Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak czyżyk w złotej klatce, czyli jak wygląda życie w Domu Pomocy Spolecznej w Dobiegniewie

Mateusz Feder 507 050 587 [email protected]
W czasie poobiedniej siesty mieszkańcy czasem lubią coś pomalować. Od lewej siedzi pan Waldek, pani Teresa, Ewa i Marianna.
W czasie poobiedniej siesty mieszkańcy czasem lubią coś pomalować. Od lewej siedzi pan Waldek, pani Teresa, Ewa i Marianna. fot. Mateusz Feder
- Wie pan co, najbardziej to szkoda młodości, która jest cudowna. Jak jest się młodym, to trzeba to doceniać, nie zamartwiać się - tłumaczy, klepiąc mnie po ramionach pani Teresa. Okazuje się, że życie w Domu Pomocy Społecznej jest takie jak w prawdziwym, rodzinny domu.

Im bliżej celu, tym bardziej czuje jakiś niepokój. Mam się spotkać ze starszymi ludźmi, rozmawiać o tym czym jest życie, o starości, przemijaniu. - Taki młokos, ledwo po dwudziesce - myślę sobie.

Dom Pomocy Społecznej jest na samym końcu Dobiegniewa jadąc na Wałcz. Wyglądem przypomina ośrodek uzdrowiskowy, lub spory zajazd. Wszystko zasypane śniegiem. Biało. Wysiadam z samochodu, jest nieco po 8.00.

Na schodach przy wejściu spotykam starszą babcie z chustą na głowie. W ręku trzyma reklamówkę, jakieś bułki, mleko. - Z zakupów wracamy? - zaczynam rozmowę. - A z zakupów. Pan też pewnie dziś rano wstał, poszedł kupić żonie i dzieciom coś na śniadanko. Ja tak samo. To mój dom, tyle, że bez bliskiej rodziny - odpowiada kobieta. Trochę się zmieszałem, bo ani małżeństwo jeszcze w planach, a dzieci to śpiew przyszłości.

Wchodzę do środka. - Do pani dyrektor jak dojdę? - dopytuję pana siedzącego na stołówce. On się wyrywa z miejsca, wita się ze mną serdecznie i prowadzi do drzwi Barbary Kucharskiej, dyrektorki OPS w Dobiegniewie. Nie byliśmy umówieni, zajechałem bez zapowiedzi. - To mój drugi dom. Znam tych ludzi, oni mnie znają. Pomagam im, ale oni też mi wiele w życiu pokazali, nauczyli. Tu każdy się uczy, nabiera doświadczenia, a przede wszystkim kształci swoje serce. To piękna szkoła życia, to piękni ludzie - opowiada dyrektorka.

W domu pomocy są dokładnie 52 dusze. Czyli 52 różne charaktery, różne koleje życia, każda historia inna. Rozmawiamy z dyrektorką dobrą godzinę. Widać, że kocha tą prace. O swoich podopiecznych opowiadać mogłaby godzinami.

Mam jednak przyjść później, bo ludzie są po śniadaniu. Przychodzę po kilku godzinach. W DPS - ie roznosi się zapach obiadu. Jak w domu. W świetlicy siedzi kilka osób. Jedni skończyli właśnie codzienną rehabilitację jak pan Waldek, który jest tutaj niecały rok. - Jest bardzo wesoło, mimo tego, że w życiu łatwo nie było, to tu znalazłem mój prawdziwy dom. To jest to - zamyśla się na chwilę mężczyzna. Po chwili ożywa: - Dziwię się niektórym moim znajomym z domu, że nie chcą ćwiczyć, siedzieć z nami, przecież tu nikt nie gryzie, mamy dobre humory - kiwa ręką pan Waldek.

Śmiać zaczyna się pani Marianna, która tutaj mieszka od ośmiu lat. - Co się stało? - pytam zdziwiony. - Nic, śmiać się nie wolno - śmieje się rozbrajająco. - No powiedz coś, a nie się ciągle śmiejesz - rzuca z uśmiechem opiekunka Anna Krupa - Grochowska. Pani Ewa czujnie obserwuje. Uwielbia malować, szczególnie kwiaty. - Siadam i zależy jaki jest nastrój. Jak lepiej to ładniejszy malunek wyjdzie, jak gorzej, to wiadomo jaki - mówi bez ogródek.

Po chwili do stołu podjeżdża na wózku inwalidzkim pani Teresa, emerytowana nauczycielka ze Strzelec. Tutaj od października. - Musi pan mówić głośniej, bo aparat słuchowy mi nawalił - pokazuje na ucho kobieta. Reszta wybucha śmiechem. - To cała pani Tereska - przyznaje opiekunka Magdalena Kucharska. - Wie pan co, najbardziej to szkoda młodości, która jest cudowna. Jak jest się młodym, to trzeba to doceniać, nie zamartwiać się - tłumaczy, klepiąc mnie po ramionach.

- Starość panu Bogu nie wyszła? - dopytuję. - Ależ skąd, jestem już dojrzała, wiele przeżyłam, na świat patrzę już z innej perspektywy. Patrz pan, a co mi tu starej babie przyszło o młodości marzyć - przyznaje, reszta znowu zaczyna się śmiać. Najgłośniej pani Marianna.

- Jak bez rodziny się żyje? - pytam niepewnie. - Tu jest moja rodzina, to nasze takie osiedle. Jak w życiu. A rodzina, to mi się rozjechała. Jedni tam hen daleko, inni jeszcze dalej. Zapomnieli… - pojawiają się w oczach pani Marianny łzy. Nie rozdrapuje dalej ran.

Dom Pomocy Społecznej to kilka budynków. Jeden główny. Tu jest m.in. kuchnia, stołówka, świetlica i kilak pokoi. I centralne miejsce jak w każdym domu - telewizor. Jest też kilka oddzielnych domków. Są też małżeństwa. - Jedna para poinformowała mnie, że chcą ślubu. Wiedziałam, że do siebie nie pasują. Zaparli się i koniec kropka. Byłam u nich świadkową. Dziś już nie są razem, rozwiedli się. A ostrzegałam. Jak w życiu - wspomina B. Kucharska.

Jednak mieszkańcy są różni. Nie wszyscy otwarci. - Niektórzy potrafią tak dopiec, tak zniszczyć słowem, ale i tak ich cenię - dodaje. Pani Teresa sporo czyta, jest polonistką. Przyznaje, że wolność jest "najpiękniejsza i najszlachetniejsza". -To tak samo jak młody czyżyk, który jest zamknięty w klatce. My jesteśmy tutaj starszymi czyżykami, zamkniętymi w złotej klatce. Możemy wszędzie wyjść, pójść, ale nie mamy tej wolności, tego pięknego uczucia - tłumaczy poetycko.

Ja tylko kiwam głową. Żegnam się ze wszystkimi. - Ciekawe co pan o nas napisze, chyba dobrze? - rzuca z uśmiechem na odchodne miejscowy woźny.

Gdy wychodzę, z ławki zrywa się starszy pan, otwiera mi drzwi. - Doceniaj młodość, trzymaj ją w garści, nie pękaj - pokazuje zaciśnięte kciuki. Wychodzę, śnieg prószy coraz mocniej. - Starość może być wesoła, wszystko zależy od podejścia - myślę sobie. W uszach dźwięczy jedno słowo: Nie pękaj.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska