Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przeklęty Katyń

Danuta Kuleszyńska 68 324 88 43 [email protected]
Fot. Mariusz Kapała
-Byli wśród nas i tacy, którzy nie mieli pojęcia co się stało. Starsza pani zapytała ze spokojem, czy teraz jedziemy zwiedzać Smoleńsk. Ale byli i tacy, którym rozpacz rozrywała serca - Urszula Malentowicz - Jaraszkiewicz do końca życia zapamięta Katyń.

To miał być piękny dzień. I taki ważny w ich życiu. Ponad dwieście osób z Rodziny Katyńskiej ruszyło w zeszły piątek pociągiem do Smoleńska. Razem z nimi posłowie, harcerze, dziennikarze, dzieci i bliscy tych, którzy mieli dolecieć prezydenckim samolotem następnego dnia. Urszula Malentowicz-Jaraszkiewicz nie zapomni roześmianych oczu Andrzeja Przewoźnika. Sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa (zginął w katastrofie) odprowadzał na pociąg swoją córkę. Podobnie Andrzej Sariusz-Skąpski, szef Federacji Rodzin Katyńskich (zginął w katastrofie). Przy okazji żegnali wszystkich. Klepali po ramieniu. Mówili: do zobaczenia jutro w Katyniu. Tam się spotkamy. Nie spotkali.

To było zbyt piękne

-Przed nami była długa droga. Cały dzień i cała noc w pociągu. I tak sobie w tym pociągu rozmyślałam, że to chyba niemożliwe, żeby sam pan prezydent Polski przyjechał do Katynia. Dla mnie to było takie nierealne, takie... jakby tu powiedzieć...hm... Zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe - ze smutkiem opowiada pani Urszula. - Bo ja pana Kaczyńskiego bardzo lubiłam jako prezydenta. On tak wiele dla Rodzin Katyńskich zrobił. Był patriotą, jakich dziś już się nie spotyka.

To była już trzecia podróż pani Urszuli do tamtej ziemi. Pierwszy raz w katyńskim lesie była 21 lat temu. Stał tylko krzyż. I nic więcej nie stało. Potem pojechała na otwarcie cmentarza. Wtedy na długim murze odnalazła tabliczkę z nazwiskiem swego ojca. Pułkownik Mieczysław Ornatowski był zastępcą dowódcy pułku radiotelegrafistów w Warszawie przy Duchnickiej 1. Mieszkali na Żoliborzu, pięć pokoi, pułkownik miał swój gabinet. Wracał do domu i dalej pracował. Albo czytał gazety. Ula miała wtedy cztery lata i pamięta ojca jak przez mgłę. - Siadał na krześle, zawsze w oficerkach, zakładał nogę na nogę, i tak mnie huśtał. W sierpniu 1939 r wywiózł nas do babci pod Rzeszów, a potem dostał rozkaz wymarszu na Wschód. Jak wybuchła wojna to my z mamą też na Wschód i pod Lublinem spotkaliśmy wojsko ojca. Szli do Tarnopola, my z nimi na furmance. Jak Sowieci wkroczyli, tata został aresztowany. A potem wiadomo, co było.

By pokłonić się ojcu

Był Kozielsk, Katyń...W zeszły piątek Urszula Malentowicz - Jaraszkiewicz wyruszyła w długą podróż, by znów pokłonić się ojcu. Obok niej w przedziale siedział artysta plastyk Adam Bagiński. Też z Zielonej Góry, jak pani Ula. W Katyniu zginął jego ojciec Władysław, ułan w stopniu porucznika. Służył w 18.Pułku Kawalerii w Grudziądzu, w armii generała Hallera. Nigdy nie widział swego syna, bo gdy Sowieci strzelali mu w tył głowy, mały Adaś siedział cichutko w brzuszku swojej mamy. Niedługo potem przyszedł na świat. - Jechałem do Katynia, żeby na własne oczy zobaczyć, czy nazwisko taty wyryto na tablicy. Czy on tam jest. Jest. Tabliczka też. Znajduje się na początku tego długiego muru. Gdyby nie Urszula, pewnie bym jej nie znalazł - mówi.

Jeszcze jedna osoba z Zielonej Góry wybrała się w tę podróż. To Cezary Szczepankowski, który teraz mieszka w Kołobrzegu. Miejsce w pociągu odstąpiła mu matka. - Nie miała już tyle zdrowia, by jechać, więc posłała mnie, żebym pokłonił się dziadkowi - opowiada ze smutkiem w głosie.
Adam Kowalczyk, dziadek pana Cezarego, był powstańcem wielkopolskim, potem służył w Korpusie Ochrony Pogranicza na Kresach Wschodnich. Też aresztowany. Też zamordowany przez Sowietów. Pan Cezary musiał oddać mu hołd. Taką miał potrzebę.

Do Smoleńska pociąg z Warszawy dotarł w sobotę, 10 kwietnia, nad ranem. Było pochmurno i bardzo zimno. - W pociągu zjedliśmy śniadanie, około 9.00 podjechały autobusy. Ruszyliśmy do Katynia. To ponad 20 km - wspomina pan Adam.
W katyńskim lesie byli na pół godziny przez rozpoczęciem uroczystości. Przeszli przez bramki, Rosjanie skrupulatnie każdego sprawdzali. Czasu na zwiedzanie nekropolii nie było. Mieli to zrobić po mszy. Ale nie zdążyli. - Ula zaprowadziła mnie tylko "na grób" mojego ojca. Bardzo się wzruszyłem.
A mieli program

Program był taki: najpierw prezydent Lech Kaczyński pójdzie złożyć hołd w rosyjskiej części cmentarza. Tam złoży wieniec. Potem w części polskiej rozpoczną się właściwe uroczystości: msza, apel poległych, wręczenie odznaczeń, złożenie wieńców. Miał być występ chóru, Janusz Zakrzeński (zginął w katastrofie) miał czytać fragmenty pamiętników. Potem członkowie Rodzin Katyńskich mieli jechać do hotelu "Nowy" na obiad z prezydentem Kaczyńskim.
-Tak bardzo cieszyłem się na to spotkanie. Planowałem zrobić sobie z prezydentem zdjęcie... panu Adamowi łamie się głos. - Przecież chciał uhonorować mojego ojca... Całe życie marzyłem o tym, żeby mój tata doczekał się wreszcie honorów na tej nieludzkiej ziemi.

Gdy samolot uderzał o tę ziemię, w katyńskim lesie wszyscy już czekali. Na głowę państwa. Na tych, którzy z Nim lecieli. - Jeden z harcerzy szepnął, że gdy przechodził przez bramkę, to słyszał jak Rosjanie mówili między sobą, że jakiś samolot spadł - przypomina sobie pan Cezary. - A potem zaczęły krążyć między ludźmi różne dziwne historie: że jakaś awaria, że wypadek, że ktoś zginął, że się uratowali. Ale nikomu nawet przez myśl nie przeszło, że chodzi o TEN samolot.
-Bo to niemożliwe, żeby los był aż tak okrutny - z niedowierzaniem kręci głową pani Urszula. Ale gdy widziała zapłakane oczy posłanki Kępy i Szczypińskiej, gdy zauważyła dziwne poruszenie wśród dziennikarzy i nerwowe ruchy Macierewicza, ogarnęło ją złe przeczucie. I wtedy zadzwonił wnuk. I zapytał, czy wie co sie stało. Nie wiedziała. Nie wierzyła. Rozdzwoniły się inne komórki. Ludzie jeden po drugim zaczęli płakać. Cały cmentarz wypełnił się ich szlochem.

-Wtedy do mikrofonu podszedł młody ksiądz, który jechał z nami pociągiem. I zaczął odmawiać koronkę do Pana Jezusa. Uciszyło się. Chwilę później przy mikrofonie stał już polski ksiądz ze Smoleńska, rozpoczął mszę. Powiedział tylko, żeby modlić się za tych, co tu zginęli i za tych, którzy teraz potrzebują miłosierdzia i modlitwy - opowiada pani Urszula. - I nic więcej nie powiedział.
-Czy ktoś oficjalnie poinformował was o katastrofie?
-Nie. Nikt nam niczego nie mówił. Ani o katastrofie, ani o zabitych czy rannych. Może bali się paniki? Zresztą, kto miał to zrobić, skoro na cmentarzu nie było żadnego zwierzchnika kościoła, wojska, parlamentu... Nikt nie chciał brać na siebie takiej odpowiedzialności. Tylko mały chłopczyk w pelerynce stał i wybijał na werbelku.

A potem tabletki uspokajające

Tuż po mszy kazano wszystkim wsiadać do autokarów. Kto? Nie wiadomo. Po prostu: wsiadać i już. Jedni poganiali drugich. - Nie było czasu ani na zadumę, ani na zwiedzanie cmentarza. Tak się porobiło, że w pewnym momencie wyleciało nam z głowy to, że pomordowano tutaj naszych ojców - dodaje pan Adam.
W autobusie konsul oznajmiła krótko: siedem minut na zjedzenie obiadu i szybko do pociągu. Obiad był się w garnizonowej stołówce, a nie w hotelu. -Nie wiem, jak Rosjanie to zrobili, że w ciągu godziny zorganizowali posiłek dla 500 osób w zupełnie innym miejscu. Hotel "Nowy" sąsiadował z lotniskiem i pewnie dlatego zamienili go w ostatniej chwili na stołówkę. Uwinęli się w mig - opowiada pani Urszula.

A potem, w pociągu harcerze rozdawali tabletki uspakajające. Już było pewne, że prezydencki samolot roztrzaskał się o "tę przeklętą ziemię", że nikt nie przeżył. I znów rozległ się płacz. - Ale byli wśród nas i tacy, którzy nie mieli pojęcia co się stało. Starsza pani zaraz po mszy zapytała spokojnie, czy teraz jedziemy zwiedzać Smoleńsk. A może była w tak dużym szoku, że nie wiedziała co mówi? - zastanawia się Urszula Malentowicz-Jaraszkiewicz. I dodaje: mam żal do Boga, że znów tak okrutnie nas doświadczył. Że tak mocno nas pokarał. Dlaczego musimy aż tyle przejść? Żeby zrozumieć? Ale co zrozumieć...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska