Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Biją się o... każdy wypadek

Dariusz Chajewski
Jak to się stało, że obie pomoce drogowe przyjechały tak szybko na miejsce wypadku? Pytani o to policjanci tylko uśmiechają się pod nosem. O tym wiedzą wszyscy. Przecież laweciarze słuchają policyjnego radia...
Jak to się stało, że obie pomoce drogowe przyjechały tak szybko na miejsce wypadku? Pytani o to policjanci tylko uśmiechają się pod nosem. O tym wiedzą wszyscy. Przecież laweciarze słuchają policyjnego radia... fot. Mariusz Kapała
W piątek nad głową ofiary wypadku bój stoczyły dwie firmy pomocy drogowej. Obie chciały być tak dobre i pomóc kierowcy. Niecenzuralne słowa, szarpanina...

Piątek, samo południe... Kierowca jadącego w kierunku Nowej Soli tira nie zauważył ronda. Ciężarówka wylądowała "na plecach", do góry kołami. Ranny kierowca czekał na karetkę, aby pojechać na prześwietlenie do szpitala... Jednak pierwsza na miejsce wypadku przybyła pomoc drogowa. Po chwili był już drugi żółty dźwig... Dwie ekipy pomocników najpierw ruszyły do potencjalnego klienta, później na siebie.

- Gdzie się pchasz, przecież byliśmy pierwsi - gestykulował Jacek Klimkowski.

- Co to nas obchodzi, możemy chyba porozmawiać z człowiekiem? - odpowiada córka Pawła Kaczmarka, właściciela drugiej firmy. Jak stwierdziła przejeżdżała obok i próbowała pomóc w negocjacjach ludziom ojca.

- Popatrzcie panowie, czy to nie jest chamstwo? - nie wytrzymał Klimkowski.

Oni się nienawidzą

Strażacy, policjanci tylko kręcili głowami. Konkurencyjna walka toczyła się nad wrakiem samochodu, nad załamanym kierowcą.

- To u nas normalne - mówi proszący o anonimowość strażak. - Zabijają się o każde auto do sholowania. Czasami już się zastanawiamy, czy tutaj chodzi tylko o pieniądze. Oni się po prostu nienawidzą.

Pierwszy raz o wojnie między tymi dwoma firmami pomocy drogowej pisaliśmy dobre dziesięć lat temu. Wówczas za kierownicami pojazdów do holowania zasiadali ojcowie uczestników piątkowej awantury. Przed laty dochodziło do inwektyw, rękoczynów, spotkań na sądowej sali, interwencji policji...

- Wracałem właśnie z Zielonej Góry, trafiłem tutaj na miejsce wypadku, uzgodniłem z kierowcą warunki sholowania i nagle pojawiła się ona... - tłumaczy J. Klimkowski. - Odciągnęła kierowcę na bok i zaczęła przelicytowywać nasze stawki.

- Gdyby to był wypadek, do którego pomoc wzywa policja, nawet nie próbowalibyśmy podchodzić - tłumaczy córka P. Kaczmarka. - To inna działka. Jednak klient nie ma auto casco i wybór firmy należy do kierowcy. A mamy przecież wolny rynek.

Mają wolna amerykankę

Posypały się niecenzuralne słowa, licytacja zarzutów. Kaczmarek stwierdziła, że w Żaganiu, gdzie mają oficjalne dyżury, nie ma podobnych problemów. Klimkowski natomiast uważa, że tam jest co najmniej taki sam bałagan jak w Nowej Soli... I znów wzajemna wymiana ostrych słów i dociekań kto jest kim.

W Nowej Soli nie ma żadnego paktu. Jak twierdzą pracownicy obu firm pomocy, wina leży po stronie konkurencji i... starostwa, które powinno w jakiś sposób rynek pomocy drogowej uregulować. Tymczasem obowiązuje wolna amerykanka.

- Ostatnio nie mieliśmy sygnałów o tak drastycznej rywalizacji tych firm - mówi Teresa Janusz z nowosolskiej policji. - Sądziliśmy, że to się skończyło.

Klimkowski tylko kręci głową Jego zdaniem wojna toczy się od lat.
- Niechby i u nas wyznaczyli dyżury - dodaje Kaczmarek. - Byłby spokój.

- Jaki spokój? - komentuje pracownik jednej z firm pomocy. - Oni najchętniej by się pozabijali. To tak jak gdzieś tam na Sycylii.

W piątek na rondzie wyścig o podniesienie i sholowanie tira wygrali Klimkowscy. Stanęło na 300 zł. I wielu ostrych słowach kierowanych pod adresem konkurencji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska