Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zostawili niepełnosprawnego z martwym ojcem w mieszkaniu

Danuta Kuleszyńska 068 324 88 43 [email protected]
- Mój tata leżał nieżywy, a ja pół dnia straciłem, żeby załatwić  lekarza, który stwierdzi jego śmierć - mówi zrozpaczony Marek Pelc
- Mój tata leżał nieżywy, a ja pół dnia straciłem, żeby załatwić lekarza, który stwierdzi jego śmierć - mówi zrozpaczony Marek Pelc fot. Danuta Kuleszyńska
- Budzę się rano, patrzę, a mój tato jest cały siny i zimny. No to dzwonię na pogotowie, żeby lekarz przyjechał i stwierdził, że ojciec nie żyje. Ale powiedzieli, że nie przyjadą - żalił nam się wczoraj Marek Pelc.

Szukał pomocy na policji i u lekarza rodzinnego, ale bez skutku. - Pomogli dopiero, gdy zagroziłem, że idę z tym do "Gazety Lubuskiej" - mówi pan Andrzej, sąsiad Pelca.

Marek Pelc jest inwalidą. Powoli składa zdania, bo ma kłopoty z mową. - I jeszcze kuleję na lewą nogę - pokazuje. - A wczoraj to takiej telepawki dostałem, że cały dzień nie mogłem dojść do siebie. Nie rozumiem, dlaczego pogotowie nie chciało przyjechać do taty, który umarł!

- A gdyby od razu przyjechali, to może jego ojca udałoby się jeszcze odratować? - sąsiad Andrzej (nazwisko do wiadomości redakcji) głośno się zastanawia. I nie ma żadnych wątpliwości: wiesza psy na lekarzach i uważa, że powinni przyjechać. - Żeby konkretnie stwierdzić, czy człowiek jeszcze żyje, czy już umarł. A nie zostawiać niepełnosprawnego z trupem w mieszkaniu! - denerwuje się. - Taka sytuacja może dotknąć każdego z nas. Bo jak ktoś umrze w domu, to do kogo mamy dzwonić?!

A było tak: we wtorek wieczorem Marek przyszedł do ojca w odwiedziny. Trochę wypili. On położył się spać, ojciec jeszcze siedział. - Budzę się po siódmej rano, patrzę, a tato leży na podłodze. Cały siny. Dotykam, a on zimny... Kiedyś miał zawał serca... No to czym prędzej dzwonię na pogotowie. A dyżurna mi mówi, że to nie ich sprawa, żebym poszedł z tym do lekarza rodzinnego.

Pan Marek poszedł. Ale na policję, bo pomocy szukał w komisariacie. Oficer pokręcił tylko głową i odesłał na pogotowie. - Nie przyjadą? No to do rodzinnego niech pan idzie - poradził.
W przychodni na Zamenhoffa pielęgniarka mówi, że lekarz owszem przyjedzie, ale za kilka godzin. Jak już skończy przyjmować pacjentów. Panu Markowi każe wracać do domu. Żeby cierpliwie czekał.
Sąsiad Andrzej: - Przyszedł załamany, nie wiedział, co robić. Wkurzyłem się . Dzwonię na pogotowie, odmawiają przyjazdu. Dzwonię na policję, odsyłają na pogotowie. Znów na pogotowie dzwonię i mówię, że idę z tym do "Gazety Lubuskiej". No i wreszcie karetka po 10 minutach przyjeżdża!

Około 16. 00 w mieszkaniu zmarłego byli: lekarz z pogotowia, lekarz rodzinny, policjanci i prokurator. Chirurg Waldemar Matusiak stwierdził, że mężczyzna zmarł na niewydolność serca.
Wczoraj rano do "GL" zadzwoniła pani J. z Zielonej Góry (nazwisko do wiadomości redakcji). Zmarła jej ciocia. Też w domu. I też lekarze odmówili przyjazdu, by stwierdzić zgon. Bo staruszka nie była zarejestrowana w żadnej przychodni.

- Nie wybrała lekarza rodzinnego, bo nigdy nie chorowała - wyjaśnia kobieta. - Odmówili nam w przychodni, w pogotowiu też. A przecież ciocia całe życie składki płaciła! Więc po co nam taka służba zdrowia?! Żadnego szacunku dla zwłok nie mają!

Krzysztof Bułaj, dyrektor zielonogórskiego pogotowia: - Pogotowie nie jest od stwierdzania zgonów, my ratujemy życie, a nie umarłych! Ten problem do dziś nie jest rozwiązany, są luki w prawie. Na Zachodzie sprawa jest prosta: jest wyznaczony coroner i on się zgonami zajmuje. U nas powinien to robić lekarz, który leczył chorego.

- A jeśli chory u nikogo się nie leczył?
- To nie wiem... My możemy do domu zmarłego przyjechać między 19.00 a 7.00, bo w tym czasie nie pracuje podstawowa opieka lekarska.

Sylwia Malcher Nowak, rzeczniczka Lubuskiego Narodowego Funduszu Zdrowia, potwierdza: - Zgodnie z ustawą z 1959 r. "o cmentarzach i chowaniu zmarłych" zgon powinien stwierdzić ten lekarz, który leczył chorego jako ostatni. W praktyce jest to najczęściej lekarz rodzinny. Jeśli natomiast nie można stwierdzić, który jako ostatni udzielał pomocy, zgon może stwierdzić każdy inny lekarz. Ustawa jednak nie precyzuje, jaki konkretnie. W przypadku pacjentki, która tego lekarza nie miała, sprawa jest skomplikowana, bo takiej sytuacji ustawa nie przewiduje.

Rzeczniczka dodaje, że pogotowie nie ma obowiązku przyjeżdżać do zmarłego. O wykładnię poprosiliśmy wczoraj e-mailem również ministerstwo zdrowia. Odpowiedzi jeszcze nie dostaliśmy. Do zmarłej cioci naszej Czytelniczki (po jej interwencjach i interwencji funduszu) przyjechał ostatecznie lekarz pogotowia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska