Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Seks to nie czyn społeczny

Danuta Kuleszyńska 68 324 88 43 [email protected]
ZBIGNIEW IZDEBSKI, ma 53 lata, urodził się w Żarach. Seksuolog, specjalista w zakresie poradnictwa rodzinnego, doktor habilitowany, profesor Uniwersytetu Zielonogórskiego. Kieruje m. in. Zakładem Poradnictwa i Seksuologii na uczelni. Jest szefem podyplomowego Studium Wychowania Seksualnego na Uniwersytecie Warszawskim. Od czterech lat sekretarz naukowy Polskiej Akademii Medycyny. Zaliczany do międzynarodowych autorytetów w zakresie pedagogiki seksualnej. Autor wielu podręczników i książek. Żonaty, dwie córki: Magda (25) i Iga (20).
ZBIGNIEW IZDEBSKI, ma 53 lata, urodził się w Żarach. Seksuolog, specjalista w zakresie poradnictwa rodzinnego, doktor habilitowany, profesor Uniwersytetu Zielonogórskiego. Kieruje m. in. Zakładem Poradnictwa i Seksuologii na uczelni. Jest szefem podyplomowego Studium Wychowania Seksualnego na Uniwersytecie Warszawskim. Od czterech lat sekretarz naukowy Polskiej Akademii Medycyny. Zaliczany do międzynarodowych autorytetów w zakresie pedagogiki seksualnej. Autor wielu podręczników i książek. Żonaty, dwie córki: Magda (25) i Iga (20). fot. Paweł Janczaruk
- Wystarczy popatrzeć na aktorów, polityków, ludzi z pierwszych stron gazet. Niektórzy z nich to moi pacjenci. Na pozór silni, uśmiechnięci, szczęśliwi. Ale jak tylko siądą w fotelu, to pękają. Z prof. Zbigniewem Izdebskim, seksuologiem, rozmawiam o samotności, zdradach, wybaczaniu.

- Tydzień temu rozmawialiśmy o pańskich relacjach z niepełnosprawną córką. Czy to Magda była impulsem, który skierował pana w stronę seksuologii?
- Nie. Magdy jeszcze nie było wtedy na świecie. Zająłem się seksuologią z powodu... orkiestr dętych! (śmiech). Nie żartuję. Otóż przez jakiś czas pracowałem w Żarach w szkole samochodowej. Uczyłem między innymi wychowania do życia w rodzinie, psychologii pracy, a w ramach zajęć pozalekcyjnych opiekowałem się szkolną orkiestrą dętą. Pewnego razu pojechaliśmy na festiwal, młodzież miała ambitne plany, chciała odnieść sukces i wrócić do Żar z główną nagrodą. Nocowaliśmy wszyscy w internacie i stało się tak, że dziewczyny i chłopcy zapomnieli o tym, że nazajutrz jest koncert, że będzie musztra paradna, że przyjechali po nagrodę. Ich wysiłek poszedł w zupełnie inną stronę.

- I wtedy pan zrozumiał, że seks w życiu człowieka jest bardzo ważny?
- Nie. Wtedy zastanawiałem się, jak to jest, że popęd seksualny młodego człowieka może być aż tak bardzo niekontrolowany. Że może być silniejszy od ambicji, perspektywy osiągnięcia sukcesu...Wielu rzeczy nie mogłem zrozumieć, na wiele pytań nie znalazłem odpowiedzi w książkach. I to był właśnie moment, który zadecydował o tym, że zająłem się seksuologią.

- Często jest tak, że dwoje bliskich ludzi nie potrafi rozmawiać ze sobą o własnych potrzebach seksualnych, bo się po prostu wstydzą i boją reakcji drugiej osoby.
- Gorzej, jeśli mają zahamowania. Kiedyś jedna z sędziów skierowała do poradni parę, która złożyła pozew o rozwód. Jako powód rozpadu małżeństwa podali niedobór seksualny. Z każdym z nich rozmawiałem osobno. I co się okazało? Że oczekiwania w seksie mają prawie identyczne, ale nigdy o tym głośno nie mówili. Efekt naszych rozmów był taki, że do rozwodu nie doszło. Tej pani sędzi powinni być wdzięczni, że ich do mnie przysłała, bo dzięki temu uratowała to małżeństwo. Dużo gorzej jest, gdy ludzie o seksie rozmawiają swobodnie, ale mają zupełnie inne oczekiwania.

- Jest jeszcze coś takiego jak pora uprawiania miłości. Kobiety wolą kochać się wieczorami, gdy nastrój jest romantyczny, a mężczyźni nad ranem, bo mają wtedy więcej wigoru. Ale bywa też, że są już sobą znudzeni i seks przestaje ich w ogóle podniecać. Co powinni zrobić, by to ich życie nabrało nowego, świeżego wymiaru?
- Seks to nie jest czyn społeczny i nie powinno się go uprawiać tylko dlatego, że wypada.
Albo dlatego, że druga strona od nas tego oczekuje. Ludzie mają prawo nie mieć ochoty na seks. Mają prawo do odpoczynku także i w tej sferze. Nie należy natomiast rezygnować z seksu całkowicie. Warto bowiem wspólnie zastanowić się, co w tym związku jest nie tak, dlaczego życie seksualne nam się nie udaje.

- A skoro się nie udaje, to mężczyzna szuka kochanki, a kobieta znajduje kochanka. To zdrowy objaw?
- Trudno powiedzieć, żeby to był zdrowy objaw. Mogę natomiast powiedzieć: to jest samo życie.

- I kto częściej zdradza?
- Mężczyźni.

- Bo żona już stara, więc on szuka młodego ciała?
- Nieraz żona jest bardzo atrakcyjna, a mąż mimo to szuka. Kiedy analizuję wyniki moich badań, tworzę statystyki, zawsze intryguje mnie dlaczego tak często do zdrad dochodzi w pierwszych dwóch latach pozostawania w związku. Gdy ludzie są młodzi, piękni, zafascynowani sobą, swoją seksualnością...

- Więc dlaczego się zdradzają ?
- Bo w życiu wszystko jest bardziej skomplikowane niż nam się wydaje. Przychodzą do mnie pacjenci, mówią, że zdradzili, ale nie są w stanie powiedzieć dlaczego. Więc skoro młodzi wkrótce po ślubie zrobili tak zwany skok w bok, to nie dziwmy się, że zdradzają ci, którzy żyją ze sobą ponad 20 lat. Nie mówię o tym, by zdradę usprawiedliwiać. Tak się po prostu dzieje.

- Mężczyznę zakochanego można uwieść?
- Tak.
- Co powoduje, że nagle traci głowę dla innej?
- Mężczyzna często nie wie, kiedy i jak to się stało.

- Budzi się i dziwi, że leży obok obcej kobiety?
- Wcale nie musi się budzić. Bywa też i tak, że to kobieta zakochana w mężu, zdradza go. To są jedne z najtrudniejszych chwil w naszym życiu. Mam wielu pacjentów i pacjentek, którzy kochają a mimo to zdradzili. Mam też takich, którzy nie wierzą, że jeśli ktoś kocha, to może zdradzić. Może. Niestety.

- Wybaczyć i żyć dalej?
- Mówimy o sztuce kochania. I sztuce życia. Sztuką jest także umiejętność wybaczania. Jestem przekonany, że jeśli związki miałyby się rozpadać tylko przez fakt zdrady, to tych rozstań byłoby bardzo wiele. Jeśli zdradzona kobieta miałaby unieść się ambicją, przejąć się tym, że w mieście takiej wielkości jak Zielona Góra, inni dowiedzieli się, iż mąż ją zdradził, to wystawiłaby mu walizki za drzwi. Ale czy to byłoby najlepsze wyjście? Nasze miasto, nasz region. to małe środowisko i dużo o innych ludziach wiemy. I wstydzimy się, że zostaliśmy zdradzeni, upokorzeni... Ale to wyłącznie nasze życie i musimy mieć odwagę żyć wbrew innym. Wbrew temu, co mówią. A mówią często tak: skoro cię zdradził, to nie możesz z nim dłużej żyć, ty taka dobra, a on taki okropny! Albo: ty dla niej jesteś taki wspaniały, jak ona mogła ci taki numer wywinąć!. Wiem, że znajomi, przyjaciele chcą jak najlepiej. Ale to nie oni żyją w tym związku. Musimy dać sobie czas na to, by wszystko się ułożyło. Bywa też i tak, że zdrada wzmacnia związek, że doświadczenie kryzysu jest podstawą do budowania czegoś dobrego, nowego pomiędzy partnerami.

- Żyjemy w dobie internetu, coraz śmielej nawiązujemy kontakty, coraz łatwiej o tę zdradę.
- Myślę, że poprzez internet ludzie odkrywają także siebie na nowo. Bywa, że nigdy nie zdradzili partnera, a teraz korzystając z możliwości komunikowania się w sieci wypłakują się drugiej osobie, przyjaźnią się z kimś, piszą blogi, ekscytują, uprawiają wirtualy seks... Konsultuję niektóre scenariusze seriali filmowych i te wątki o których mówimy wprowadza się często do fabuły.

- Nie wynika to z tego, że jesteśmy samotni, nawet we dwoje?
- Jeden z najtrudniejszych wymiarów bycia w związku, to właśnie samotność we dwoje. I to uczucie ostatnio towarzyszy wielu Polakom. Jesteśmy dziwnym narodem. Bo jeśli pytam o życie seksualne Polaków, to respondenci mówią, że są zadowoleni. Z życia, też są zadowoleni. A jak się im bliżej przyglądam, to wcale tak nie jest. I odwrotnie: są ludzie, którzy nie potrafią cieszyć się życiem, choć wszystko na to wskazuje, że powinni.

- Każdy z nas nosi w sobie jakiś wewnętrzny dramat, który przeżywa.
- Niech pani popatrzy na ludzi z pierwszych stron gazet: popularnych artystów, polityków, znanych celebrytów. Niektórzy z nich to moi pacjenci. Na pozór silni, szczęśliwi, uśmiechnięci... Ale to jest często wizerunek stworzony wyłącznie na pokaz. Żeby dobrze sprzedać się medialnie. Bo ten wizerunek jest ich towarem. Towarem jest więc świetne samopoczucie, dobry wygląd. Ale jak tylko siądą w fotelu, w moim gabinecie, to już nie muszą grać. Wtedy widzę ich samotność, ich lęk przed życiem. Często mają depresje, wspomagają się lekami, alkoholem... Niektórzy nie mają chęci do życia. Pracując z nimi staram się ich wzmocnić tak, aby mogli przywrócić swój wizerunek. Nieraz na drugi dzień widzę jak się w telewizji uśmiechają, jacy są silni... I wszystkim się wydaje, że wokół nich jest tylu szczęśliwych ludzi, że to ich życie jest takie piękne i kolorowe... A kolorowe są tylko gazety, kolorowe sesje fotograficzne...

- Sami stwarzamy sobie własne piekło.
- Nie wiem, czy to jest piekło. Ale jakaś forma samotności, jako skutek nie koniecznie świadomego wyboru, na pewno. Im ktoś jest osobą bardziej znaczącą i ma poczucie większej odpowiedzialności wobec innych, tym częściej dochodzi do takiego momentu w życiu, że już nie ma kogo się zapytać o to, co dla niego jest ważne, trudne i liczyć na uczciwą, szczerą odpowiedź. I wtedy zostaje sam.

- A pan ma kogo zapytać?
- Takie osoby są w moim życiu. Mam poczucie wsparcia, w życiu prywatnym także.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska