Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wodniacy biją na alarm. Większość kąpielisk w naszym regionie została uznana za niebezpieczne

Piotr Jędzura, (tod) 68 324 88 25 begin_of_the_skype_highlighting              68 324 88 25      end_of_the_skype_highlighting pjedzura@gazetalubuska.
fot. sxc.hu
Dlaczego? - Bo nie ma ratowników - odpowiada Zenon Bareła, prezes zarządu okręgowego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w Zielonej Górze.

Tylko w miniony weekend woda zabrała życie trzem osobom. W gliniance koło Trzebiela utonął 27-letni mężczyzna. W stawie w Witoszynie Dolnym utopił się 46-letni wędkarz. A w Jeziorze Sławskim 25-latek. Przed nami kolejny weekend...
Za najbardziej niebezpieczne Bareła uznał kąpieliska w Łagowie. - Dramat. Nie ma ratowników. Jest mnóstwo lin przywiązanych do drzew, z których ludzie skaczą do wody. Taki upadek może skończyć się tragicznie - ostrzega.

Ratowników brakuje w Dąbiu koło Krosna Odrz. Niebezpiecznie jest w Lubsku, nad jeziorkami w okolicach Bytnicy, Tuplic i w Wojnowie. Podobnie w Gryżycach koło Żagania. - Tylko jedno kąpielisko jest strzeżone - podkreśla Bareła.
Zbigniew Zdzitowiecki, wojewódzki inspektor kontroli WOPR i szef WOPR w Żarach, dodaje, że ratownicy - jeśli są - nie mogą zapanować nad osobami, które kąpią się poza wyznaczonym obszarem. Mówi, że źle jest też w Linach koło Babimostu. - Ostatnio nad jeziorem wypoczywało tam mnóstwo ludzi, a nad bezpieczeństwem czuwał tylko jeden ratownik. W dodatku nie miał aktualnych uprawnień - stwierdza.

Nieciekawie jest też w północnej części województwa. - Z roku na rok ubywa plaż strzeżonych - ubolewa Czesław Gnitecki, prezes zarządu okręgowego WOPR w Gorzowie. Część kąpielisk nie ma tzw. bezpiecznej strefy z głębokością 1,2 m. - Od razu dostajemy się na głęboką wodę - tłumaczy Gnitecki. Takie miejsca to Kłodawa pod Gorzowem i ośrodek Stilon w Lubniewicach.
Zdaniem WOPR-owców, gminy bagatelizują problem bezpieczeństwa. - Nie zabiegają nawet o to, żeby wody były strzeżone - przyznaje Bareła.

Ryszard Oleszkiewicz, wójt Łagowa, przyznaje, że nie zajmuje się sprawami ratowników. - Jako gmina nie mamy nawet jednego swojego kąpieliska. Wszystkie są w prywatnych rękach - informuje.
Gmina Skąpe ma swoje. - Niestety, nie są strzeżone, bo nie ma pieniędzy - przyznaje Zbigniew Woch, wójt. - Wzięliśmy na siebie koszty budowy pomostów i oznaczenia kąpielisk jako niestrzeżonych. Liczymy na rozwagę ludzi.

W prywatnych ośrodkach wypoczynkowych też nie ma kasy na ratowników. Dzwonimy do Promyka w Łagowie. - Czy na waszym kąpielisku jest ratownik? - pytamy. - Nie - pada odpowiedź. Bez wyjaśnienia, ale z odesłaniem do szefostwa ośrodka, którego akurat nie ma. Ratownika na stałe nie znajdziemy w Leśniku w Łagowie. Jest tylko wtedy, gdy przyjeżdża turnus. Przynajmniej tyle...
Ratownik z uprawnieniami to spory wydatek. - Około dwóch tysięcy złotych miesięcznie. Do tego wyżywienie i nocleg - wylicza Kamil Górski, dyrektor ośrodka Stilon w Lubniewicach. To, czy zostanie zatrudniony, zależy od pogody i liczby wczasowiczów. - Aura jest doskonała, dlatego rozważamy taką możliwość od 15 lipca - mówi Górski.

Ale okazuje się, że nie wszędzie ratownik kosztuje aż tyle. - Mamy pod dostatkiem ochotników z pełnymi uprawnieniami, którzy przynajmniej w weekendy mogą pilnować akweny, gdzie gromadzi się najwięcej osób - zapewnia Zdzitowiecki. - Samorządy mogłyby tylko zapewnić jakieś drobne kwoty, choćby na zwrot kosztów dojazdu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska