Przez kilka dni twarz Krzysztofa Wójcika pokazywały niemal wszystkie telewizje i gazety. Teraz w centrum rodzinnego miasta młody milioner nie wzbudza już sensacji. Niektórzy w ogóle go nie rozpoznają. Ale pojedyncze osoby zatrzymują się i z bezpiecznej odległości przyglądają się medialnemu bohaterowi.
- Jak ja marzę, żeby to wszystko już ucichło. Chcę jak najszybciej wrócić do pracy i do normalnego życia - wyznaje pan Krzysztof. Mówi otwarcie, że tak naprawdę jeszcze nie może uwierzyć w to, co się stało.
- Od momentu wygranej minął już miesiąc. Zgodnie z regułami programu, do czasu emisji finałowego odcinka "Milionerów" wszystko musiałem trzymać w wielkiej tajemnicy. To był ogromny stres. Napięcie pękło w niedzielę przed telewizorem - wspomina. - Rodzina, choć już coś podejrzewała, nie mogła uwierzyć w to, co się stało.
Pora na doktorat
Tuż po programie rozdzwoniły się telefony. Pierwsza z gratulacjami przybiegła koleżanka ze studiów, która mieszka po sąsiedzku. Później komórka rozgrzała się do czerwoności. W ciągu kilku godzin przyjaciele i znajomi przysłali około 150 SMS-ów. Telefon wyświetlił 70 nieodebranych połączeń.
- Przyjmowanie życzeń jest bardzo miłe. Chwilowa popularność także - przyznaje Wójcik. - Ale mimo wielkich emocji, do takiej wygranej trzeba podejść na spokojnie. Jestem człowiekiem, który od razu stawia sobie pytanie: Co dalej? I tysiące myśli przychodzą mi do głowy.
Dlatego pan Krzysztof podkreśla, że zdecydowanie najważniejszą rzeczą jest teraz napisanie doktoratu z technologii żywności. Naukowa kariera to kontynuacja wcześniej zdobywanego wykształcenia. Młody milioner ukończył towaroznawstwo na Akademii Rolniczej w Szczecinie.
- Nie chcę, żeby zabrzmiało to jak slogan, ale uważam, że nauka i to, co mamy w głowie, to nasze największe bogactwo. Pieniądze oczywiście są potrzebne i ułatwiają życie, ale najważniejsze nie są. Przynajmniej nie dla mnie - zaznacza. Po odebraniu nagrody najpierw zapłaci należne 10 procent podatku, a resztę zainwestuje.
Zaszalał z butami
Jedyna rzecz, jaką zamierza sobie kupić już teraz, to aparat fotograficzny. Nie ukrywa, że marzy mu się sprzęt, którym będzie mógł robić zdjęcia przecinającym niebo samolotom. Bo lotnictwo to - obok wędkowania i fotografii - największą pasja Wójcika.
Młody milioner od dziecka uczony był szacunku do pieniędzy. Zanim dostał kieszonkowe, musiał wykonać jakąś drobną pracę. W sklepie zaszalał tylko raz. - Ze wspólnych zakupów z siostrą przyniosłem kiedyś aż trzy pary butów. Ale to było jedyne takie finansowe szaleństwo w moim życiu - zapewnia.
Na pytanie, czy zdaje sobie sprawę z tego, że w tej chwili jest najbogatszym doktorantem w Polsce i tak zwaną dobrą partią, odpowiada: - Od ponad roku mam narzeczoną. Dorota to kobieta mojego życia. W przyszłym roku planujemy ślub.
A później wygrana pomoże pewnie zrealizować marzenia. - Oboje bardzo kochamy ciszę i spokój. Niewykluczone, że postawimy sobie mały domek pod lasem - rozmarza się pan Krzysztof. I podkreśla, jak wiele zawdzięcza narzeczonej. Gdyby nie ona, prawdopodobnie nigdy nie odważyłby się wziąć udziału w "Milionerach".
Motywacja od Doroty
- Oglądaliśmy wcześniej ten program i widziałam, że Krzysztof ma dużą wiedzę i bardzo dobrze odpowiada na pytania. Zaproponowałam więc, by wysłał SMS-a zgłoszeniowego - wspomina pani Dorota.
A samo nagranie zapamiętała jako połączenie stresu i dobrej zabawy. - Krzysztof bez problemu radził sobie w studiu, w obecności kamer. Starałam się go wspierać myślami i mocno trzymałam kciuki. Ale nie ukrywam, że martwiłam się o niego - przyznaje.
Zamieszanie zaczęło się dopiero po emisji programu. - Media bardzo się nami zainteresowały, poza tym spotykamy się z odzewem wielu ludzi. Przez cały czas docierają do nas liczne głosy sympatii - wylicza narzeczona. Dla niej najważniejsze jest, że mogła wspierać ukochanego.
Przyjaźnie nastawiony był też prowadzący teleturniej. - Kiedy denerwowaliśmy się przed wejściem, Hubert Urbański działał jak balsam. Uspokajał nas i przekonywał, żebyśmy potraktowali grę jak zabawę - chwali pan Krzysztof, pierwszy polski uczestnik "Milionerów", który doszedł do ostatniego pytania i postanowił na nie odpowiadać.
Gdy prowadzący oznajmił Wójcikowi, że właśnie wygrał milion złotych, ten zaniemówił i przez kilka chwil nie mógł dojść do siebie. Wtedy Urbański wykonał udany taniec z filmu Pulp Fiction. Tym samym spełnił daną wcześniej obietnicę, że w taki właśnie sposób uczci główną wygraną.
Akordeon wygrał
Przed rozpoczęciem potyczki o milion mieszkaniec Szczecina oświadczył, że nie powinno mu to zająć więcej niż pół godziny. I rzeczywiście odpowiadał szybko i zdecydowanie. Mimo że po drodze skorzystał ze wszystkich możliwości pomocy przewidzianych w zasadach gry, szło mu wyjątkowo łatwo. Kół ratunkowych musiał użyć przy pytaniach o tetraedr, Pulp Fiction i książkę Dana Browna.
Chwila niepewności pojawiła się przy decydującym pytaniu. Pan Krzysztof znał muzyka Czesława Mozila, zagwizdał nawet fragment jego najpopularniejszego utworu. - Od razu pomyślałem, że to akordeon. Ale kiedy dostałem czas na zastanowienie, zwątpiłem zupełnie - przyznaje.
W podjęciu decyzji pomóc miał rzut monetą. - Jeśli wypadnie orzeł, to gram do końca i wybieram akordeon. Jeśli reszka, rezygnuję - powiedział. Prowadzący rzucił monetą, wypadła reszka... Wtedy Wójcik, na przekór losowi, postanowił grać dalej.
Zaznaczył odpowiedź "akordeon" i w skupieniu czekał na wyrok Urbańskiego. Ten przez kilka sekund trzymał go w niepewności, po czym z nutką wzruszenia w głosie poinformował, że właśnie padła główna wygrana - milion złotych! Pan Krzysztof dokonał tego wyczynu jako jedyny uczestnik w 11-letniej historii teleturnieju.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?