To zjawisko nie tylko trzeba zauważyć, ale też wspierać. Pracy winiarzy nie widać na folderach. O odradzających się winnicach urzędnicy mówią rzadko. Tymczasem w Europie winorośl jest znakiem reklamowym. Chwalą się nią samorządy, które propagują i kreują rozwój winiarstwa - w interesie społeczności lokalnej i swoim.
Winnice są kołem zamachowym przemysłu turystycznego. Powstają przy nich restauracje, hotele, gospodarstwa agroturystyczne. Tak jest na południu Europy. Albo u naszych sąsiadów zza miedzy - na Morawach czy nad Renem.
Takiego zainteresowania winoroślą nie przejawiają władze Zielonej Góry. Nie mają pomysłu, jak odrodzenie winiarstwa wykorzystać. Samorządowcy myślą o wycince lasów pod strefę przemysłową, a nie dostrzegają naturalnego bogactwa, które tkwi w tej na pozór wątłej roślinie. By dostrzec jej siłę, proponuję naszym politykom wycieczkę w okolice Świdnicy, Cigacic czy Zaboru. W Łazie, gdzie przed trzema laty założyłem plantację, winnice wyrastają jak grzyby po deszczu. Z uwagi na rzeźbę terenu ktoś te okolice nazwał niedawno zielonogórską Toskanią.
.
Tradycyjny zielonogórski obszar uprawy winorośli nigdy nie zamykał się w granicach miasta, a - jak przekonuje Julian Simonjetz, który urodził się w Zaborze w 1927 roku - większość surowca, z którego korzystały bezpośrednio przed wojną zielonogórskie winiarnie pochodziła właśnie z tych okolic.
Gesty władz Zielonej Góry w stosunku do winnic i samych winiarzy są czysto symboliczne. Miasto nawet nie wie, co zrobić z bagażem tradycji (przykładem niech będzie żenujące święto zwane Winobraniem). Fatalnie świadczą o gospodarzu skwery i ronda, na których winorośl tonie wśród chwastów...
Jak samorząd może wpłynąć na rozwój winiarstwa? W uprawie krzewów winnej latorośli bardzo ważnym czynnikiem jest odpowiednie stanowisko. Na najlepiej nasłonecznionych zielonogórskich stokach wyrosły osiedla mieszkaniowe, jednak poza miastem są jeszcze ziemie pozostające w zasobach skarbu państwa, które świetnie nadają się pod tę roślinę.
Wspaniałe opadające w kierunku południowym i południowo-zachodnim wzgórze leży między Łazem i Zaborem. Prawie 50 hektarowy pas ziemi należy do Agencji Nieruchomości Rolnych, która zwleka ze sprzedażą.
Wyobraźmy sobie, że władze Zielonej Góry kupują grunt, dzielą go na działki, które oddają w użytkowanie ludziom, którzy chcą zająć się produkcją wina z własnych winogron. Ręczę, że chętni się znajdą! Janusz Kubicki myślał o zakupie gruntu pod strefę przemysłową poza miastem - dlaczego nie miałby go kupić pod winnice?
Miasto na pewno na tym skorzysta - tradycje ożyją! Będzie co pokazać przyjezdnym! Do podobnych winnic na Węgrzech klucze mają urzędnicy właśnie po to by oprowadzać po nich turystów i delegacje z zaprzyjaźnionych miast. (Naprawdę tak jest, to nie fikcja!)
Dlaczego zainteresowani sami nie zakupią tej ziemi? Bo żaden z nas nie ma takiej kasy, by założyć tak ogromną plantację. Jestem też przekonany, że urzędnikom byłoby łatwiej dogadać się z agencją niż samym winiarzom.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?