Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Felicjan Andrzejczak: Wolę Świebodzin od Warszawy

Leszek Kalinowski
Felicjan Andrzejczak, piosenkarz, mieszka w Świebodzinie. W 1977 r. został laureatem Festiwalu Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze. Pod koniec 1982 r. został zaproszony do współpracy z zespołem Budka Suflera. To właśnie z nim nagrał swój najsłynniejszy przebój ,,Jolka, Jolka pamiętasz...'' oraz ,,Czas ołowiu'' i ,,Noc Komety''. Solową działalność rozpoczął w 1984 r.
Felicjan Andrzejczak, piosenkarz, mieszka w Świebodzinie. W 1977 r. został laureatem Festiwalu Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze. Pod koniec 1982 r. został zaproszony do współpracy z zespołem Budka Suflera. To właśnie z nim nagrał swój najsłynniejszy przebój ,,Jolka, Jolka pamiętasz...'' oraz ,,Czas ołowiu'' i ,,Noc Komety''. Solową działalność rozpoczął w 1984 r. fot. Bartłomiej Kubowicz
- Nigdy nie zapomnę koncertów, kiedy publiczność śpiewała całą piosenkę ,,Jolka, Jolka, pamiętasz…" - mówi były wokalista Budki Suflera

ZAŚPIEWA W KROŚNIE ODRZAŃSKIM

ZAŚPIEWA W KROŚNIE ODRZAŃSKIM

Felicjan Andrzejczak wystąpi w sobotę na balu charytatywnym, który rozpocznie się o 20.00 w restauracji Wodnik. Organizatorem zabawy jest Krośnieńskie Stowarzyszenie Pomocy Dzieciom i Młodzieży. Dwie godziny wcześniej miał się rozpocząć koncert w hali sportowo-widowiskowej, ale w związku z żałobą narodową został odwołany i odbędzie się w innym terminie, o czym poinformujemy na łamach ,,GL".

- Obchodzi pan 30-lecie pracy artystycznej. Gdzie pana przygoda z piosenką się zaczęła? - Lata pracy artystycznej liczę od pierwszego występu na festiwalu opolskim, ale oczywiście moje śpiewanie zaczęło się dużo wcześniej. Jeszcze w podstawówce biegałem z odbiornikiem po różnych zakamarkach domu, by łapać fale Radia Luksemburg. Bardzo mi się podobała muzyka jazzowa. W średniej szkole na poważniej zainteresowałem się graniem i śpiewaniem.

- W szkole średniej już się pan znalazł w zespole? - Chodziłem do Technikum Leśnego w Starościnie koło Rzepina. To była bardzo dobra szkoła, gdzie dbano nie tylko o przedmioty zawodowe i ogólnokształcące, ale także artystyczne. Mieliśmy wspaniałego instruktora od muzyki i zespół, do którego się dostałem.

.

- Kogo pan wtedy słuchał? - Muzyki soulowej i czarnych wykonawców. Moi koledzy słuchali zupełnie czegoś innego, więc byłem pod tym względem odludkiem. Do dziś to wspominamy, gdy się spotkamy. Z polskich wykonawców natomiast zafascynowany byłem Czesławem Niemenem.

- Śpiewał pan jego piosenki? - Oczywiście i wtedy to zauważyłem, że potrafię coś z siebie wydobyć. Że jak śpiewam, to żyła mi z boku nie wychodzi. Że robię to na luzie i z przyjemnością.

- I po maturze postanowił pan… - …zdawać na Akademię Rolniczą. Ale się nie dostałem. Poszedłem więc do Studium Nauczycielskiego w Gorzowie Wlkp., na wydział muzyczny. A gdy go skończyłem, pracowałem w szkole jako nauczyciel, ale jednocześnie wciąż śpiewałem. Chciałem się rozwijać…

- Dlatego wystąpił pan na Festiwalu Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze? - Któregoś dnia zadzwonił do mnie kolega i zapytał: - Chcesz trochę zarobić? Weź udział w eliminacjach do zielonogórskiego festiwalu. Nie umiałem żadnych nowych piosenek, zaprezentowałem więc ,,Bradziagę" i ,,Kałakolczyk" Czesława Niemena. I dostałem się do grona najlepszych.

- Zielona Góra - choć w innej formule - chce znów organizować festiwal piosenki rosyjskiej. Pana zdaniem to dobry pomysł? - Oczywiście, cieszę się bardzo, że amfiteatr odżyje, że miasto znów stanie się festiwalowe. Na pewno pomoże to wielu młodym, utalentowanym ludziom, którzy mają dziś większe możliwości niż my 30 lat temu, ale na pewno festiwale są potrzebne. Natomiast rosyjskie piosenki, muzyka są piękne. Szkoda, że wielu ludzi ich nie zna. Bo nie ma ich gdzie słuchać. Festiwal może wypełnić tę lukę.

- Zielona Góra była dla pana furtką do kariery? - W tym czasie się ożeniłem, zająłem się dziećmi, domem.

- Gdzie pan poznał żonę? - W Technikum Leśnym w Starościnie uczyli się sami chłopcy, więc gdy organizowaliśmy zabawy, zapraszaliśmy dziewczęta z innych szkół. Wśród nich była moja żona. To za jej sprawą sprowadziłem się do Świebodzina.

- I nigdy nie chciał pan z niego wyjechać? - Wyjeżdżałem, ale na krótko. Tu był mój dom.

- Ale ciągle pan śpiewał? - Kiedyś na jakimś przeglądzie zaproponowano mi warsztaty, na których spotkałem m.in. Waldemara Parzyńskiego z zespołu Novi Singers. Gdy usłyszał, jak śpiewam, zwołał wszystkich wykładowców i krytyków muzycznych, którzy tam byli. Dzięki nim nagrałem piosenkę w Polskim Radiu.

- A potem wystąpił pan w Opolu? - Nie od razu, bo w eliminacjach do Debiutu w Toruniu, odpadłem. Po dwóch tygodniach dostałem zaproszenie do koncertu… Premier. Zostałem wyróżniony. Później wielokrotnie występowałem w Opolu.

- Nie kusiły pana wtedy przenosiny do Warszawy? - Dostałem propozycję pracy w Teatrze na Targówku (dziś Teatr Rampa). Żona, która była takim moim popychaczem, mówi: jedź! To pojechałem, wynająłem pokój w teatrze. Nawiązałem kontakty, przekonałem się, co to znaczy być w stolicy. I to w czasach, kiedy musiałem czekać sześć godzin na połączenie telefoniczne ze Świebodzinem, komunikacja też była utrudniona. Poznałem wtedy Jarka Kukulskiego (namawiał mnie do przenosin, mówiąc: nieobecni nie mają racji), dzięki któremu powstała moja pierwsza płyta ,,Felicjan Andrzejczak".

- Budka Suflera też się panem zainteresowała? - Któregoś dnia zadzwonił Romek Lipko i zaproponował współpracę. Zgodziłem się, bo zapotrzebowanie na muzykę rockową było olbrzymie. Nigdy nie zapomnę koncertów, kiedy publiczność śpiewała całą piosenkę ,,Jolka, Jolka, pamiętasz…" Głos mi drżał, łzy się pojawiały w oczach. Nie mówiąc o występach w USA, w salach, o których każdy artysta marzył, by w nich wystąpić.

- Nie męczy pana to, że wszyscy kojarzą Felicjana Andrzejczaka z ,,Jolką"? - Z jednej strony się cieszę, bo każdy chciałby mieć takiego hiciora, którego wszyscy pamiętają, mimo upływu wielu lat. Z drugiej jednak, trochę szkoda, że ludzie nie znają innych, pięknych piosenek, które śpiewałem, śpiewam, kompozycji Osieckiej czy Krajewskiego. Albo płyty, nagranej z okazji Milenium św. Wojciecha. Ona jest bardziej znana za oceanem niż u nas.

- Jak pan wspomina współpracę z Budką Suflera? - Bardzo mile wspominam czas spędzony z nimi. Wiedziałem, że moje bycie w zespole jest czasowe, że pierwszy wokalista Krzysiek Cugowski wróci. Jednocześnie współpraca z Budką Suflera się nie skończyła, nadal trwa. Cały miniony rok razem koncertowaliśmy. Mamy kolejne plany, także występów w USA, Kanadzie, a może i Australii, Nowej Zelandii.

- Nad czym teraz pan pracuje? - Jestem w trakcie przygotowywania kolejnej płyty. Robimy ją z Mietkiem Jureckim z Budki Suflera. Andrzej Kuryło pisze teksty. Połowa materiału jest już gotowa. Na płycie znajdzie się tylko muzyka rockowa.

- A koncert jubileuszowy? - Będzie nietypowy i odbędzie się w maju w Poznaniu.

- Pana dzieci też śpiewają? - Na rodzinnych uroczystościach tak. Mam córkę i syna. Interesują się muzyką, chodziły nawet do szkoły muzycznej, ale przerwały naukę. Wybrały inną drogę zawodową. Także mieszkają w Świebodzinie.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska