Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strzelanina w Sulechowie, od kuli ginie policjant

Piotr Jędzura
Maciej B., ps. Baryła na zdjęciu z listu gończego.
Maciej B., ps. Baryła na zdjęciu z listu gończego. fot. Policja
"Baryła" w latach 90. siał grozę w światku przestępczym. Sam mówił, że jest gangsterem, a nie mordercą. Jednak zastrzelił policjanta pod Sulechowem. Wpadł, bo granat rozerwał mu brzuch. Dostał dożywocie.

Maciej B. pseudonim "Baryła". Szeroki chłop. Szyja tak zwana zapaśnicza, niemal bez karku. Wzrost około 175 cm. Ciemne włosy ostrzyżone na jeża. Twarz owalna z szeroko rozstawionymi jasnymi oczami. Bruzda na podbródku. Taka postać może siać grozę. Miało to też swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości.

Strzelali do niego

Zanim o Baryle stało się głośno był ochroniarzem w… sklepie. Pilnował spokoju w markecie swojego wujka. Zatrudniał się też do ochrony na dyskotekach. To zajęcie się mu podobało. Tak było do 1995 r. Głośne konflikty z prawem zaczynają się rok później.

Już w wieku 21 lat napadł na adwokatkę w Poznaniu. W końcu gangster trafił do celi pod zarzutem rozbojów, kradzieży i wymuszeń samochodów. Wyszedł zza krat po wpłaceniu kaucji. Unikał kary, uciekał. W międzyczasie sąd w Poznaniu wysyła za Maciejem B. list gończy.

Zanim, w 1998 r. Baryła trafił do Zielonej Góry mieszkał z dziewczyną w Poznaniu. Gangsterska przygoda jednak trwała już na dobre. W Poznaniu do Macieja kilka razy strzelano. Uniknął kul. Wyprowadził się do Sulechowa. Podróżował po Europie z konkubiną. Cieszy się pełnią życia z drobną blondynką u boku.

Nocna strzelanina

Co wydarzyło się 25 marca 1999 r. w Sulechowie? Sierż. Mariusz I. z Sulechowa był podobno na zwolnieniu lekarskim. Wysportowany funkcjonariusz z oddziałów antyterrorystycznych to postać doskonale znany w światku przestępczym miasta i nie tylko.

Nie krył tego jawnie spotykając z chłopakami z "drugiej strony". Pił z nimi, bawił się. Znali go też mieszkańcy. Wspominają, że miał ksywę "szeryf", bo skutecznie uciszał nocne awantury w sąsiedztwie. Nie unikał też interwencji po służbie.

Jeździł dobrym jak na tamte czasy bmw. - Skąd na to miał - dziwiło się jednak wielu policjantów. - Bo z pensji psa nie ma szans - odpowiadali sobie przecząco.

Nocą 25 marca policjant doskonale bawił się w agencji towarzyskiej "Laguna". Przybytek uciech należał do Mariana D., pseudonim "Maniek". Sierżant pił z kolegami dobrze znanymi policji kryminalnej.

Maciej B., ps. Baryła na zdjęciu z listu gończego.
Maciej B., ps. Baryła na zdjęciu z listu gończego. fot. Policja

Co policjant robił w agencji z przestępcami? Hipotez jest wiele. Jedna zakłada, że chciał zdobyć informacje o najbliższych "skokach" bandytów. Inna, że współpracował z nimi sprzedając informację i dostając za to pieniądze. Może też chronił agencję. Tego już nikt nie ustali. Pewne za to jest, że w środku nocy policjant wraz z kolegami wyszli z agencji. Wsiedli do bmw i odjechali.

Jak ustaliła wtedy prokuratura Maniek z Baryłą ruszyli za nimi. Baryła kilka razy wystrzelił w kierunku auta policjanta. Ponoć wtedy nie trafił celu. Bmw staranowało samochód "Mańka". Potem kilka razu uderzyło w tył wozu szefa "Laguny". Auta stanęły. Wtedy padł kolejny strzał. Tym razem kula wystrzelona przez "Baryłę" zabiła bezbronnego funkcjonariusza.

Świadkowie tragicznych wydarzeń wezwali policję. Chwilę po strzelaninie został złapany "Maniek". "Baryła" zniknął.

Dlaczego policjant?

Dlaczego zginął Maciej I.? Tu też jest wiele rozbieżności. Sam "Baryła" nigdy się do zabójstwa nie przyznał. Możliwe, że policjant zginął przez przypadek, a ofiarą miał być ktoś inny.

Partnerka "Baryły" przed sądem opowiadała o transakcji dotyczącej kilku tysięcy tabletek narkotyku ekstaza. Handlarz-hurtownik z Sulechowa miał je otrzymać od innego dużego dilera. Do pomocy miał wziąć "Baryłę" i jakiegoś policjanta. Funkcjonariusz miał brać pieniądze od handlarzy narkotyków w zamian za pomoc w transakcjach i ochronę.

Meta na Śląsku

Baryła zabija policjanta i znika. Policja szuka go listami gończymi. Groźny i uzbrojony bandzior w kwietniu trafił na Śląsk. W Chorzowie ze swoją dziewczyną zaszył się w wynajętym mieszkaniu.

Został zatrzymany w niecodziennych okolicznościach. W połowie maja blokiem przy ul. Wrocławskiej, w którym zaszył się "Baryła" wstrząsnęła eksplozja. Strażacy ewakuowali mieszkańców. W jednym z mieszkań natrafili na ciężko rannego mężczyznę. Miał rozerwany brzuch. To był "Baryła". Ranna, ale nie groźnie została też jego partnerka.

Co się wydarzyło w mieszkaniu? Brzuch rozerwał granat, przy którym majstrował, lub bomba, którą przestępca miał konstruować. Mówiło się nawet, że chciał wysadzić się w powietrze. Miał wówczas powiedzieć: - Wysadziłem się, bo miałem dość.

W ciężkim stanie gangster trafił na stół operacyjny. Wielogodzinny, ciężki zabieg uratował mu życie. Po wyleczeniu Maciej B. usłyszał zarzuty i stanął przed obliczem sądu. Ruszył proces. Do sądu przestępca był eskortowany przez uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy grupy antyterrorystycznej. Skuty kajdanami i łańcuchami. Nie dość, że był niebezpieczny to jeszcze mówiło się, że ktoś może chcieć go "sprzątnąć". Stąd nadzwyczajne środki ostrożności.

Surowe wyroki

W 2001 r. zapadł surowy wyrok. Baryła usłyszał dożywocie. Może ubiegać się o wcześniejsze zwolnienie dopiero po odsiedzeniu 30 zasądzonej lat kary. Maniek trafił za kratki na 25 lat. Staranie o szybsze puszczenie celi będzie mógł zacząć dopiero po spędzeniu w niej 20 lat.

Surowość wyroku sędzi uzasadniał zaznaczając, że tak niebezpiecznych ludzi trzeba odizolować na jak najdłużej. Skazany zawsze szedł w zaparte. Nigdy nie przyznał się do zastrzelenia policjanta w Sulechowie. Podkreślał, że to spisek kompanów na jego osobę, że był wrabiany w mord, którego się nie dopuścił.

W 2003 r. sąd w Poznaniu skazał Macieja B. na pięć lat więzienia. To kara za wymuszenia. Wcześniej dostał jeszcze 1,5. Tym razem za uchylanie się od płacenia alimentów.

Dziś "Baryła" siedzi w więzieniu we Wronkach. Podobno doskonale się tam zaaklimatyzował. Jest szefem "zamkniętego światka", rządzi, wydaje polecenie. Podobno jest grzeczny. Choć mówiło się, że już za kratami zlecił pobicie Mańka, który zeznawała na jego niekorzyść.

Zielonogórska mecenas Anna Drobek była obrońcą Baryły. - Był zaszczuty przez media, ta cała otoczka towarzysząca procesom, upublicznienie jego sylwetki powodowało, że stawał się bardzo rozdrażniony - wspomina mecenas.

Nadmienia, że wyciąganie spraw niekoniecznie związanych z przestępstwami, o którego go oskarżono, wpływało fatalnie na jego samopoczucie i zachowanie. - Nie potrafił wytyczyć sobie ścieżki w życiu, nie za bardzo wiedział, jak ma to zrobić, ja ma żyć - wspomina mecenas Drobek. Wielokrotnie rozmawiała z nim w areszcie. Pamięta Baryłę jako osobę zagubioną w życiu.

Legenda Baryły poszła z nim na dożywocie. Zanim został zatrzymany, był przecież jednym z najbardziej groźnych i bezwzględnych bandytów w kraju. To też powodowało, że nie ruszał się nigdzie bez broni. Teraz żyje za kratami.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska