Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grozili leśniczemu, że mu utną łeb. Rodzina Kowalskich jest postrachem całej wsi

Danuta Kuleszyńska 68 324 88 43 [email protected]
Bartosz Krieger z SOZ chce zobaczyć w jakich warunkach Kowalscy trzymają kozy, konie i owce. Niestety, zwierząt nie zastaliśmy, a bracia porządkowali chlewy.
Bartosz Krieger z SOZ chce zobaczyć w jakich warunkach Kowalscy trzymają kozy, konie i owce. Niestety, zwierząt nie zastaliśmy, a bracia porządkowali chlewy. fot. Mariusz Kapała
Kradną, grożą ludziom, terroryzują okolicę. I czują się bezkarni. Jest ich siedmioro, z matką na czele. - Robią, co chcą, a o policji mówią, że może im na ch... skoczyć - tak o Kowalskich opowiadają sąsiedzi.

Telefon do redakcji: - Przyjedźcie do wsi. Trzeba Kowalskim zabrać zwierzaki. Owce niestrzyżone, oblepione gównem. Tygodniami stoją skulone pod wiatą, położyć się nie mogą, bo wszędzie to gówno. A biedne kozy jedna na drugiej w tym leżą... Serce boli, tak się męczą wszystkie.
I jeszcze ostrzeżenie: na Kowalskich trzeba uważać. Mogą pogonić siekierą.

Środa, po południu. Mgliście, siąpi deszcz. Do wsi prowadzi błotnista droga przez las. Na moją prośbę jadą z nami inspektorzy Straży Ochrony Zwierząt z Zielonej Góry Irmina Lutycz i Bartosz Krieger. W razie czego będą interweniowali. - Jeśli to prawda, zorganizujemy transport i zwierzaki odbierzemy - zapowiada Bartek.

Zabudowania Kowalskich stoją na górce. Parterowy odrapany dom, otoczony zmurszałym płotem. Do sztachety przybita tablica: "Teren prywatny wstęp wzbroniony". Na podwórku zdezelowane samochody, rozpadający się wóz konny, zaniedbane chlewy, kilka gęsi. Stajemy w pobliżu płotu.
- Kto tam, k..., przyjechał?! - młoda dziewczyna wrzeszczy w naszą stronę. I znika w domu. - Spier... stąd, ch... - krzyczy. Uchyla drzwi i podnosi w górę środkowy palec.
- Co tu, k..., ch... szukacie?! - przekrzykuje inna. Przedziera się przez siostrę i wypina tyłek w naszą stronę.

- Z gospodarzem chcemy rozmawiać.
- Ryyysieeek, oni, k..., chcą z matką gadać!
W drzwiach staje chłopak w szarym, wyciągniętym swetrze: - Matki, k..., nie ma w domu.
Z chlewa wychodzi kolejny. W niebieskiej kurtce, z widłami. - Spier... stąd... Spier... - wrzeszczy na całe gardło.
Bartek: - Chcemy zobaczyć konie, kozy i owce, bo są skargi, że nie dbacie o zwierzęta.
- Jakie, k..., skargi?! Ludzie nam zazdroszczą. Ha, ha, ha - dziewczyna w czerwonym swetrze powoli spluwa na ziemię.
Idziemy w stronę chlewa. (- Dokąd, ch..., leziecie?! - wrzeszczy ktoś za plecami). Ale kóz, owiec ani koni nigdzie nie ma.
- Wypuścilim je, łażą po polach i lasach - oznajmia jeden z braci.
Bartek: - Gdzie są konkretnie?
Chłopak w swetrze: - A bo ja wiem...
- Komisja ma przyjechać, to sprzątamy - wtrąca dziewczyna. Śmieje się, bierze miotłę i zmiata błoto spod chałupy.

Kowalskich jest siedmioro: czterech braci i trzy siostry. Mają od 17 do 30 lat. Plus matka. - Jedyna normalna, ale to ona nimi kręci - gadają ludzie we wsi.
- Z czego żyją?
- Rentę każdy dostaje. W sumie mają miesięcznie kilka tysięcy złotych. I jaka to sprawiedliwość?! - burzy się mężczyzna w średnim wieku. - Nigdy nie pracowali, a państwo im płaci! Niby żółte papiery sobie wyrobili.
Ludzie jeszcze gadają, że Kowalscy uprawiają kazirodztwo. Że dziesięć lat temu matka urodziła synowi dziecko i że chłopczyk z wodogłowiem trafił do sióstr zakonnych. Potem sąsiedzi przyłapali matkę, jak w lesie uprawiała seks z młodszym synem. Zgłosili na policję.
- No to powiedziała, że woli dawać synom, niżby oni mieli pier... swoje siostry - opowiada sąsiad. Dodaje, że od niedawna w każdy weekend do Kowalskich przyjeżdża 12-letnia dziewczynka i uprawia seks z najmłodszym.

Kowalscy są postrachem całej okolicy: kradną, co się da, z nikim się nie liczą. Andrzej Malinowski już niejeden raz wzywał policję, donosił do prokuratury.
- Tylko w tym roku ukradli nam telewizor, kaczki, narzędzia stolarskie, piłę, szlifierki, rowery - wylicza.
- A nawet rzeźbę piaskową wartą ponad dwa tysiące złotych, którą potem wrzucili do rzeki - dodaje Stanisława Malinowska. - Straciliśmy przez nich już wiele tysięcy!
Prokuratura, choć przyznaje, że Kowalscy kradną, to sprawy umarza. Bo biegli psychiatrzy orzekają, że Kowalscy dopuszczają się czynów, "mając zniesioną zdolność rozumienia znaczenia czynu oraz pokierowania swoim postępowaniem".

- Dlatego czują się bezkarni. Śmieją się i zawsze pokazują, że policja może im na ch... skoczyć! Są upośledzeni umysłowo i uważają, że wszystko im wolno - Malinowski tylko kiwa głową.
Ostatnio bracia okradli las. Wyrżnęli 25 dębów, w tym stuletnie, i brzozy. Leśniczy Grzegorz Sobotka przyłapał ich na gorącym uczynku, jak taczkami zwozili do chlewa pocięte już drewno. W zeszłą sobotę policja przeszukała zabudowania. Drewno było ukryte pod sianem. Bracia odgrażali się leśniczemu, że teraz "utną mu łeb siekierą".

- Oni często działają w nocy - przyznaje Sobotka. - I naprawdę nikogo się nie boją.
Leśniczy widział też, jak bracia wsiadają w malucha i ruszają "w teren". Jeżdżą do Nowogrodu, Zielonej Góry, a nawet Łęknicy.
- Kiedyś dojdzie do tragedii, bo nie mają prawa jazdy, nie znają się nawet na przepisach - ostrzega Sobotka.

Do tragedii już doszło. Jeden z nich potrącił pieszego. Siedzi teraz w areszcie i czeka na rozprawę.
Kowalscy są utrapieniem dla policji w Nowogrodzie Bobrz. Funkcjonariusze przynajmniej raz w tygodniu zjawiają się w pobliskiej wsi. Ostatnio byli w sprawie kradzieży drewna. Wiedzą też o podróżach zdezelowanymi autami. Złapali jednego z braci, wlepili 1.000 zł mandatu.

- Policjanci reagują na każde zgłoszenie, ale nie możemy postawić we wsi funkcjonariuszy, by pilnowali Kowalskich przez całą dobę - mówi Małgorzata Stanisławska, rzeczniczka Komendy Miejskiej Policji w Zielonej Górze. - Jeśli jest jakaś nowa sprawa wszczęta przeciwko nim, to dowozimy ich na badania do poradni zdrowia psychicznego, a także na rozprawy sądowe, bo się nie stawiają. Kilkoro z nich ma przydzielonego kuratora sądowego, jeden z braci już siedzi. Na szczęście, nikomu krzywdy nie robią. Ich największym problemem są kradzieże.

We wsi robi się szaruga, pada deszcz. Przed odrapanym domem kręcą się trzy siostry. Wybiegają bracia... Przeklinają, wrzeszczą, pokazują środkowy palec, spluwają na ziemię... Brudne buty, brudne ubrania... Matki nie ma. Pojechała do aresztu.

P.S Nazwisko rodziny zostało zmienione

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska