Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Makabra pod Witnicą. Rafał i Grzegorz zginęli pod kołami szynobusu. Wszyscy pytają: dlaczego?

Jakub Pikulik 95 722 57 72 [email protected]
W pobliżu miejsca, w którym doszło do tragedii, palą się znicze
W pobliżu miejsca, w którym doszło do tragedii, palą się znicze fot. Jakub Pikulik
Niedziela. Prawie wieczór. Mężczyźni leżą na torach. Jeden jeszcze lekko unosi głowę. Chwilę później giną zmasakrowani przez szynobus. Prokuratura zakłada samobójstwo. Znajomi w to nie wierzą.

Na przejeździe kolejowym w Białczyku stoją cztery znicze. 100-150 metrów stąd zginęli Rafał i Grzegorz. Mieli po 24 lata. Maszynista twierdzi, że leżeli na torach, gdy nadjechał szynobusem. Hamował, ale było za późno.

- Byłem na miejscu. Makabra - przyznaje Zdzisław Mikisz, szef Ochotniczej Straży Pożarnej w Witnicy.
- Jak zeznał maszynista, jeden z mężczyzn tuż przed tragedią podniósł głowę. Sprawdzamy, co było przyczyną dramatu, czy było to samobójstwo - mówi Dariusz Domarecki, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gorzowie.

Co mogło pchnąć młodych ludzi do desperackiego czynu? Na naszym forum internetowym niektórzy twierdzą, że 24-latkowie niedawno stracili robotę. Na razie nie udało nam się skontaktować z ich pracodawcą i zweryfikować tych informacji. Prokuratura potwierdza, że w dniu tragedii jeden z mężczyzn stracił prawo jazdy. Niewykluczone, że byli pod wpływem alkoholu, ale to ustalą biegli. Czy te zdarzenia mogły być powodem targnięcia się na życie?

Bliscy i znajomi ofiar mają wątpliwości. "Znałem Rafała kawał czasu i nie wierzę, że mógł popełnić samobójstwo, to nie ten typ człowieka. Kto jak kto, ale na pewno nie on. Jestem o tym święcie przekonany" - pisze na naszym forum internauta Kolega.

Inni mówią, że Rafał i Grzegorz przed śmiercią byli w Witnicy. I tam weszli z kimś w konflikt. Być może doszło do bójki. Do domów wracali nasypem kolejowym, bo bali się iść chodnikiem odległym o kilkaset metrów. Nie chcieli znów spotkać ludzi, z którymi wcześniej się posprzeczali.
Co się stało na torach? Kolejna awantura? Może bójka?
- Nie chcemy spekulować. Przesłuchujemy świadków, może to rzuci światło na tę straszną historię - ucina prokurator Domarecki.

Rafał mieszkał w gminie Bogdaniec, Grzegorz w gminie Krzeszyce. Jedziemy tam. We wsi, z której pochodził Rafał, o tej śmierci dyskutują wszyscy.

- Okropna tragedia. Koszmar... - wzdycha kobieta w sklepie.
Młodzi ludzie na przystanku nie wierzą, że Rafał mógłby odebrać sobie życie.
- Słyszałam kilka wersji zdarzenia, ale nie będę spekulować. Dajmy czas ekspertom, oni pewnie wyjaśnią tę zagadkę - uważa kobieta ze sklepu.

Ludzie raczej nie rozsiewają plotek, niewielu chce w ogóle mówić o dramacie.
Druga wieś, już w gminie Krzeszyce, to kilkadziesiąt domów porozrzucanych w dużej odległości.
- Tak, tak, słyszałem. To istny koszmar. Powody? Pewnie tylko oni je znali, ale już nic nam nie powiedzą. Zabrali tajemnicę do grobu - stwierdza mężczyzna na rowerze. Milknie, odwraca głowę i odjeżdża. Ludzie nie chcą mówić, bo i co mają powiedzieć?

Na kamieniach nasypu widać ślady dramatu, który rozegrał się tu kilka dni wcześniej. Po kilku minutach nadjeżdża szynobus. Z prędkością 60-70 km/h. Ten odcinek torów jest prosty, widoczność dobra. Ale za dnia. Wieczorem i w nocy jedynym źródłem światła jest lampa na przejeździe kolejowym. A droga hamowania rozpędzonego składu to około kilometr.

Znicze przy torach już się wypaliły. Żeby mocny podmuch wiatru ich nie wywrócił, ktoś obłożył je kamieniami z nasypu. Tymi samymi, na których zginęli Rafał i Grzegorz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska