Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć ze spadochronem. Przedstawiamy szczegóły tragicznego wypadku na weselu w Witnicy

Renata Ochwat 0 95 722 57 72 [email protected]
Dziś na miejscu tragedii pozostał tylko mały krąg świeżo skopanej ziemi z jedną różą pośrodku
Dziś na miejscu tragedii pozostał tylko mały krąg świeżo skopanej ziemi z jedną różą pośrodku fot. Kazimierz Ligocki
- To był doświadczony, licencjonowany skoczek - mówił kolega tragicznie zmarłego. Mężczyzna w sobotni wieczór spadł na ziemię. Z odniesionych ran zmarł w niedzielę nad ranem.

Miejsce, gdzie doszło do tragedii nie wygląda groźnie. To ośrodek nad pięknym leśnym jeziorem nieopodal Witnicy. Katastrowa wydarzyła się na sportowym boisku porośniętym trawą i z dwoma bramkami do piłki nożnej. Sielankowy obrazek w niedzielne południe mąci widok dwóch smutnych mężczyzn z łopatą i grabiami. Do czarnego worka zbierają ziemię przesiąkniętą krwią zmarłego skoczka. Pozostaje krąg skopanego gruntu z maleńką różyczką pośrodku...

Skakał na szybkim spadochronie

Do tragedii doszło około 18.30 w sobotę podczas wesela. To miała być dodatkowa atrakcja, prezent dla pana młodego. Dwóch skoczków wykonywało ewolucje na spadochronach. Skakali z latającej dość wysoko motolotni.

- Pierwszy wylądował bez żadnych problemów. Szybko się stało jasne, że coś złego stało się z tym drugim. A potem mocno uderzył w ziemię - opowiadał dzisiaj świadek wydarzenia. Pracuje i mieszka w Ustroniu. Miejsce katastrofy ma na wyciągnięcie ręki. Opowiadał, że ewolucjom przyglądali się goście weselni, którzy półkolem otaczali boisko do piłki nożnej. - Straszliwa tragedia - komentował dziś miły mężczyzna w średnim wieku.

Od przyjaciela zmarłego dowiedzieliśmy się, że to był licencjonowany skoczek spadochronowy. Pracował w wojskowej jednostce specjalnej w Lublińcu. W pierwszym komunikacie policji o tragedii w Ustroniu podano, że skoczkowi nie otworzył się spadochron.

- Naturalnie, że się otworzył. To był szybki, sportowy spadochron. Ale on lądował pod światło, mogło go oślepić słońce, może źle ocenił odległość do ziemi - mówił w niedzielę przyjaciel ofiary.

Fakty ustali komisja

Po 20 minutach od tragedii przyjechała pierwsza karetka z ratownikiem medycznym, za kolejnych 20 pojawiła się następna, już z Gorzowa i prawdopodobnie z lekarzem. - Długo stali. Potem jeszcze przyjechała żandarmeria i jeszcze jakieś służby - opowiadał nam świadek wydarzenia.

Według jego słów pierwsze rozpoznanie było takie, że mężczyzna przeżyje. - Być może dlatego weselnicy wrócili na zabawę. Ale przerwali ją nad ranem. Chyba kiedy się dowiedzieli, że on nie żyje - mówił.

Po wypadku nieprzytomny skoczek trafił na oddział intensywnej opieki medycznej gorzowskiego szpitala. Mimo olbrzymiego zaangażowania gorzowskich lekarzy zmarł w niedzielę o 3.30.

- Co tam się faktycznie stało, ustali specjalna komisja. Wypadek ten traktowany jest jako katastrofa w ruchu lotniczym - mówiła nam dzisiaj Justyna Migdalaska z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska