Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Możesz pomóc małej Hani

Grażyna Zwolińska
Dziewczynka próbuje w szpitalu zbudować namiastkę zwykłego świata. Jak każde dziecko, przytula ukochanego pluszaka, ulubioną lalę.
Dziewczynka próbuje w szpitalu zbudować namiastkę zwykłego świata. Jak każde dziecko, przytula ukochanego pluszaka, ulubioną lalę. fot. Monika Tarwacka
Po urodzeniu dostała dziesięć punktów w skali Apgar. Jeszcze w sierpniu ubiegłego roku nic nie zapowiadało nieszczęścia.

Dziś Hania ma dwa latka i trzy miesiące. Patrzy na szpitalny świat wielkimi oczami. Nie rozumie, dlaczego wkłuwają się w jej kręgosłup, wkładają sondę przez nos, dlaczego wymiotuje i nie może jeść, a z jej ciała wystają rurki i wężyki, przez które podawane są wszelkie możliwe leki.

To jak grom

Nad morzem było tak dobrze. Po powrocie zaczęło się chorowanie. Lekarz rodzinny mówił, że to angina, potem, że grypa. Tak minęły trzy tygodnie.

W sobotę, 22 września ub.r., rodzice zamiast na wesele kolegi, pojechali z Hanią do szpitala w Zielonej Górze. Malutką bolała rączka. Stwierdzono zapalenie kości i zatrzymano na oddziale. Zrobiono badania krwi. Wyniki były na tyle niepokojące, że dziewczynka trafiła na szpitalną hematologię. Już 25 września przewieziono ją do wrocławskiej Kliniki Immunologii, Przeszczepu Szpiku i Terapii Genowej. Diagnoza przeraziła rodziców: ostra białaczka szpikowa typu M1/M2.

.

- To jak grom z jasnego nieba - mówi ojciec Hani, zielonogórzanin Piotr Wesołowski. - Nagle znaleźliśmy się w zupełnie innym świecie. Szpitale, lekarze, choroba... I ten strach. To przecież nasze jedyne dziecko.

Do zdrowia daleko

- Nie wyobrażaliśmy sobie, żeby Hania w takiej sytuacji była sama w szpitalu- mówi jej mama, Wioletta Tarwacka. - Przez pierwsze trzy miesiące byliśmy z nią oboje. W nocy jedno z nas spało z nią w sali, drugie w hotelu.

Choć jest już marzec, Hania nadal jest we wrocławskiej klinice. Przeszła pięć cykli chemioterapii. Do zdrowia daleko. Mama jest z nią na okrągło. Tato w każdy piątek po pracy jedzie do Wrocławia. Cały weekend są razem.

- Leżymy na oddziale przeszczepów. Może wypuszczą nas do domu na święta, ale to jeszcze nic pewnego - mówi Piotr Wesołowski.

Tato Hani wciąż używa liczby mnogiej. Chorujemy, gorączkujemy, bierzemy kolejną chemię...

Dziewczynka próbuje w szpitalu zbudować namiastkę zwykłego świata. Jak każde dziecko, przytula ukochanego pluszaka, ulubioną lalę. Tuli się do mamy, do taty. Uśmiecha się, gdy ma lepszy dzień i mniej cierpi. Czy rozumie, dlaczego mama nie może nic zrobić, żeby nie kłuli, nie operowali? Albo dlaczego tato nie zabierze jej ze szpitala tak daleko, żeby choroba nie mogła jej dogonić?

Także w tabletkach

Dalsze leczenie Hani będzie polegać na podawaniu jej przez cztery dni chemii podskórnej. Co miesiąc, przez rok. W tym czasie ma też dostawać codziennie chemię w tabletkach.

Dziewczynkę czekają także przez trzy tygodnie codzienne naświetlania czaszki. Każde będzie wymagać uśpienia małej pacjentki.

Hani już drugi raz wypadły włoski. Tym jednak akurat rodzice najmniej się martwią. Gorzej jest z okiem dziewczynki. Po drugim cyklu chemioterapii przeszła wstrząs septyczny, a jedną z komplikacji był wylew krwi do gałki ocznej. Musiano usunąć soczewkę. Za pół roku wystąpi zaćma, którą trzeba będzie operacyjnie usunąć. Potem potrzebne będą zabiegi wszczepienia soczewki. Oczy taty Hani wilgotnieją, kiedy mówi, że w tej chwili lekarze dają szansę bardzo mało wyraźnego widzenia do odległości metra.

Jeden procent

Jakby tego było mało, trzy tygodnie temu dziewczynce musiano operacyjnie usunąć z żyły głównej cewnik, przez który miała podawane leki i chemię. W bardzo osłabiony organizm wdała się poważna infekcja.

- Ale akurat znów jest lepszy okres. Odbudowujemy organizm po chemii - opowiada tato. - Wierzymy, że zwyciężymy chorobę, choć czeka nas jeszcze długa walka.

Ta walka jest bardzo kosztowna. Wprawdzie najdroższe leki Hania dostaje za darmo, ale np. chemię tabletkową opłacić muszą rodzice. Są też liczne inne wydatki.

Rodzicom pomagają życzliwi ludzie. Z propozycją pomocy wyszła też Lubuska Federacja Sportu.

- Jako organizacja pożytku publicznego prosimy o przekazywanie, podczas rozliczania się z podatku dochodowego na ubiegły rok, jednego procenta podatku na rzecz Hani - apeluje dyrektor biura federacji Bogusław Sułkowski. - Zebrane w ten sposób złotówki trafią do rodziców dziewczynki, pomagając im udźwignąć, także finansowy, ciężar kłopotów, z jakimi przyszło im się zmagać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska