Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prokuratura zbada, czy ktoś sfałszował protokół z wypadku po bójce w szkole

(kali, bat)
Dwóch chłopców pochlapało się mlekiem na przerwie, popychali się, aż jeden uderzył głową w ścianę. Protokołem z tego szkolnego wypadku zainteresowano nawet prokuraturę. Czy aby dokumentu nie sfałszowano...

Zdaniem Remigiusza Opulskiego, rodzica ucznia klasy trzeciej, w zielonogórskiej szkole podstawowej przy ul. Kąpielowej doszło do popełnienia przestępstwa. Dlatego powiadomił o tym prokuraturę. - Nie może być tak, że w protokole powypadkowym napisano, że nauczycielka była świadkiem wypadku, skoro stała w innym miejscu, rozmawiała ze swoją koleżanką i nie widziała, co się stało - podkreśla zielonogórzanin.

A co się stało..? Dwóch uczniów zaczęło się przekomarzać, oblali się mlekiem, popychali… Jeden z nich uderzył głową w kant ściany. Rozciął sobie głowę. Incydent miał miejsce przy szatni sali gimnastycznej. Widzieli go tylko uczniowie. Dyżurująca nauczycielka stała na korytarzu pół piętra wyżej, przy windzie.

- Natychmiast została jednak o wypadku przez uczniów powiadomiona - opowiada dyrektor szkoły Elżbieta Iwaniec. - I odpowiednio zareagowała. Zranionego chłopca przyprowadzono do mojego gabinetu, natychmiast go opatrzono. Zawiadomiono też rodziców.

Z wypadku sporządzono protokół, jak po każdym takim incydencie... Zdaniem szkoły i sporządzającego dokument inspektora BHP Marka Wytyka, protokół jest oczywiście zgodny z prawdą i napisano go prawidłowo Według rodziców chłopca, w dokumencie są kłamstwa. Chodzi o punkt 10, w którym inspektor napisał, że nauczycielka była "w chwili wypadku w miejscu wypadku". - Była na dyżurze, czyli była na miejscu - tłumaczy M. Wytyk. Ale rodzice przypominają, że stała w zupełnie innej części korytarza.

R. Opulski wątpliwości ma więcej. - Dlaczego behapowcy i dyrekcja szkoły przesłuchali nauczycielkę, a nie dopuścili do głosu prawdziwych świadków, czyli dzieci, które były w szatni i widziały całe zajście? - pyta. Ma też żal do dyrekcji szkoły, że nikt nie zapoznał go z treścią protokołu ani nie pouczył o prawie zgłoszenia zastrzeżeń. Musiał czekać miesiąc, by go w ogóle zobaczyć.

- I najważniejsze dla mnie pozostaje pytanie, dlaczego nie wezwano pogotowia ratunkowego? Przecież to był wypadek, rozcięta była głowa - dziwi się rodzic ucznia.

Dyrektor Iwaniec mówi, że nie rozumie zastrzeżeń rodziców. - Zainterweniowaliśmy tak jak powinniśmy, fachowo opatrzono dziecko, sporządzono protokół powypadkowy, rodzice zostali o sprawie powiadomieni - wylicza. Dziwi się, że sprawą zainteresowano aż prokuraturę. W szkole zastanawiają się, dlaczego rodzicom może nie odpowiadać obecny protokół. - Może chodzi o odszkodowanie? Ale przecież i tak dziecku się ono należy... - usłyszeliśmy nieoficjalnie od jednego z pracowników SP 8.

Jak jednak przyznaje inspektor Wytyk, gdyby w protokole poinformowano, że nie było opieki nad dziećmi w tym czasie otwierałoby to drogę rodzicom do finansowych żądań.

R. Opulski opowiada, że po wniesieniu zastrzeżeń do protokółu, jego syn zaczął przynosić ze szkoły uwagi. Dziwne... Do tej pory ich nie miał.

Dyrektor szkoły tłumaczy: - Akurat ostatnio w tej klasie było kilka incydentów. Wiadomo, jak to w grupie chłopców... I tylko stąd te uwagi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska