Monodram "Kobieta pierwotna", który Śleszyńska odegrała wczoraj przed polkowicką publicznością to był prawdziwy popis scenicznego kunsztu. Niebywała ekspresja słowna uwypuklana przez gestykulację godną histeryczki sprawiły, że usiedzenie spokojnie w fotelu i stoickie przyglądanie się temu, co dzieje się na scenie graniczyło z cudem. Wypatrywałem ludzi, którzy śledziliby spektakl nieruchomo. Nie znalazłem nikogo. Widziałem za to sporo osób, które miały problemy z bolącymi od śmiechu mięśniami brzucha. Doprawdy wobec żartów opowiadanych przez Śleszyńską nie dało się zachować minorowej miny. Tym bardziej, że podczas spektaklu aktorka pozwoliła sobie na konwersację z widzami - zadawała pytania naruszające prywatność, odsłaniające kulisy seksualnego pożycia ot tak wprost, patrząc w oczy rozmówcy.
- To nie jest łatwe, ale zazwyczaj ludzie radzą sobie doskonale. Przecież widzowie wiedzą, że chodzi o zabawę - mówiła mi po spektaklu aktorka.
Wczorajsze przedstawienie, choć pełne zabawnych gagów, poruszało poważne problemy. Za woalem żartu skryto bowiem jakże słuszne stwierdzenie o coraz bardziej męskich kobietach i coraz bardziej zniewieściałych mężczyznach. W dzisiejszych czasach coraz częściej to kobiety "polują" na mężczyzn, a nie na odwrót. Z tym wiążą się rozliczne konsekwencje związane ze zmianą ról społecznych. W gruncie rzeczy jednak zarówno mężczyznom, jak i kobietom chodzi o to, by być kochanym. Istota relacji damsko-męskich została w spektaklu spuentowana frazą ze szlagieru legendarnej grupy "The Beatles" - All You need is love". Ot i cała filozofia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?