ludzie życzą nam rychłej śmierci, wykrzykują, że zniszczą samochód, drą dokumentację medyczną, trzaskają drzwiami... Przepisy nie pozwalają nam podawać rodzinom środków uspakajających, bo potem nie wiadomo jak je rozliczyć... Proszę uwierzyć: nikt z nas nie pozostaje obojętny na śmierć drugiego człowieka. My też bardzo to przeżywamy. A zachowanie doktora Z? Cóż... nie powinien tak reagować poniosło go... Ale to świetny fachowiec, do tej pory skarg na niego nigdy nie było. Tak. To prawda. My lekarze musimy być cierpliwi, odporni, silni. Musimy być dobrymi psychologami... Ale nie zawsze to wychodzi. Jesteśmy tylko ludźmi.

Pytanie do rzecznika zielonogórskiej lecznicy: - Czy w szpitalu są zatrudnieni psychologowie, którzy rozmawiają z rodzinami i pacjentami w razie potrzeby. I czy szkoli się lekarzy do takich rozmów, zwłaszcza gdy ktoś jest umierający?
Adrianna Wilczyńska, rzeczniczka szpitala: - Mamy dwóch psychologów, uczestniczą wraz z lekarzami w obchodach na oddziałach, są wzywani przez lekarzy lub pielęgniarki, jeśli chce tego pacjent. Lub też wzywa ich sam personel.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska