Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

El Salwador - niebezpieczny kraj pełen… przesympatycznych mieszkańców (zdjęcia)

Monika Szyszłowska www.monika-szyszlowska.com
fot. Monika Szyszłowska
W El Salvador jest bardzo mało turystów, bo kraj słynie z tego, że jest bardzo niebezpieczny. Jak zresztą wszystkie kraje Ameryki Centralnej. No może oprócz Costa Rica, ale w Salwadorze przestępczość ponoć jest jeszcze większa.

[galeria_glowna]
Owszem, w dużych miastach, w stolicy, są niebezpieczne dzielnice, zdarzają się napady i miejscowi ludzie sami mówią, że są tu niebezpieczne miejsca i że współczynnik przestępczości rzeczywiście jest duży: młodzi ludzie, którym brak edukacji szukają szybkiego i łatwego zarobku. Ale już od pierwszych dni mojego pobytu w tym kraju wyrabiam sobie opinię, która do końca się nie zmieni: mieszkańcy El Salvador są absolutnie PRZESYMPATYCZNI!

Wszyscy ciągle mnie tu zagadują, są ciekawi świata i bardzo pomocni w stosunku do turystów i jest to opinia każdego napotkanego tutaj podróżnika. Naprawdę szkoda, że kraj ma taką złą renomę. Nie ma tu cudów świata z listy UNESCO i kilka napotkanych wcześniej w innych krajach osób, pytało mnie "Po co jedziesz do El Salwador? Przecież nic tam nie ma do zwiedzania, a do tego niebezpiecznie". Kraj jest bardzo mały. Wystarczą cztery godziny, żeby przejechać z zachodu na wschód lub odwrotnie i to właśnie jest jego plusem: w niespełna godzinę czy dwie można przedostać się z plaży do wulkanów lub z miasta nad jeziora.

Moją podróż przez Salwador zaczęłam od małego uroczego miasteczka o nazwie Alegria.

Alegria

Położona jest na wys. 1600 m. Klimat jest umiarkowany, nie za gorąco, ale słonecznie. Hoduje się tu kwiaty na sprzedaż i wszystkie małe typowe domki otoczone są zielenią i kwiatami. W pobliżu znajduje się słynna Laguna de Alegria -zielone jezioro położone w kraterze nieczynnego wulkanu. Ludzi są przesympatyczni i chętni do pogawędek. Tym sposobem poznaję jedną panią z hotelu-galerii i z nią odwiedzam jej znajomym sprzedających ciastka na głównym placu i z nimi spędzam popołudnie na pogawędce siedząc sobie na taboreciku przy ich stoisku. Oni to przekonują mnie, że najpiękniejszymi plażami w Salwadorze są El Cuco i El Espino. Od El Espino dzielą mnie 2-3 godziny drogi i tam właśnie postanawiam zrelaksować się i opalić, choć to koniec stycznia.

Plaża El Espino

Plaża jest piaszczysta i łagodnie wchodzi do morza, tak więc można iść i iść w głąb i wciąż jest płytko. Owszem jest tu pięknie i na relaks lepszego miejsca nie można znaleźć. Pod warunkiem, że szuka się bezludnej wyspy. Miejsce jest popularne wśród Salwadoreńczyków wciągu weekendu. W tygodniu natomiast nie ma tu zupełnie nikogo oprócz mieszkańców. W ośrodku, w którym się zatrzymuję są tylko właściciele i ja.

Bliżej głównej drogi w weekend rozstawiają się stoiska z pieczonymi rybami i owocami morza, ale tutaj w pobliżu nie ma żadnej restauracji. W jedynym pobliskim sklepiku zaopatruję się w napoje. Sprzedają tam jeszcze jakieś biszkopty, chipsy, sól i jajka. Codziennie rano przejeżdżają tu samochody z przyczepką, z których można kupić warzywa, owoce i inne produkty spożywcze i chemiczne. Pięknie, cała plaża dla mnie. Przed domkiem mam hamak, słoneczko przypieka. Obok mojego ośrodka znajduje się posterunek policji, więc czuję się bezpiecznie i panowie policjanci nade mną czuwają - zaglądają do mnie i sprawdzają jak się mam. Tyle, że szybko zaczynam tęsknić za towarzystwem. Postanawiam wybrać się do stolicy. Autobus ma przyjechać o 11.00. Nie przyjeżdża. O 12.00 też nie.

Właściciel ośrodka podwozi mnie do głównej krzyżówki i karze łapać stopa. Taki tutaj zwyczaj - lokalni ludzie wszędzie przemieszczają się tzw. pico. Są to samochody z przyczepką z tyłu, do której wsiadają ludzie i podróżują na stojąco z wiatrem lub pod wiatr wiejącym w twarz. Szybko i tanio. Tak więc udaje mi się złapać takiego stopa, ale tuż przed San Miguel, gdzie mam przesiąść się do autobusu jadącego do stolicy, samochód łapie gumę. Na szczęści tuż przed warsztatem samochodowym i przy przystanku, gdzie kursują już autobusy do San Miguel.

Docieram do San Salvador, gdzie z dworca odbiera mnie Leticia, dziewczyna z CouchSurfingu.

San Salvador

W końcu trochę towarzystwa! Leticia pracuje dużo, ale wieczorami wychodzimy razem z jej przyjaciółmi do barów. Na drugi dzień rano spotykam się z Davidem, przewodnikiem poznanym w Gwatemali. (Zostawił mi w Gwatemali swoją wizytówkę z mailem i numerem telefonu). Przesympatyczny człowiek i zupełnie bezinteresownie pokazuje mi swoje miasto, bo akurat ma dzień wolny. Jako przewodnik opowiada mi trochę o historii, zwiedzamy katedrę, pałac prezydencki, neogotycki kościół (ten styl nie jest spotykany w Ameryce Środkowej), muzeum sztuki współczesnej i kończymy wspólnym obiadem.

W stolicy dużo jest eleganckich, szerokich ulic z biurowcami i bankami oraz nowoczesne centra handlowe cieszące się szczególną popularnością wśród mieszkańców: to tutaj właśnie toczy się życie towarzyskie, popołudniowe spotkania przy kawie i życie nocne.

Plaża El Tunco

El Tunco jest najpopularniejszą plażą wśród cudzoziemców, a szczególnie wśród surferów. Fale są tu ogromne i jest to raj dla surferów. Wielu zatrzymuje się tu na dłużej i cały rytm życia dostosowany jest do tej aktywności i do fal. Infrastruktura jest bardziej rozwinięta niż w Espino, wciąż jednak jest bardzo uboga w porównaniu ze standardem światowym.

Duży wybór zakwaterowania, ale barów i restauracji jest zaledwie kilka przy plaży, kilka małych sklepików z plażowymi ubraniami i kremami do opalania, dwie kafejki internetowe, parę stoisk z ręcznie robioną biżuterią i dwa bardzo podstawowo zaopatrzone sklepiki spożywcze. Ale to właśnie jest tu urocze: żadnych wielkich wieżowców na plaży, czy centrów handlowych. Atmosfera jest pokojowa, również w hotelu, w którym się zatrzymuję z dużymi tarasami wychodzącymi na wodę i hamakami jest sympatycznie.

Jedynie w weekend miejsce się zapełnia tłumami ze stolicy i okolic, które przyjeżdżają na weekend na plażę (ze stolicy to zaledwie 40 minut jazdy). W sobotnią noc bar przy plaży jest pełen, a na plaży odbywa się koncert samby na bębnach - doskonałe wykonanie - oraz pokazy żonglowania ogniem. Zabawa trwa do świtu.

Ruta de los Flores

Pięknie opalona wyruszam w dalszą podróż: będzie to Ruta de los Flores, czyli Szlak Kwiatów. Dojeżdżam do Sonsonate, a stamtąd odwiedzam dwa malutkie miasteczka w okolicy. Położone wśród wzgórz i oczywiście kwiatów, o typowej zabudowie i wybrukowanych kocimi łbami uliczkach. Życie płynie tu spokojnie, a czas jakby się zatrzymał. Tutaj produkuje się wyroby z wikliny i inne wyroby rzemieślnicze. Następnie dojeżdżam do Juayua, skąd odwiedzam kolejne miasteczka podobne do poprzednich. Wszystkie są urocze, pełne kwiatów, wyrobów rzemieślniczych i typowej dla regionu sztuki. Można też wybrać się do okolicznych wodospadów lub odwiedzić plantacje kawy i zobaczyć cały proces produkcji.

Pupusas

Pupusas to nie kolejne miejsce na mapie Salwadoru, ale tradycyjna przekąska. Pupusas to placki z ciasta zamaszyście wyrabianego z mąki kukurydzianej i sera, czerwonej fasolki lub mięsa wieprzowego. Na wierzch sprzedawczyni nakłada zszatkowaną kapustę z sosem pomidorowym i pikantnymi piklowanymi papryczkami. Pupusas kobiety smażą na swych małych stoiskach rozstawianych przy ulicy i na targach, bezpośrednio na oczach klientów.

Pupusas sprzedawane są wszędzie i o każdej porze dnia: mogą stanowić śniadanie, obiad lub kolację. Ogólnie mnóstwo tu jedzenia sprzedawanego przy ulicy i … w autobusach. Tak jak w Hondurasie czy Gwatemali do autobusy "zalewają" sprzedawcy wszystkiego co nadaje się do jedzenia oraz leków i, w tym ostatnim przypadku, prezentujący wyczerpujący opis przyczyn chorób i działania leku.

Na zakończenie

Mała powierzchnia Salwadoru oferuje, oprócz opisanych powyżej miejsc, również inne krajobrazy: mnóstwo tu parków narodowych z górami i wulkanami, na które można się wspiąć, oraz jeziora i laguny. Przede wszystkim jednak ten malutki nieznany kraj pozostanie w mej pamięci, i tak go będę polecać, jako kraj przesympatycznych mieszkańców, naturalnych, bezinteresownie pomocnych, nie zepsutych turystyką.

Opinie, a raczej uprzedzenia, jakie krążą na temat Salwadoru są niesprawiedliwe i krzywdzące. Zachęcam wszystkich, zwłaszcza tych podróżników, którzy nie szukają pięciogwiazdkowych hoteli, ale doświadczenia kraju takim, jakim jest on naprawdę, którzy są zmęczeni sprzedawcami wciskającymi towary i traktującymi turystów jak "chodzące dolary" i zamiast tego chcą poznać ludzi autentycznie przyjaznych i ciekawych świata, pragnących wymienienia się poglądami na temat współczesnego świata i sytuacji ekonomicznej, wszystkich tych zachęcam, aby nie omijali w swych planach podróżniczych Salwadoru.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska