Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Zgodziński ma uśmiech od serca

Leszek Kalinowski 68 324 88 74 [email protected]
- Bardzo cenię sobie to wyróżnienie i traktuję je jako docenienie tego wszystkiego, co robią na co dzień Korczakowscy – przyznaje Jerzy Zgodziński
- Bardzo cenię sobie to wyróżnienie i traktuję je jako docenienie tego wszystkiego, co robią na co dzień Korczakowscy – przyznaje Jerzy Zgodziński fot. Archiwum Korczakowców
Wyjątkowy człowiek - Jerzy Zgodziński - w wyjątkowym miejscu - nad jeziorem w Korczakowie koło Ośna Lubuskiego - odebrał wyjątkową nagrodę - Order Uśmiechu. To międzynarodowe wyróżnienie przyznawane przez młodzież.

Decyzją sekretarza generalnego Organizacji Narodów Zjednoczonych od 1979 roku Order Uśmiechu zyskał status międzynarodowy. Wśród lubuskich nauczycieli, pedagogów, wychowawców to dopiero druga taka nagroda dla instruktora harcerskiego, założyciela legendarnego szczepu Korczakowców. Tym samym Jerzy Zgodziński dołączył do grona kawalerów orderu: Jana Pawła II czy Matki Teresy z Kalkuty i innych znanych na świecie postaci.

- Byłem bardzo zaskoczony przyznanym mi wyróżnieniem. Na pytanie, gdzie powinna się odbyć uroczystość wręczenia Orderu Uśmiechu, od razu odpowiedziałem, że w Korczakowie - mówi J. Zgodziński. - Proponowano np. Warszawę, ale czyż może być dla nas Korczakowców, ważniejsze miejsce niż nad jeziorem, w ośrodku, który sami stworzyliśmy?

Laureat jest zielonogórzaninem, ale nie z urodzenia. Dzieciństwo spędził w Wielkopolsce. Z Winnym Grodem związał się dopiero po ukończeniu filologii polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Z dyplomem magistra szukał pracy. Rozesłał podania do kuratoriów w różnych województwach. Odpowiedź otrzymał z zielonogórskiego. Zaoferowano mu pracę w zasadniczej szkole zawodowej. Przyjął ją bez wahania. A był to rok 1961. I od tego czasu przez całe życie zawodowe związany był z placówką, która stała się potem Zespołem Szkół Samochodowych.

- Już na początku dyrektor polecił, bym założył drużynę harcerską. Nie byłem z tego powodu szczęśliwy. Ja? Przecież - nie licząc zuchów - nie byłem druhem - wspomina po latach. - Chciałem prowadzić teatr, a tu mi każą - drużynę!
Od początku było to trochę dziwne harcerstwo. Bez musztry, alarmów, meldunków.
- Uczniowie w szkole zawodowej mieli mniej możliwości spotykania się kulturą. Dlatego postanowiłem wykorzystać pracę w harcerstwa do zainteresowania młodzieży literaturą, teatrem, filmem. To stało się naszą misją - podkreśla.

Szczep Korczakowców od razu zyskał sławę. Z powodu ambitnych dyskusji o ambitnych filmach, muzyce, powieściach. I atmosfery, jaka wśród druhów panowała. Od początku było wiadomo, że będą pracować wykorzystując idea Janusza Korczaka. Stał się dla nich wzorem. Nazwali się więc Korczacy, bo dwóch latach napisało o nich ,,Nadodrze".
- Tam zostaliśmy Korczakowcami. No i taka nazwa towarzyszy nam do dziś - podkreśla J. Zgodziński.
Wydawali gazetę, oglądali filmy, których nie pokazywano w kinowych salach. W pracy wykorzystywali wszelkie nowinki technicznej. Zorganizowali studio telewizyjne. Dzięki kamerze utrwalali na taśmie najcenniejsze chwile.

Słynny już szczep Makusynów miał swoją siedzibę w Siedlisku. Korczakowscy też chcieli mieć swój kawałek na Ziemi. Jeździli na obozy do Pogorzelicy, ale to nie to samo co swoja stała baza, której po lecie nie trzeba zwijać jak śpiwora. Szukali w okolicy Sulechowa. I w innych miejscach. Ale dopiero jezioro w okolicy Świniar koło Ośna Lubuskiego zachwyciło ich na tyle, że postanowili zakończyć poszukiwania. Od razu wiadomym było, że to jest po porostu to. Stworzyli bazę, którą nazwali Korczakowo. Przez 41 lat wszyscy w okolicy i nie tylko zdążyli się do niej już przyzwyczaić i nie mówią na to piękne miejsce inaczej… Co roku można tu spotkać młodzież z całej Polski, coraz więcej osób zaraża się miłością do Korczakowa i nie wyobraża sobie wakacji bez pobytu w obozie, któremu patronuje autor Króla Maciusia I. Nawet mundial nie zatrzymał ich w domu. Co prawda, mecze oglądali wszyscy na wielkim ekranie, ale oddychając leśnym powietrzem. W bazie nie mogło zabraknąć kamiennego pomnika Janusza Korczaka. To pierwszy taki postument w Polsce, a i najprawdopodobniej w świecie. Później pomnik wybitnego pedagoga stanął też w Zielonej Górze, niedaleko samochodówki, w której działali Korczakowcy.

- Nasza baza to magiczne miejsce, przyciągające do siebie na zasadzie łańcuszka. W ubiegłym roku trafiła do nas dziewczyna z Leszna. W tym roku przyjechała ponownie, przywiozła ze sobą trójkę znajomych - opowiada J. Zgodziński, o którym nie tylko harcerze mówią, że ma anielską cierpliwość, doskonały kontakt z młodzieżą, rozumie ich problemy i zawsze stara się pomóc. No i ma szczery uśmiech, taki od serca.
Od trzech lat jest już na emeryturze. Ale z harcerstwem się nie rozstaje. Gdyby mógł ponownie wybierać swoją drogę, znów poszedłby na filologię polską i pracowałby z młodzieżą w szarych mundurach.
- Wolę być reżyserem przy tablicy niż na scenie. I codziennie odgrywać inną rolę, a nie taką, jaką podpowiada mi scenariusz sztuki - podkreśla.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska