Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chiapas - najbiedniejszy i najciekawszy stan Meksyku (zdjęcia)

Monika Szyszłowska
fot. Monika Szyszłowska
Chiapas jest najbiedniejszym stanem Meksyku i słynie z uroku tradycyjnych wiosek i zamieszkujących je tubylczych społeczności (indigenas).

[galeria_glowna]
To tutaj powstał ruch Zapatystów, który kilkanaście lat temu przyciągał dużą uwagę lokalnych i zagranicznych reporterów, pisarzy i dziennikarzy. Dziś ich sława minęła, wciąż jednak ośrodki wspomagane przez liczne organizacje pozarządowe, walczą o zwrócenie uwagi na niesprawiedliwości i biedę Chiapas.

San Cristobal

San Cristobal nazywany jest hoio negro (czarna dziura). Dlaczego? Przewidywałam zatrzymać się tu na tydzień. Zostałam trzy tygodnie. Prawie każdy zostaje tu dłużej niż planował. Niektórzy zostają na zawsze. Miejsce to jest niesamowitą mieszanką tubylców i cudzoziemców, którzy żyją obok siebie w pokojowej atmosferze.

San Cristobal według standardów meksykańskich jest małym miasteczkiem, rzeczywiście centrum jest nieduże i łatwo się po nim poruszać; jednocześnie oferuje wszystko, co normalnie oferują duże miasta: niezliczoną ilość barów z muzyką na żywo, restauracje, kafejki, sztukę, galerie, przeróżne kursy i jogę. Wydaje się być rajem dla hipisów i artystów. Życie toczy się tu nieustannie. O każdej porze można znaleźć tu lokalne kobiety sprzedające kolby gotowanej kukurydzy z majonezem i chili oraz sprzedawców ręcznie robionej biżuterii.

Mnie "czarna dziura" pochłonęła głównie z powodu nowych przyjaźni, z wśród nich tej wyjątkowej, stąd zdążyłam poznać trochę ten stan.

San Juan Chamula

Już od progu kościół uderza mnie swym wyjątkowym wnętrzem, atmosferą i energią. Panuje tu półmrok oświetlony jedynie setkami palących się świeczek. Nie ma tu ani ołtarza, ani ławek. Nie odprawia się tu mszy - tylko raz do roku odbywa się ogromna procesja zakończona mszą. Cała posadzka wyłożona jest igłami sosnowymi. Nozdrza uderza magiczny zapach sosny, palących się świeczek i kadzideł. Dookoła za szybami ustawione są malowane posągi świętych. Każdy święty ma na szyi zawieszony kawałek lustra. Modlący się patrząc na świętego zobaczy w lustrze swe odbicie: symbolicznie święty i modlący się stają się jednością. To właśnie do tych świętych, w zależności od intencji, mieszkańcy Chamula kierują swe modlitwy prośby poprzez specjalny i wyjątkowy dla tego miejsca rytuał, który jest połączeniem religii pogańskiej z przywiezioną przez Hiszpanów religią katolicką.
Siadamy z moim meksykańskim przyjacielem po cichutku w kącie i zaczynamy obserwować jak mężczyzna odgarnia z ziemi igły i zaczyna ustawiać świeczki w kilku rzędach. Mój przyjaciel tłumaczy mi, że Ilość, wielkość i kolory świeczek zależą od intencji i statusu społecznego modlącego się. W rytuale muszą być obecne cztery elementy: ziemia, powietrze, ogień i woda. Po obu stronach świeczek ustawia się dwa napoje (woda). Zabawne, bo może to być pepsi cola lub alkohol. Teraz mężczyzna kolejno zapala świeczki i zaczyna powtarzać swą modlitwę w języku Tzotzil, która nabiera charakteru mantry i czuję się jakbym słuchała buddyjskiego mnicha.

Czasem używa się jajek lub kury, które przesuwa się wokół ciała mają zaabsorbować wszelką złą energię lub chorobę. Następnie kurze ukręca się głowę, zabijając nagromadzone zło. Na koniec rozpryskuje płyn na świeczki. Atmosfery, jaka tu panuje, nie da się opisać w słowach, ale trzeba zatrzymać się na chwilę. Usiąść i obserwować, a nie, jak robi większość zwiedzających, wejść, obejść kościół dookoła i wyjść wcześniejszych informacji i zrozumienia, o co chodzi. Spędzamy tu dwie godziny absorbując wyjątkową energię tego miejsca.

Wioska słynie właśnie z tych rytuałów. Nie posiadam żadnych zdjęć z kościoła, bo robienie zdjęć jest kategorycznie zabronione.
Z kościoła udajemy się do siedziby starszyzny, tzw. Mayor Domus. Mój przyjaciel zna tu ważną "osobistość" i mężczyzna pozwala nam wejść do ich "siedziby". Mężczyźni w tradycyjnych strojach - w kamizelkach z owcy - siedzą pośrodku sali, na ławce pod ścianą muzycy przygrywają jednostajną melodię, po przeciwnej stronie siedzą kobiety. Tutaj zapadają wszelkie decyzje dotyczące życia wioski. Organizacje rządowe czy pozarządowe chcące wprowadzić jakiekolwiek zmiany czy projekty muszą rozmawiać najpierw z urzędowymi władzami wioski, a te z kolei z Mayor Domus. Od nich zależy wszystko.

Na koniec odwiedzamy dom człowieka, który sprzedaje posh, lokalny alkohol produkowany z kukurydzy. Posh jest bardzo mocny, ale tutaj przetwarzają go z owocami w coś w rodzaju nalewki. Kobieta przynosi nam kilka kieliszków z poshem o różnych smakach do degustacji, żebyśmy mogli wybrać, który chcemy kupić. Pychotka!
Kobiety w Chiapas

Młode dziewczyny są ładne, szybko jednak niszczy je praca i życie. Wcześnie wychodzą za mąż. Tutaj wciąż uważa się, że dziewczyna wraz z pierwszą miesiączką staje się kobietą i jest gotowa do rodzenia dzieci. Mój przyjaciel pracuje w organizacji pozarządowej zajmującej się szkoleniem, doradztwem i zdrowiem z myślą o kobietach stanu Chiapas. On pracuje w sekcji walczącej z przemocą wobec kobiet. Wciąż jest to społeczeństwo bardzo tradycyjne, panuje tu kultura machista, czyli mężczyzna jest tu panem i władcą. Wykorzystuje i objawia swą władzę używając przemocy, a kobiety godzą się na to nie mając żadnego oparcia w swej wiosce. Pracownicy organizacji starają się szerzyć świadomość równości, a także nauczyć metod planowania rodziny.

Zapatyści

Wjazd do centrum Zapatystów zamyka brama. Wjazdu pilnują kobiety z zakrytymi chustkami twarzami. Mężczyźni noszą czarne kominiarki. Wyglądają groźnie. Jest to strefa autonomiczna i proszą nas o paszporty. Zapraszają nas do swego biura w drewnianej chatce. Pytają o imiona, nazwiska, zawody, cel wizyty. Zapisują dane w swych księgach i odprowadzają do innej chatki, w której za długim stołem siedzi trzech mężczyzn w kominiarkach. Pytają o to samo i wszyscy trzej zapisują dane. Nie wiadomo po co.

Wszystko wygląda poważnie, ale trochę nas to śmieszy: przecież nie potrzebują tych danych, a już tym bardziej w trzech egzemplarzach. Następnie opowiadają nam historię i założenia ruchu Zapatystów. Pytamy, czy możemy robić tu zdjęcia. "Ależ oczywiście!". Właściwie są ucieszeni, że jedna z dziewczyn jest fotografką i ma duży aparat z obiektywem i zapisujemy to, co mówią. Pomimo ukrywania się za kominiarkami, co bardziej ma charakter symboliczny, powiedziałabym nawet, że jest to chwyt marketingowy, niż rzeczywista potrzeba ukrywania się, właśnie tego oczekują od odwiedzających: rozgłosu. Chcą, żeby świat o nich wiedział, chcą, żeby mówiło się o nich i pisało w Europie. Następnie wybieramy się na spacer po wiosce.

Wszystkie domki są proste, z desek, a ich ściany pokrywają… czy można to nazwać muralami skoro domki są drewniane? O tematyce zapatystowskiej. Tak w wielkim skrócie, to ruch Zapatystów powstała jako reakcja na nierówne traktowanie ludności tubylczej przez rząd i obojętność rządu wobec biedy Chiapas, a nawet wykorzystywanie naturalnych zasobów tego stanu nie dając nic w zamian. Obecnie z pomocą organizacji pozarządowych Zapatyści tworzą miejsca pracy przy produkcji kawy i wyrobów rzemieślniczych i tradycyjnej odzieży na sprzedaż, budują szkoły i kliniki. Nie od początku jednak atmosfera była tak pokojowa.
Acteal

Na placyku przy drodze stoi obelisk wzniesiony na pamiątkę masakry. Tworzą go odlane ludzkie wychudzone postaci o przeraźliwych twarzach wijące się w bólu wokół obelisku. Od 12 lat 22 grudnia wioska obchodzi rocznicę masakry w Acteal. Wtedy to Acteal było silnym ośrodkiem ruchu wyzwolenia narodowego i zamordowano 45 niewinnych osób, w tym kobiet i dzieci. Na uroczystość składa się msza odprawiana pod zadaszeniem na zewnątrz na ubitym placu. Prowadzona jest w dwóch językach: hiszpańskim i lokalnym Tzotzil.

Jest to msza za ofiary zamordowane w Acteal, za wszystkie ofiary niesprawiedliwości i naruszenia praw człowieka przez rząd meksykański i władze, które to pozwoliły na bezkarne morderstwa osób związanych z ruchem zapatystowskim, a także msza o pokój i równość. Msza trwa ponad trzy godziny. Ma bardzo uroczysty charakter i w jakiś sposób chwyta za serce. Obok lokalnych mieszkańców w tradycyjnych strojach ceremonię odwiedza mnóstwo cudzoziemców, głównie hippisi, trochę reporterów i fotografów. Po mszy każdy dostaje posiłek, który miejscowe kobiety przygotowały w wielkich kotłach na ogniu.

Fiesta de Virgen de Guadalupe

Miałam szczęście uczestniczyć też w bardziej radosnym święcie i chyba najważniejszym spośród religijnych świąt Meksyku, święto Matki Boskiej Guadalupe. Kulminacyjny dzień obchodów to 16 grudnia, jednak już tydzień wcześniej wszystkie kościoły zostają bogato ozdobione kwiatami, a na ulicach wciąż słychać petardy. No bo jak jest święto, to muszą być petardy, jak najgłośniejsze. Grupy pielgrzymów wyruszają na pielgrzymkę do bardziej lub mniej odległych miejscowości, aby 16 grudnia z okrzykami wbiec do kościoła i złożyć hołd Matce Boskiej Guadalupe.

W San Cristobal już tydzień wcześniej ustawiono wzdłuż ulicy prowadzącej do kościoła stragany z jedzeniem, słodyczami, strzelnice i karuzele. 16 grudnia widok jest niezapomniany: po tej ulicy spacerują tłumy tubylców, Meksykanów i cudzoziemców, sprzedawcy kukurydzy, kolorowej waty cukrowej, balonów. Na schodach przed świątynią siedzą całe rodziny z Chamula i innych okolicznych wiosek w tradycyjnych strojach. Tutaj oglądam ich prawie bezczelnie i robię zdjęcia. Jest radośnie i kolorowo. Jest to też świetna okazja to spróbowania lokalnych przysmaków.

Przyroda

Stan Chiapas oferuje też przepiękne krajobrazy wyżynne, tutaj znajdują się liczne wodospady - najsłynniejsze wśród nich to Agua Azul - Lagunas de Montebello, park narodowy z 49 jeziorami, dziewicze dżungle zamieszkiwane przez plemię Lacandona oraz jedne z najważniejszych ruin Majów Meksyku - Palenque.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska