Lekarze postawili złą diagnozę. Pacjent zmarł

Jerzy K. we wrześniu 2008 r. wyszedł na spacer na skwer przy chińskim barze. Znalazł tam grzyby, które uznał za kanie. Zaniósł je do domu, przyrządził i zjadł. Tego samego wieczora poczuł się źle. Miał biegunkę, nudności i zawroty głowy. Rodzina wezwała pogotowie. Poinformowała lekarkę, która przyjechała karetką, że pan Jerzy jadł grzyby, którymi mógł się zatruć. Lekarka podała mu środki rozkurczowe i przeciwwymiotne. Potem odjechała. Córka mężczyzny przeczytała informacje na temat zatrucia muchomorem sromotnikowym. Objawy pasowały do objawów ojca. Rano dzieci odwiozły go do szpitala w Szprotawie. Jego stan się nie poprawiał, z tego powodu został przetransportowany do szpitala w Zielonej Górze. Tam, w szpitalnym laboratorium nie stwierdzono obecności grzybów, które dawno zwymiotował. Odesłano go do do Szprotawy.

W szpitalu w rodzinnym mieście zbadano mu wątrobę, wyniki były bardzo złe, z tego powodu został wysłany do kliniki toksykologii w Poznaniu. Tam walczył o życie przez 15 dni, ale nie udało się uratować pana Jerzego. Rodzina złożyła skargę do prokuratury. Prokurator rejonowy w Żaganiu skierował do sądu akt oskarżenia przeciwko 4 lekarzom: 2 mężczyznom i 2 kobietom. Oskarżonym zarzucono błąd diagnostyczno-decyzyjny.

Wykluczyli oni możliwość zatrucia muchomorem, mimo iż rodzina chorego mówiła, że jadł grzyby, przypominające kanie. Mimo dodatniego wywiadu toksykologicznego, objawów klinicznych odpowiadających II fazie zatrucia muchomorem sromotnikowym, wyników badań laboratoryjnych wskazujących na zaburzenia metaboliczne oraz uszkodzenie wątroby i nerek, błędnie zinterpretowali wyniki badań. Oskarżeni nie wykonali konsultacji z Ośrodkiem Ostrych Zatruć, czym narazili chorego na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu poprzez zmniejszenie szans uratowania życia pokrzywdzonego. Lekarzom grozi teraz kara do roku pozbawienia wolności.