Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wołoszański ocenia lubuskie fortyfikacje: - Macie skarb, ale niewykorzystany

Dariusz Brożek 95 742 16 83 [email protected]
Bogusław Wołoszański ma 60 lat. Z wykształcenia prawnik, jest pisarzem, scenarzystą i publicystą. Autor cyklu "Sensacje XX wieku”.
Bogusław Wołoszański ma 60 lat. Z wykształcenia prawnik, jest pisarzem, scenarzystą i publicystą. Autor cyklu "Sensacje XX wieku”. fot. Dariusz Brożek
- Lubuskie fortyfikacje to ogromny potencjał regionu. Tyle tylko, że niewykorzystany - mówi odkrywca tajemnic drugiej wojny światowej BOGUSŁAW WOŁOSZAŃSKI, który w minioną sobotę był organizatorem i prowadził inscenizację batalistyczną w Boryszynie koło Lubrzy.

- Dlaczego fabuła reżyserowanej i prowadzonej przez pana inscenizacji opierała się na bitwie pod Mokrą, która nie ma nic wspólnego z naszym regionem?

- Boryszyn jest miejscem historycznym i trzeba go wykorzystywać do popularyzowania tradycji naszego oręża. Pracując nad scenariuszem widowiska opierałem się częściowo na filmie, który zrealizowałem przed sześcioma laty dla telewizji. Poświęcony był właśnie bitwie, stoczonej w pierwszym dniu drugiej wojny przez naszych kawalerzystów z nacierającymi niemieckimi oddziałami pancernymi. Jej areną były okolice wsi Mokra. Żołnierze Wołyńskiej Brygady Kawalerii stawili tam opór 4. Dywizji Pancernej. Zniszczyli blisko sto czołgów i samochodów, sami ponieśli ciężkie straty i wycofali się pod naporem wroga. To jedna z najbardziej chlubnych, ale zarazem mało znanych kart historii polskiego oręża.

- Niektórzy z widzów czekali na szarżę ułanów na czołgi. Dlaczego jej nie było?

- W czasie kampanii wrześniowej basu ułani nie atakowali niemieckich pojazdów lancami i szablami. To mit wymyślony przez hitlerowską propagandę i upowszechniony później przez komunistyczne władze. Kawalerzyści niszczyli czołgi wroga, ale za pomocą karabinów przeciwpancernych i dział. Tak jak w Boryszynie.

- Widowisko w Boryszynie miało promować bunkry Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego. Czy fortyfikacje mogą być atrakcją, swoistą marką przyciągającą turystów?

- Oczywiście. W Europie Zachodniej zwiedzanie fortyfikacji to odrębna gałąź przemysłu turystycznego. Panuje tam swoista moda na beton. Ale beton to nie wszystko. Ile można iść podziemnym tunelem? To się po prostu nudzi po pewnym czasie. Turysta, który tutaj przyjeżdża po pierwsze musi znaleźć bazę. A po drugie musi znaleźć zabawę. Jeśli chodzi o bazę, zupełnie przypadkowo znalazłem mały pensjonat na uroczo położonym cyplu we wsi Wysoka. Odkryłem tam znakomitą kuchnię, serdeczną atmosferę i wspaniałych gospodarzy. Jest tam 19 miejsc, wszystkie zajęte przez Niemców. Bo oni tego właśnie u nas szukają. Ale ile takich obiektów tutaj jest? Obawiam się, że niewiele.

- Zdaniem fachowców MRU może konkurować z Linią Maginota czy belgijskim fortem Eben Emael. Dlaczego więc nasze bunkry nie są tak znane?

- Francuzi i Belgowie po mistrzowsku reklamują swoje umocnienia. To cały przemysł, wykorzystują ich każdy fragment. My mamy porównywalne obiekty, albo nawet ciekawsze. I co z tego, skoro nie potrafimy ich zagospodarować, ani kolokwialnie mówiąc sprzedać turystom.

- Jak to zrobić?

- Sam tunel nie może być celem samym w sobie. Mamy tutaj mosty rolkowe i obrotowe, liczne obiekty rozrzucone dookoła, w których można odtwarzać izby żołnierskie, pomieszczenia bojowe i socjalne. Sama rekonstrukcja obiektu jednak nie wystarczy. Zaczną żyć dopiero wtedy, kiedy turyści będą o nich wiedzieć. I będą mogli do nich dotrzeć rowerami, czy busami. Trzeba zaproponować turystom coś więcej i zatrzymać ich na dłużej. Na przykład połączyć zwiedzanie bunkrów ze spływem kajakowym, wizytą w lokalnym muzeum i zakwaterowaniem w gospodarstwie agroturystycznym, albo jakimś ośrodku.

- Czy takie widowiska jak w Boryszynie to promocja regionu?

- Coraz więcej miast organizuje inscenizacje batalistyczne. Przed rokiem w Żaganiu prowadziłem widowisko z okazji kolejnej rocznicy ucieczki alianckich oficerów z obozu. Podobne organizują Mława, Poznań, Sochaczew i Kostrzyn nad Odrą. Takich imprez jest naprawdę bardzo dużo i mają coraz większy rozmach. Przyjeżdżają na nie tłumy. To wspaniała popularyzacja historii i jednocześnie promocja lokalnych osobliwości.

- Był pan wcześniej na którymś ze zlotów?

- Nie, ale bunkry już zwiedzałem. Władze Lubrzy są prekursorami widowisk nawiązujących do drugiej wojny. Boryszyńskie zloty mają długą tradycję. Rozmawiałem już w wójtem o kolejnym. W przyszłym roku zaproponujemy coś innego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska