Poseł PSL Józef Zych podniósł kwestię przenosin siedziby regionalnej TVP z Gorzowa do Zielonej Góry
(fot. Fot. Paweł Janczaruk)
Po każdej wojence zielonogórsko-gorzowskiej, woj. lubuskie przypomina wilka i owcę w jednej klatce. Która z lubuskich stolic jest wilkiem, a która owcą - tutaj zdania są podzielone. Oj, i to mocno! A co łączy wilka i owcę? Oboje chcą przetrwać. Lecz oboje zapominają, że aby przetrwać - wilk musi być syty, a owca cała.
Kolejna lubuska wojenka rozgorzała tuż po wyborach. Nowy senator PO Henryk Maciej Woźniak - nazywany żartobliwie i nie zawsze zasłużenie "gorzowskim zielonożercą" (wcale nie chodzi tutaj o wegetarianizm) - zabrał głos w sprawie obsady stanowiska wojewody. Ma być z północy regionu - orzekł Woźniak. A jak nie, to będzie oznaczało gwałt na fundamentach województwa, czyli umowach paradyskich.
To był kamyczek do ogródka liderki lubuskiej PO Bożenny Bukiewicz, faworyzującej zielonogórskich działaczy PO na funkcję wojewody. Bukiewicz rozkłada ręce, bo jak by nie patrzeć - w szeregach gorzowskiej PO, ławka kandydatów jest nader krótka. Po abdykacji Jacka Bachalskiego z partyjnych funkcji, wyautowaniu z polityki Waldemara Szadnego, awansie Witolda Pahla na posła, a Woźniaka na senatora - została pustynia. By coś na niej wyrosło, trzeba czasu. A czasu nie ma, wojewoda potrzebny od zaraz...
Do tego wszystkiego ofensywę zielonogórską przypuścił Józef Zych z PSL, analizując, czy czasem korzystniejsze warunki dla regionalnego ośrodka telewizji z siedzibą w Gorzowie, nie są w Zielonej Górze. Podniósł też argument zaskakującej zmiany nazwy telewizji regionalnej z "Lubuskiej" na "Gorzów Wlkp.", co od kilku tygodni - ku zgorszeniu widzów z południa regionu - możemy obserwować na ekranach TV. To samo podniósł inny zielonogórski poseł - Bogusław Wontor z SLD, podczas gdy jego partyjny kolega z Gorzowa Jan Kochanowski stanął ramię w ramię z Woźniakiem. Wojenka ponad podziałami.
Złośliwy produkt regionalny
To nie pierwsza wojenka, której stawką są stanowiska. Pierwsza była już w momencie powoływania województwa, kiedy rządząca wówczas prawica proponowała kandydatów na wojewodę. Jak wspomina jeden z sygnatariuszy umowy paradyskiej, ówczesny poseł UW Czesław Fiedorowicz, gorzowianie zaproponowali Jerzego Ostroucha, ale sprzeciwił się Kazimierz Marcinkiewicz. Manewr powtórzył się przy kolejnym kandydacie, bo Marcinkiewicz miał swojego faworyta. To pokazało, że lubuscy politycy, tak jak w bólach dogadali się co do wspólnego województwa, tak w kwestii stołków - do bólu nie ustępowali. Skończyło się na tym, że w urzędzie wojewódzkim wylądował desantowiec z Warszawy Jan Majchrowski - krewki i zadziorny wojewoda, którego mało kto mile wspomina. Bo bardziej dzielił niż łączył.
Lubuskie wojenki poodbijały się echem w kraju. I dziś politycy rangi krajowej wiedzą dobrze, że tutaj trzeba jednym tchem wymieniać Gorzów i Zieloną Górę, by nikogo nie obrazić. A że ryba psuje się od głowy, to wielu mieszkańcom wojenny nastrój się udziela.
Zielonogórzanka dzwoni do redakcji "GL" i mówi: - Umowa w Paradyżu to Targowica! Sprzedano Zieloną Górę!
Z kolei gorzowianin pomstuje na naszym forum: - Pazerna Zielonka pleni się jak chwasty po całym województwie.
A złośliwcy z poczuciem humoru podpowiadają, że eksportowym produktem regionalnym Ziemi Lubuskiej wcale nie jest wino, lecz wojenka zielonogórsko-gorzowska. Iście złośliwy to produkt.
Urzędowy zawrót głowy
Nie tylko stołki dzielą województwo. Także absurdy. Choćby to, że jednej z lubuskich stolic nie było na telewizyjnej mapie pogody, a druga była. Gdyby od tego zależała przynajmniej pogoda w tych miastach, byłoby o co kruszyć kopie. A tak - nie warto. Albo to, że Zielona Góra nie ma tramwajów, a Gorzów ma. Gdyby ten tramwaj miał kursować między obiema stolicami, byłoby o co kruszyć kopie. A tak - nie warto.
Czy w ogóle jest o co kruszyć kopie? Wychodzi na to, że o instytucje. W duchu umowy paradyskiej, w Gorzowie miały być te podległe administracji rządowej, w Zielonej Górze - podległe samorządowi województwa. To kolejne zarzewie sporu. Od tego zależą przecież miejsca pracy. Nie tylko pojedyncze stołki dla partyjnych dygnitarzy zwycięskiej partii, ale setki stanowisk urzędniczych. Jednak zaciekłość tego sporu obnaża inną słabość regionu, polegającą na tym, że tak wielu ludzi wciąż pracuje w sektorze publicznym, a tak mało w prywatnym, niezależnym od instytucjonalnej lokalizacji. Gdyby było odwrotnie, wojenka o instytucje stałaby się urzędniczym sporem kanapowym, a nie batalią o jedność i niepodległość regionu.
Z drugiej strony - Woźniakowi, walczącemu o wojewodę z północy, piasek w tryby może rzucić samo życie. Otóż jego macierzysta partia zamierza ograniczyć kompetencje wojewodów do minimum i przekazać je marszałkom województw. Jego batalia może więc stać się przysłowiową grą o pietruszkę. Nomen omen - zieloną.
Szczęścia chodzą parami
Przy okazji każdej lubuskiej wojenki wychodzi na to, że dla gorzowian Zielona Góra to wilk, a Gorzów to owca. Dla zielonogórzan tak samo, tylko odwrotnie. Ale wilk i owca (nieważne w której stolicy) mają wspólny cel - chcą przeżyć. Wilk nie chce zdechnąć z głodu, a owca - zginąć w paszczy wilka. Ten wspólny cel każe działać tak, by wilk był syty i owca cała. Inaczej województwo nie przetrwa.
Wszyscy wiedzą, że w jedności siła, a w różnorodności bogactwo. Uniwersytet i Winobranie w Zielonej Górze, tramwaje i przemysł w Gorzowie. Filharmonia w Zielonej Górze, nowoczesne mosty i promenady w Gorzowie. Różnorodność mamy. A co z jednością?
JAK RODZIŁO SIĘ LUBUSKIE
Na jedność trzeba pracować. W tym sensie dobrą robotę zrobił gorzowski tramwaj na zielonogórskim Winobraniu. Mimo stu km dzielących obie stolice, więcej musi być Gorzowa w Zielonej Górze i odwrotnie. Przecież nikt nikogo nie pożre.
Miernikiem jedności mogą być wyniki wyborów. Z jednej strony Woźniak dostał głosy także w Zielonej Górze, a Bukiewicz w Gorzowie. Lecz z drugiej strony - co tu ukrywać - historyczny rekord poparcia w całym województwie dostał kandydat z Łodzi, kojarzony z Warszawą. Stefan Niesiołowski wybory wygrał w cuglach, w przeciwieństwie do lubuskiego kandydata na prezydenta Warszawy.
O czym to świadczy? Że pracować trzeba nie tylko na jedność, ale i na tożsamość województwa. Jedno z drugim idzie w parze, tak jak bogactwo z różnorodnością.
I jak wilk z owcą. Oczywiście pod warunkiem, że wilk jest syty, a owca cała.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?