Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- Dlaczego nie poinformowano nas o śmierci ojca? - pyta zdruzgotana Maria Relich

Tatiana Mikułko 0 95 722 57 72 [email protected]
fot. sxc.hu
Jej tato zmarł w czwartek wieczorem. Rodzina dowiedziała się w piątek po południu, bo przyjechała do chorego w odwiedziny.- Nie uważam, by stała się straszna rzecz - kwituje ordynatorka oddziału neurologii.

Henryk Szuster najpierw leżał na kardiologii w gorzowskim szpitalu wojewódzkim przy ul. Dekerta, potem przewieziono go na oddział neurologii przy ul. Walczaka.

- Na izbie przyjęć bratowa podała pielęgniarkom swój numer telefonu, tak na wszelki wypadek. Gdy żegnaliśmy się z ojcem w czwartek koło 20.00 nie było z nim kontaktu. Czekaliśmy na najgorsze. Ale telefon nie dzwonił, więc w piątek z myślą, że tacie się poprawiło, pojechaliśmy do szpitala - wspomina pani Maria. Jest z Nowej Soli. Jej ojciec mieszkał w Wielisławicach niedaleko Strzelec Krajeńskich.

- Na miejscu byliśmy koło 16.00. Na łóżku taty leżał jakiś mężczyzna. Od pielęgniarki dowiedzieliśmy się, że ojciec zmarł w czwartek o 23.30. Do nas nikt nie zadzwonił. Jak można olewać takie najważniejsze sprawy? - pyta zdruzgotana kobieta.

Pani Maria wsparta rodziną szukała na oddziale wyjaśnień. - Lekarz, który stwierdzał zgon myślał, że o śmierci poinformują pielęgniarki. Przeprosił nas, że tak wyszło - mówi bratanek pani Marii, Krzysztof Szuster.

- Dlaczego nikt nie zadzwonił do państwa w piątek? - pytamy.
- Bo na oddziale było... szkolenie. Tak nam powiedziano - odpowiada bratowa Danuta. A jej mąż Edmund dodaje, że w szpitalu jest znieczulica.
- Przyszliśmy do gazety dlatego, że pamiętamy, jak opisywaliście podobną sytuację, która wydarzyła się na tym samym oddziale. Widać nic tam się nie zmieniło. Jest jeden wielki bałagan - denerwuje się pan Krzysztof.

W styczniu opisywaliśmy, jak szpital wysłał telegram o śmierci kobiety, na którym zgadzało się tylko imię. Rodzina przez kilka godzin nie mogła ustalić, czy to faktycznie chodzi o ich bliską. - Po tamtej sytuacji odbyło się spotkanie z personelem oddziału. Tłumaczyliśmy, jak należy się zachować w takich sytuacjach, żeby więcej się nie powtórzyły. Widocznie nie poskutkowało. Na pewno wyciągniemy z tego konsekwencje. Lekarz dostanie naganę albo pouczenie - mówił nam dzisiaj poirytowany wicedyrektor lecznicy Piotr Dębicki.

Więcej przeczytasz w jutrzejszym papierowym wydaniu "GL"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska