Pani Kamila jest roztrzęsiona. W sobotę pochowała dziadka. Ale jeszcze nie może dojść do siebie. - I długo nie dojdę, bo to, co tego dnia przeżyła nasza rodzina jest jak koszmarny sen - opowiada. - Zakład pogrzebowy upokorzył nas i znieważył dziadka.
Edmund Marchelek zmarł w zeszłym tygodniu. Wszystkie formalności związane z pogrzebem rodzina powierzyła zakładowi "Arka". Łącznie z zakupem ubrania, butów, dopilnowaniem nekrologu w gazecie. Ustalili, że cały koszt zamknie się w kwocie niewiele ponad 4 tys. zł. - Problemy zaczęły się już przy doborze trumny - opowiada Szydłowska. - Wybrałam ciemną, a zakład w ostatniej chwili zaproponował jasną, bo ciemnych zabrakło.
Dzień przed pogrzebem w gazecie ukazał się nekrolog, ale bez podania godziny rozpoczęcia ceremonii. Musiałam wszystkich obdzwaniać. Na wieńcu, jaki "Arka" dostarczyła do kaplicy tuż przed mszą, przypięta była pomarańczowa kartka, że to wieniec na pogrzeb w Zaborze. Musiałam ją zrywać. Ale największy skandal był z butami. Rodzina, bliscy i znajomi stali przy trumnie, a dziadek nie miał butów! Dopiero na dziesięć minut przed ceremonią przyjechał pracownik "Arki" i je przywiózł. To skandal, zniewaga i upokorzenie!
Jerzy Jarosz, właściciel "Arki" nie rozumie całego zamieszania. - Przecież przeprosiłem tę panią, biłem się w piersi za te wpadki, zaproponowałem, że zawieziemy na grób piękny wieniec od naszego zakładu. Ale odmówiła, twierdząc, że to mało. Myślę, że chodzi jej o pieniądze - wyjaśnia. - A przecież już wcześniej udzieliliśmy rabatu na 200 zł!
Zdaniem Jarosza największa wpadka "Arki" dotyczyła nekrologu. - Moja pracownica odczuje to przy najbliższej wypłacie - zapowiada. - A jeśli rodzina poniosła koszty związane z wydzwanianiem po bliskich, ta ja ten rachunek pokryję.
- A co z butami? - dopytuję.
- Zmarły miał opuchnięte stopy i buty nie pasowały. Musieliśmy z samego rana organizować o dwa numery większe. Ale przecież zdążyliśmy przed samą mszą!
Właściciel "Arki" próbuje usprawiedliwić swoich pracowników. - W tym ferworze po prostu zapomnieli. Każdemu to się zdarza. I co, mam teraz zwolnić całą ekipę albo strzelić sobie w głowę? Dostałem od tej pani po uszach, przeprosiłem i chyba sprawa już załatwiona.
Jerzy Jarosz też ma żal do K. Szydlowskiej. Że przez komórkę instruowała kierownika zakładu pogrzebowego w którym miejscu ma wykopać grób dziadka. - A przecież powinna miejsce wskazać osobiście - podkreśla.
Tymczasem K. Szydłowska zapowiada, że poda "Arkę" do sądu. - Będziemy domagać się zadośćuczynienia albo nie zapłacimy za pogrzeb - mówi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?