Kamil z wyglądu przypomina wystraszone dziecko. Ale dzieckiem już nie jest. Ma 20 lat i gdyby mógł, to by życie zaczął na własny rachunek. Ale nie może. Siedzi teraz na kanapie w pokoju i przegląda gruby segregator. W segregatorze zamknięte jest całe jego życie. A to życie to pasmo nieszczęść, ciężkiej choroby, wizyt u specjalistów, badań, pobytów w szpitalu, lekarskich diagnoz...
Chorować zaczął w wieku pięciu lat. Ten moment na zawsze utkwił w pamięci rodziców.
- Pierwszy atak miał 10 stycznia 1995 roku. Cały zsiniał, upadł na podłogę, zaczął się trząść - opowiada Janusz Zieliński, ojciec. Lekarze postawili diagnozę: epilepsja. Od tamtej pory Kamil jest pod ścisłą kontrolą neurologa. Wiele osób cierpi na epilepsję, bierze tabletki i funkcjonuje normalnie. Ale nie Kamil. Jego padaczka to rzadki przypadek. Na dowód tego, pani Wioletta pokazuje plik dokumentów. Pisze w nich, że epilepsja Kamila jest oporna na leki. A to znaczy, że żadne tabletki chłopcu nie pomagają. Ataki padaczki nasilają się. W zeszłym tygodniu miał ich aż siedem w ciągu dnia i znów trafił szpitala. - Neurolog jest bezradny, zmienia synowi leki i sam nie wie co się dzieje. Zasugerował, że powinien być zoperowany. Ostateczną diagnozę ma jednak postawić profesor z Warszawy - załamuje ręce pani Wioletta. Bardzo chciałaby synowi ulżyć, ale nie potrafi.
Kamil od dawna ma orzeczenie o niepełnosprawności w stopniu umiarkowanym. I według Powiatowego Zespołu ds. Orzekania o Niepełnosprawności, może pracować "na stanowisku przystosowanym do potrzeb i możliwości wynikających z niepełnosprawności". Tyle, że z tą dolegliwością nikt chłopca nie chce zatrudnić. - Byłem na wielu rozmowach, ale jak się tylko dowiedzieli, że mam padaczkę, to od razu dziękowali - martwi się chłopak.
- Bo który pracodawca weźmie na siebie odpowiedzialność, jeśli syn upadnie i coś sobie zrobi? - pyta matka. - Dlatego wystąpiliśmy do ZUS o przyznanie Kamilowi renty socjalnej, ale już dwa razy mu odmówiono.
Ostatnia odmowa przyszła 9 listopada ubr. ZUS powołał się na przepisy. A te stanowią, że "renta socjalna przysługuje osobie pełnoletniej całkowicie niezdolnej do pracy, z powodu naruszenia sprawności organizmu, które powstało przed ukończeniem 18 roku życia". Pech Kamila polega na tym, że choć jest bardzo chory, to ma orzeczoną tylko częściową niezdolność do pracy. A to znaczy, że pracować może. Tyle, że żadnej roboty dostać nie może.
Z czego więc żyje? Pobiera 158 zł zasiłku pielęgnacyjnego. Rodzice są bezrobotni, cała rodzina jest na utrzymaniu o rok starszej siostry, która zarabia 1200 zł. Czasami wspiera ich opieka społeczna. - Gdyby dostał rentę, a to niecałe 500 zł, miałby na swoje potrzeby. Jest przecież dorosły.
Od decyzji ZUS Kamil odwołał się do Sądu Okręgowego Pracy i Ubezpieczeń Społecznych. Wczoraj dostał wezwanie do uzupełnienia dokumentów. Na 20 lutego wyznaczono mu termin badania przez biegłych lekarzy.
Agnieszka Kazoń, rzeczniczka ZUS w Zielonej Górze: - Ten pan nie miał orzeczonej całkowitej niezdolności do pracy, a więc prawo do renty socjalnej mu nie przysługuje. A o tym, czy ZUS wydał właściwą decyzję, czy też nie, orzeknie sąd. Poczekajmy na wyrok.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?