Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Baczyna: - Traktują nas gorzej niż zwierzęta!

Anna Rimke 0 95 722 57 72 [email protected]
Jolanta Kołaczek i Jadwiga Żbikowska mają już dosyć kurzu i hałasujących ciężarówek. - Z dziećmi nie można wyjść na spacer. Bo kierowcy nawet nie zwalniają, gdy widzą mnie z wózkiem - mówi pani Jolanta, mama dwumiesięcznych bliźniaczek.
Jolanta Kołaczek i Jadwiga Żbikowska mają już dosyć kurzu i hałasujących ciężarówek. - Z dziećmi nie można wyjść na spacer. Bo kierowcy nawet nie zwalniają, gdy widzą mnie z wózkiem - mówi pani Jolanta, mama dwumiesięcznych bliźniaczek. fot. Kazimierz Ligocki
- Przecież jak jest okres lęgowy u ptaków, to zaprzestaje się robót wokół ich gniazd! A u nas? - pytają kobiety.

Najlepiej niech przyjadą buldożerami i nas zasypią! Nie będzie problemu - nie wytrzymują nerwowo. Mieszkają w Baczynie, w miejscu, gdzie właśnie budowana jest trasa szybkiego ruchu S 3 na Szczecin.

Już na obwodnicy miasta, kilka kilometrów za tablicą Gorzów, tuż przy drodze górują wielkie nasypy żwiru. Tu budowana jest trasa szybkiego ruchu. - Za drugim nasypem w prawo i tam mieszkamy - tłumaczy Jolanta Kołaczek, kiedy zaprasza nas do siebie.

Betonowe płyty na wjeździe. Dalej już piach. Za wielką górą żwiru dom, duże podwórko. Kilkadziesiąt metrów dalej też widać zabudowania. To niby Baczyna, ale na wieś nie wygląda. Raczej na wielki plac budowy. - Jak deszcz popada, to ani przejść, ani przejechać! - denerwuje się Jadwiga Żbikowska z tego domu przy hałdzie żwiru.

Siwo od kurzu

Wiosną woda spływała z nasypów wprost na ich podwórko. Błoto mieli wszędzie. - Buty trzeba było kupować co miesiąc, tak się niszczyły. A w dyrekcji dróg poradzili nam bezczelnie, żebyśmy reklamówki na nogi zakładali - wtrąca Stefania Huniewicz, sąsiadka Żbikowskich. Z praniem ubrań nie nadążają. - A suszyć trzeba w domu, bo przecież na ten kurz nie wywiesimy - mówią.

Sprzątanie mieszkania to też robota głupiego. - Okno się otworzy, bo upał, to wszystko w piachu. Zresztą okien również nie opłaca się myć, bo zaraz zakurzone - załamuje ręce pani Jadwiga.

Jolanta Kołaczek, siostra pani Jadwigi, opowiada, że z malutkimi córeczkami nie może wyjść na spacer. - Kierowcy tych wielkich wozów nawet nie zwalniają, gdy widzą mnie z wózkiem. Prują jak szaleni, a tumany kurzu opadają na dzieci. To jest koszmar - kręci głową, przytulając dwumiesięczne Nelę i Olę. Martwi się, że od tego pyłu dzieci zaczną chorować.

- Babcia też się męczy. Przecież to starsza osoba, ile może wytrzymać? A tu codziennie hałasy. Od 7.00 rano do późnego popołudnia! - denerwuje się J. Żbikowska. - Nawet jak koło mnie przejeżdżają tymi spychaczami na gąsienicach, to mam siwo wkoło domu. Nic nie widać! - dodaje sąsiadka, pani Stefania. Jest wściekła na to, że firma budująca trasę nie szanuje mieszkańców. - Najlepiej niech przyjadą buldożerami i nas zasypią! Nie będzie problemu - S. Huniewicz nie wytrzymuje nerwowo.

- Traktują nas gorzej niż zwierzęta. Bo przecież jak jest okres lęgowy u ptaków, to zaprzestaje się robót wokół ich gniazd! A u nas? Siostra z tymi maluszkami przyjechała ze szpitala akurat na najgorsze. Trzaski przyczep, warkot samochodów, kurz. Po prostu masakra - dodaje pani Jadwiga. Kobiety twierdzą, że rozumieją, że drogi trzeba budować. - Ale nie kosztem ludzi. Gdyby to jakoś zaplanowali, może zwyczajnie pomyśleli, że my tu żyjemy... - zastanawiają się.

Fundamentów nie wylali

Jadwiga i Jolanta mieszkają w dużym domu ze swoimi rodzinami, rodzicami, bratem i 84-letnią babcią.

W sumie siedem dorosłych osób, dwoje chłopców w wieku szkolnym i dwumiesięczne bliźniaczki. Budynek od wysokiej na kilkanaście metrów hałdy żwiru dzieli tylko dróżka. Już od czterech lat wiedzieli, że tędy będzie szła trasa S3 i państwo ich wykupi. Dlatego przez ten czas nie robili żadnych remontów.

Stefania Huniewicz z rodziną i wnukami mieszka trochę dalej. Jej dom już nie został zakwalifikowany do wykupu. - Ale jakby dali mi 500 tys. zł, to jak nic bym się stąd wyniosła. Bo tu naprawdę żyć się nie da - mówi kobieta. Na ogrodzie wszystko jej wysycha od tego kurzu. - A jak przejeżdżają obok ciężarówki, to cały dom się trzęsie - pani Teresa pokazuje zadbany ogródek, sad i odremontowany 120-metrowy dom.

Roztrzęsionym głosem wspomina, jak 20 lat temu budowana była tu droga na Szczecin. - Wtedy przeszłam jeszcze gorszy horror! Mama miała wylew, a tu tak rozkopane, że karetka nie mogła dojechać. Mama zmarła... - ociera oczy kobieta.

I teraz znów mają powtórkę. - A miało być zupełnie inaczej. Przynajmniej w naszym przypadku - twierdzą siostry Jolanta i Jadwiga.

Kiedy już ruszały prace z S3, rzeczoznawcy wycenili nieruchomość i Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad miała wykupić ich dom z 36 arową działką. Ale 227 tys., które zaproponowali, to była zbyt mała kwota, żeby trzy rodziny mogły się urządzić. Dogadali się więc, że GDDKiA da im w zamian nowy dom, o podobnym metrażu na takiej samej działce i to niedaleko posesji, na której mieszkają teraz.

Umowę podpisali w ubiegłym roku. Mieli się przeprowadzać w tym roku na jesień. - Ale nawet fundamenty nie są wylane pod ten nowy dom. I teraz słyszymy, że mamy szukać sobie lokalu zastępczego. Mamy spakować cały dom w bagaż podręczny? - denerwuje się pani Jadwiga.

Szukają zastępczego

- A gdzie mamy się wyprowadzić? Może z tymi niemowlakami mam iść do Metalowca? - nie ukrywa oburzenia pani Jolanta. Nie wyobrażają sobie, jak ma wyglądać ich życie za trzy miesiące.

- Przecież starsze dzieci chodzą tu do szkoły. Mamy zwierzęta! Kto wynajmie mieszkanie rodzinie z psami, kotami? - pytają kobiety. Nie mieści im się w głowie, że państwowa firma, która prowadzi tak poważną inwestycję, jak budowa trasy szybkiego ruchu nie potrafiła w terminie postawić domu zamiennego.

- Termin, który zaplanowaliśmy, rzeczywiście jest niemożliwy do dotrzymania - przyznaje Grzegorz Dziedzina z Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad w Szczecinie. Spóźnienie tłumaczy czasochłonnymi negocjacjami z rodziną co do szczegółów projektu domu, problemami z uzyskaniem pozwolenia na budowę, a na końcu ze znalezieniem wykonawcy.

Wreszcie, kiedy udało się zorganizować przetarg, to trzeba było unieważnić jego drugi etap, bo firmy biorące w nim udział miały błędy w ofercie. - Ale wkrótce powtórzymy konkurs i budowa się zacznie - twierdzi G. Dziedzina. O dokładnych terminach rozpoczęcia prac i ich zakończenia jednak nie chce mówić.

- Dom powstanie najszybciej, jak to możliwe. Bo wiemy, że ci ludzie mieszkają w sąsiedztwie największego placu budowy - mówi. Potwierdza też informację, że rodzinie zaproponowano, żeby sama znalazła czasowy lokal zastępczy, do którego przeprowadzi się na czas budowy nowego domu.

Ze zwierzętami

- Ale nie dlatego, że zrzucamy to na ich głowy. My również szukamy takiego lokalu. Ale i tak to te rodziny będą musiały go zaakceptować. Więc prościej byłoby, gdyby sami zaproponowali miejsce, które im będzie odpowiadało - tłumaczy G. Dziedzina.

Zaznacza jednak, że nie ma sztywnego terminu, w którym rodziny muszą się wyprowadzić. - Nikt na bruk tych państwa nie wyrzuci. Wyprowadzą się, gdy znajdzie się lokal zastępczy - twierdzi i jest przekonany, że znajdą taki, w którym będą mogli zamieszkać z małymi dziećmi oraz kotami i psem.

G. Dziedzina mówi, że nie ma z góry postawionych ograniczeń finansowych. Cena "w rozsądnych granicach" jest do uzgodnienia z GDDKiA. Firma poza kosztami najmu mieszkania, czy też mieszkań (bo w domu mieszkają trzy rodziny), bierze na siebie też całą przeprowadzkę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska