Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z Camino naprawdę wraca się lepszym

Beata Bielecka 95 758 07 61 [email protected]
Piotr (z lewej) spotkał na szlaku ludzi z różnych krajów, którzy tak jak on chcieli doświadczyć Camino
Piotr (z lewej) spotkał na szlaku ludzi z różnych krajów, którzy tak jak on chcieli doświadczyć Camino fot. Archiwum Piotra
Młody mieszkaniec Słubic ponad trzy miesiące szedł do legendarnego Santiago de Compostela w Hiszpanii. To miejsce rozsławili pielgrzymi z całego świata i brazylijski pisarz Paulo Coelho.

Piotr (w czasie wędrówki posługiwał się swoim drugim imieniem) studiuje na Viadrinie we Frankfurcie i wciąż szuka odpowiedzi na pytanie, kim jest i co chce w życiu robić. Może dlatego zdecydował się na samotną podróż szlakiem św. Jakuba - Camino de Santiago.

Camino to dla jednych styl życia, dla drugich próba znalezienia odpowiedzi na dręczące ich pytania, jeszcze inni wędrują z ciekawości. Ale wszyscy są zgodni, że stąd wraca się lepszym.

To, co dokonuje się podczas wędrowania, często jest cenniejsze niż samo dojście do celu

Piotr wyruszył do Santiago ponad trzy lata temu, po lekturze "Pielgrzyma" Coelho. Urzekła go ta opowieść o legendarnej Drodze Mlecznej, którą pątnicy podążali już w średniowieczu. - Poczułem, że właśnie rzuciłem kamień do Santiago i po sznurku, do którego był on przyczepiony, chcę tam dojść - wspomina.
Już dawniej chodziło mu po głowie, żeby wybrać się w daleki świat i pobyć sam ze sobą. Spakował więc plecak, pamiętając, że hinduscy mnisi zabierają w taką podróż jedynie siedem rzeczy, zrobił na podwórku przed domem pożegnalną imprezę dla znajomych i z tego miejsca ruszył.

Niegdyś pielgrzymi też rozpoczynali wędrówkę spod swojego domu. Dziś wielu zaczyna ją w St. Jean Pied-de-Port we francuskich Pirenejach lub w hiszpańskim Roncesvalles. Stamtąd do grobu św. Jakuba, jednego z 12 apostołów, jest ok. 765 km. Piotr przeszedł ponad 2,8 tys. km. To było jego marzenie. Czuł, że marzeń nie można zabijać.

Symptomem śmierci naszych marzeń jest spokój: życie staje się niedzielnym popołudniem

- Jak wyszedłem z domu, pierwsza myśl była taka, żeby jak najszybciej przejść pierwsze 100 kilometrów, bo bałem się, że mogę zawrócić - przyznaje. Wytrwał.

Na Camino obowiązuje zasada: tego, kto rozpoczął pielgrzymkę do Santiago (trzeba pokonać minimum 150 km), z jej zaniechania usprawiedliwia tylko jedno - choroba. Można podróżować pieszo, na rowerze lub konno. Inne sposoby tradycjonaliści uważają za złamanie niepisanego kodeksu. Dlatego wiele osób woli przerwać wędrówkę w połowie drogi i kontynuować od tego samego miejsca innym razem niż podjechać autobusem.

Na początku Piotr pokonywał 20 km dziennie, potem odcinki były coraz dłuższe. Kiedyś założył sobie, że bez spania przejdzie 180 km. Przeszedł 62. W kolejnym dniu pokonał 50 i poczuł, że nie może iść dalej. Ciało buntowało się. Normalnie w godzinę robił 6-7 km, teraz w tym samym czasie był w stanie przejść może 500 m. Ale nie rezygnował. - Z małych ruchów składają się duże ruchy - mówi Piotr. - Jak się robi tylko te duże w naszym codziennym życiu, to tych małych się nie zauważa, a one są bardzo ważne.

Szedł przez Niemcy i Francję, sypiał w namiocie. W hiszpańskiej Galicji nocował często w schroniskach na szlaku, które dla pielgrzymów są bezpłatne. Nie spieszył się, bo wiedział, że wtedy widzi się i czuje więcej.
- Jak człowiek nic nie musi robić, nie musi dbać o codzienne sprawy, to umysł zaczyna zajmować się sobą, zaczyna być wrażliwy na to, jak się czuje ciało. Po tym szlaku jestem bardziej świadomy swoich potrzeb, swoich granic, swoich możliwości - opowiada.

Dwie trzecie drogi szedł zupełnie sam. Nie czuł strachu. No, może tylko raz, gdy w górach we Francji niespodziewanie stanął oko w oko z olbrzymim owczarkiem, który pilnował owiec. - Wiedziałem, że muszę nawiązać z nim jakiś zwierzęcy kontakt, uświadomić mu, że nic mu nie chcę zrobić. Zastanawiałem się jednak, jak to zrobić. Ciągle do niego mówiłem. To trwało jakieś 15 minut. W końcu mi odpuścił - wspomina.

Statek jest bezpieczny, gdy kotwiczy w porcie, ale nie po to jednak buduje się statki...

W Hiszpanii na szlaku spotkał wielu pielgrzymów. Różnych ludzi, którzy też z różnych powodów się tam znaleźli. Wierzący chcieli zbliżyć się do Boga, inni szukali sensu życia, dla niektórych była to tylko przygoda albo chęć sprawdzenia siebie.

Piotr pamięta mężczyznę, który wyczynowo uprawiał sport. Dyscyplina polegała na tym, że najpierw trzeba pokonać 60 km pieszo, potem - po trzech godzinach snu - przepłynąć 120 km kajakiem, a na koniec część trasy przejechać rowerem. Dla niego Camino było sprawdzianem formy.

- Hiszpanie często też idą do Santiago z przymusu kulturowego, a dyplomy Composteli przydają im się nawet wtedy, gdy starają się o posadę w pracy - dodaje Piotr. Na szlaku spotkał mężczyznę, który odbywał pielgrzymkę za karę. Wyznaczył mu ją sąd, dzięki temu uniknął więzienia.

- Rozmowa z każdą z tych osób była dla mnie doświadczeniem, ale na pewno nie zapomnę szczególnie jednego spotkania - mówi. We Francji zaszedł do klasztoru buddyjskiego, w którym przebywała akurat jego koleżanka, i trafił na festyn. Mnisi urządzili przyjęcie przyjacielowi, który po 12 latach samotnej medytacji wyszedł z zamknięcia.

- Gdy następnego dnia ruszyłem w drogę, spotkałam tego mnicha - opowiada Piotr. - Godzinę później znalazłem w górach muszlę, symbol Camino, znak pielgrzyma idącego do Santiago. Było w tym coś magicznego.

Niezwykłe można spotkać na ścieżkach zwykłych ludzi...

Gdy doszedł do Composteli, poczuł, że chce iść dalej. Tak robi wielu pielgrzymów. Wędrują jeszcze 90 km do Finisterry nad Atlantykiem. To najbardziej na zachód wysunięty punkt kontynentalnej Hiszpanii, uważany dawniej za koniec świata. - Trzeba tam wrzucić do oceanu jakieś życzenie, wykąpać się w nim albo spalić swoje rzeczy - opowiada Piotr.

On spalił na plaży część ubrań i buty, niektóre rzeczy oddał potrzebującym. I boso poszedł przed siebie, do Santiago, żeby wsiąść tam do samolotu i wrócić do domu. - Miałem szczęście, bo mimo że było to 12 grudnia, świeciło słońce. W dodatku ktoś zabrał mnie na stopa i dał jeszcze kilka euro, bo już nie miałem pieniędzy - przyznaje.

Piotr mówi, że dzięki Camino dowiedział się wiele o sobie, ale wciąż otwarte zostaje w nim pytanie o cel w życiu. - Nie jest łatwo go znaleźć. Nie zawsze to takie proste, jak rzucenie kamienia do Santiago. Bo gdzie rzucić kamień następnym razem? - pyta sam siebie.

Może odpowiedź znajdzie podczas kolejnej samotnej wędrówki. Myśli, żeby kiedyś pójść przez Rzym do Przylądka Dobrej Nadziei. Długa droga i dużo czasu na przemyślenia...

Śródtytuły są cytatami z "Pielgrzyma", debiutanckiej powieści Paulo Coelho, wybitnego pisarza z Brazylii

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska