Rozmawialiśmy też z jego siostra Katarzyną. - Kiedy prokuratura ze Świnoujścia powiadomiła, że nasz Piotrek nie żyje, mama załamała się nerwowo - wspomina. Podczas pogrzebu krzyczała, że się zabije i pójdzie za nim. Musiała szukać pomocy w szpitalu.
Siostra rozpoznała ciało
Cofnijmy się do 3 sierpnia minionego roku, kiedy na dnie kanału portowego w Świnoujściu odnaleziono zwłoki. Leżały tam co najmniej trzy tygodnie, już się rozkładały. W śledztwie jeden ze świadków twierdzi, że to "mogą to by zwłoki Piotra Kucego". Mężczyzna jest malarzem na statkach morskich. Pływa lub pracuje w stoczniach.
Prokuratura powiadamia rodzinę. - Jedna z sióstr rozpoznała na zdjęciach swojego brata - mówi nam dziś prokurator rejonowy ze Świnoujścia Włodzimierz Centner. - Twierdziła, że jest pewna na tysiąc procent. Nie było podejrzenia morderstwa, więc zwłoki wydano rodzinie.
Teraz rodzina ma pretensje do prokuratury. Okazało się, że w czasie, gdy w Polkowicach rozpaczała nad grobem, Piotr dochodził do siebie w jednym z ośrodków opiekuńczych w Świnoujściu. - Trafiłem tam po wyjściu ze szpitala - wspomina.
- Płakaliśmy nad grobem kogoś zupełnie obcego - mówi jego siostra Kasia. - A przecież pobrano od rodziców DNA dla porównania. Nie zrobiono jednak badań. Brat ma tatuaże. Przekonywali nas, że zniknęły, bo słona woda je wyżarła. Nie sprawdzili też zapisów w telefonie komórkowym, który był przy zwłokach. Nie sprawdzili szpitali. Pozbyli się tych zwłok. Jedna pani prokurator zagroziła siostrze, że jeśli ona ich nie zabierze, to miasto pochowa ciało jako NN. - Nie było konieczności robienia badań DNA, kiedy rodzina rozpoznała zwłoki - ripostuje prokurator. - Nie popełniliśmy żadnego błędu.
Znalazła go rodzina
Mimo pogrzebu rodzina wciąż miała wątpliwości. Rozpoczęła poszukiwania na własną rękę. Posprawdzała szpitale. Okazało się, że w jednym z nich Piotr spędził trzy tygodnie. To był ten czas, kiedy według prokuratury leżał na dnie kanału. Po tej wiadomości dotarcie do niego, to już była kwestia tylko kilku godzin. - Nie mogłem uwierzyć, że "mnie" pochowali - opowiada pan Piotr. Przyjechał do Polkowic, stanął nad własnym grobem. - To straszne przeżycie. Rodzina opowiadała o pogrzebie. Przyjechali nawet koledzy ze stoczni w Niemczech - mówi.
To jednak nie koniec jego kłopotów. Od tamtego dnia minęło kilka miesięcy, a on wciąż figuruje w ewidencji jako zmarły. - Wysłałem zawiadomienie do prokuratury, że żyję i zwróciłem się do sądu, by przywrócił mnie do życia - mówi. - Uznałem, że to wystarczy, bo winna jest mi to prokuratura. Nie wystarczyło. Oficjalnie wciąż jestem martwy. Nie wiem, jak wypłynę w morze, a szykuje mi się kontrakt.
Prawdziwy pogrzeb
Rzekomy grób pana Piotra w Polkowicach zlikwidowano dopiero kilka dni temu. Prochy odebrali ludzie z Pleszewa. To prawdziwa rodzina utopionego w kanale 42-letniego mężczyzny. Odnaleziono ją po sprawdzeniu karty telefonu komórkowego, który miał przy sobie zmarły. W sobotę był jego drugi pogrzeb. Tym razem pod właściwym nazwiskiem.
P. Kucy zamierza żądać odszkodowania od prokuratury. Ta nie czuje się winna.
Anna Białęcka
0 76 833 56 65
[email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?