Do wypadku doszło na początku stycznia. Wózek widłowy, który stoczył się po podłodze przygniótł do ściany jednego z pracowników. Za kierownicą siedział operator a pojazd miał włączony bieg do przodu. Inspektor BHP stwierdził później, że przyczyną tragedii było "samoczynne stoczenie się wózka" i " niespodziewana obecność poszkodowanego między wózkiem a ścianą".
Nie stwierdził żądnych uchybień Lumelu a przyczyną wypadku było według niego "niezachowanie przez poszkodowanego dostatecznej ostrożności".
Wersja inspektora mało prawdopodobna?
Z takimi ustaleniami nie zgadzają się synowie zmarłego. Ich adwokat, Hubert Szarata zwraca uwagę na dziwne okoliczności wypadku, a niektóre ustalenia inspektora są według niego nieprawdopodobne. Specjaliści z zakresu obsługi wózków widłowych, do których dotarł mecenas twierdzą np., że stoczenie się takiego wózka w przypadku włączonego biegu do przodu jest niemożliwe.
Według niego wysoce prawdopodobne jest również, że rozległe uszkodzenia ciała powstały w skutek najechania wózka ze znaczną prędkością - A to wyklucza samoczynne stoczenie się wózka - mówi Szarata. Synowie zmarłego domagają się od Lumelu 200 tys. zł odszkodowania.
Obalenie wersji inspektora BHP jest o tyle ważne, że to właśnie od tego zależy, czy odszkodowanie im przysługuje - Zgodnie z prawem, jeśli wina leżała wyłącznie po stronie poszkodowanego, wyklucza to odpowiedzialność Lumelu, który nie musiałby wypłacać odszkodowania - mówi adwokat.
Sprawę bada prokuratura
Tymczasem Lumel twardo obstaje przy wersji stwierdzonej w protokole z wypadku. - Dwa razy odtwarzaliśmy całą sytuację i potwierdziły się wszystkie wcześniejsze zeznania świadków. Wygląda na to, że pracownik wszedł między wózek a ścianę, bo chciał po coś sięgnąć.
Ponieważ było mało miejsca krzyknął do operatora wózka, żeby odjechał. Kiedy ten ściągnął nogę z hamulca i chciał pojechać do przodu wózek swoją bezwładnością zjechał. Ubolewam nad tym, co się stało, ale czasami tak bywa, że pomimo zasad bezpieczeństwa dochodzi do takich zdarzeń. - mówi Wiesław Ocytko, prezes firmy i dodaje, że sprawę odszkodowania przekazał do firmy ubezpieczeniowej.
Szarata: - Dziwne zachowanie. Skoro uważają, że nie ponoszą winy za wypadek to, po co oddali sprawę do ubezpieczyciela.
Postępowanie w sprawie wypadku w zielonogórskiej firmie pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci prowadzi również zielonogórska prokuratura.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?