Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gorzowscy antyterroryści. Najlepsi z najlepszych

Tomasz Rusek 95 722 57 72 [email protected]
Antyterroryści albo ćwiczą akcje, albo są na akcji. To praca dla najlepszych
Antyterroryści albo ćwiczą akcje, albo są na akcji. To praca dla najlepszych fot. Materiały Policji
Powiedzmy to sobie wprost: jeśli zjawiają się przed twoimi drzwiami, to masz problem. Bardzo duży problem. Wtedy najlepiej nie stawiaj się, grzecznie wypełniaj polecenia i nie dyskutuj. - Bo my nie przychodzimy na rozmowy - zapewniają gorzowscy antyterroryści.

Spotykamy się w ich całkiem sporej kanciapie w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Gorzowie. Na stole leży sobie atrapa granatu. Wyluzowani, uśmiechnięci, na pierwszy rzut oka przypominają sportowców. Żaden nie wygląda jak "Pudzian", ale widać, że pod koszulkami hodują kaloryfery, a nie oponkę. Krótkie włosy, mocny uścisk dłoni. Bardzo mocny. W końcu mali nie są. I już na początku ustalamy: nie będzie żadnych zdjęć, nazwisk, nawet imion. - Względy bezpieczeństwa - tłumaczy rzecznik lubuskiej policji Sławomir Konieczny. Po krótkich pertraktacjach godzą się na ksywki. Albo jednak nie. Ilu ich jest? Też się nie dowiem. - Wystarczająco dużo - ucinają. Na spotkaniu jest ich czterech, w porywach do sześciu. Ale to skromna część ekipy.

Jak zbrojownia z gry komputerowej

W Gorzowie sekcja działa od 1998 r. Ale jako etatowa grupa - od 2003 r. Czym zajmują się antyterroryści? Mniej więcej każdy wie: wchodzą tam, gdzie inni wejść nie mogą. Jak trzeba, to z drzwiami zawitają do domu gangstera, wyciągną go z auta, namierzą w siłowni. Tyle powie każdy z nas. Ale zajmują się też innymi sprawami. - Konwojujemy świadków koronnych, ochraniamy VIP-ów, zajmujemy się ładunkami wybuchowymi, bierzemy udział w niektórych patrolach, szkolimy innych, ale czasami też odwiedzamy przedszkolaków czy pokazujemy się na festynach - wyliczają.

Rocznie mają około setki "realizacji", bo tak fachowo nazywają się ich akcje. I nie zawsze chodzi o wydarzenia na terenie woj. lubuskiego. Czasami zaliczają gościnne występy. Ale przecież nie mają wyjazdów siedem dni w tygodniu. Jak więc wygląda przeciętny dzień? - Zaczynamy o 7.30, kończymy o 15.30 - uśmiechają się wszyscy.
Ale nie siedzą za biurkami. - W takie dni leci nam planowe szkolenie. Taktyka, strzelanie, wysokościówka, szkolenie pirotechniczne, paramedyczne, fizyczne. Zaliczamy siłownię, basen, biegamy - wyliczają.
Ale wystarczy jeden telefon choćby w środku nocy (każdy zawsze i wszędzie ma przy sobie komórkę) i migiem jadą do komendy. Nikt się nie miga. - Realizacje to sens naszej pracy. Jak ktoś ma wolne, to zwyczajnie żałuje, że nie brał w nich udziału - mówi pierwszy z lewej.

Prowadzą mnie do szatni, pokazują magazyn z bronią. Gracie czasem w strzelanki? Wierzcie mi, wygląda to jak zbrojownia z gry komputerowej. Sprzętu wystarczyłoby na podbicie małego państwa... W każdym razie od wejścia do komendy w cywilnych ciuchach do wybiegnięcia "w pełnym sprzęcie" mija zaledwie kilka minut. Wielkie torby ze wszystkimi akcesoriami antyterroryści mają zawsze przygotowane.
To nie tak, jak w filmach i serialach

Nie, nie zarabiają kokosów. Mają tyle, co zwykły policjant w ich grupie zaszeregowania. Ale nikt się nie skarży, bo nie przyszli tu dla kasy.
Nie, ich praca nie wygląda jak w filmach czy serialach. - Rozwala mnie, jak w W-11 główny bohater biegnie pierwszy z "klamką", a za nim gonią antyterroryści. To tak nie wygląda - zapewnia pierwszy z prawej.

Tak, większość z nich pasjonuje się sportami walki i na ulicy czują się pewniej niż przeciętny Kowalski. - Ale dzięki tej pewności nie musimy sobie niczego udowadniać. Gdy ktoś się rozpycha, to z uśmiechem puszczę go przodem i powiem: proszę bardzo, idź - śmieje się drugi z prawej. Choć oczywiście mają na koncie kilka zatrzymań po cywilu. - Ale każdy policjant takie ma - skromnie dorzucają.
Tak, ich partnerki i żony bardzo się o nich boją. Bo bywa, że nie mogą odebrać telefonu przez całą noc, bo akurat są na rozpoznaniu, albo nawet kilka dni. Ale one wiedzą, że bez tej roboty oni nie mogliby żyć. Dlatego... nawet na urlopie przychodzą do firmy ze sobą pogadać.

Nie, nie może do nich dołączyć każdy chętny. Sito jest gęste i ma kilka etapów. Przede wszystkim kandydat musi być policjantem i mieć jakąś historię. Potem czekają go testy sprawnościowe (tak wyśrubowane, że oblewa je 80 proc. kandydatów), lekarskie i maglowanie przez psychologa. - Co rok stara się do nas dołączyć kilkanaście osób, udaje się jednej, dwóm - mówi pierwszy z lewej. Ale też on sam i inni atecy dwa razy w roku są sprawdzani. Muszą być w formie, inaczej - do widzenia.
Nie, w tej robocie wcale nie jest zaletą bycie jak Rambo. Bo antyterroryści grają zespołowo. Bohaterów i cwaniaków tu nie potrzeba. Indywidualiści nie dają pewności, że zostaną "na plecach" kolegi, gdy zrobi się gorąco. Wszyscy muszą być jak trybiki jednej maszyny. Kto nie umie się dostosować, musi odejść.
Nie, nikt nie odchodzi. Chyba że na początku, gdy zrozumie, że to jednak nie dla niego.

Nie, nie są tylko napakowani. Większość jest po studiach, gdyby chcieli, pewnie mogliby pracować za większe pieniądze poza policją. Ale nie chcą. - Bo to jest przygoda, każdy dzień inny, każda realizacja niepodobna do poprzedniej. Adrenalina? Tak, daje kopa i mobilizuje - tłumaczy drugi z prawej, który podobnie jak ten na wprost i pierwszy z prawej są jednocześnie w zespole minersko-pirotechnicznym. No, oni to dopiero wiedzą, co to adrenalina...
Nie, nikt im nigdy nie uciekł. Mają stuprocentową skuteczność. Co nie znaczy, że zawsze jest lekko, łatwo i przyjemnie. Najtrudniejsze są akcje w dużych budynkach, np. hotelach. Mnóstwo ludzi, drzwi, pomieszczeń, do tego klienci, którzy nie zawsze są grzeczni...

Tak, poza tym, że są twardzielami w kominiarkach, obwieszonymi bronią i innym sprzętem, to są ciągle ludźmi. Sami mają rodziny. - Staramy się tak planować realizacje, żeby nie straszyć niepotrzebnie niewinnych osób: sąsiadów, żon, dzieci. Ale czasami musimy wejść do domu, gdzie są maluchy. To chyba najtrudniejsze, gdy taki dzieciak stoi przerażony i nie wie, co się dzieje. Najczęściej prosimy matkę, by zaopiekowała się dziećmi i zajmujemy się tylko zatrzymanym - tłumaczą lubuscy antyterroryści.

Nie stawiaj się, nie dyskutuj

- Załóżmy, że jestem tym złym, do którego wpadacie. Jak powinienem się zachowywać, żeby nie utrudniać wam pracy? - pytam na koniec.
- Grzecznie wypełniać polecenia, nie stawiać się, nie dyskutować. Bo my nie przychodzimy na rozmowy.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska