Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W lesie liczą straty

Dariusz Brożek
- Niektóre miejsca wyglądają jak po bombardowaniu. Drzewa leżą pokotem jedno koło drugiego - mówi leśnik z Pszczewa Jarosław Szałata
- Niektóre miejsca wyglądają jak po bombardowaniu. Drzewa leżą pokotem jedno koło drugiego - mówi leśnik z Pszczewa Jarosław Szałata fot. Dariusz Brożek
Leśnicy szacują szkody po wichurach. Na lubusko-wielokopolskim pograniczu padły dziesiątki tysięcy drzew.

Od kilku dni leśnicy z Międzychodu jeżdżą po lasach i liczą tzw. wiatrołomy, czyli drzewa powalone przez ostatnie huragany. - Ze wstępnych ustaleń wynika, że straciliśmy ok. 30 tys. drzew. To 11,5 tys. m sześc. drewna - mówi nadleśniczy Piotr Bielanowski z Międzychodu.

Podobnie jest w sąsiednim nadleśnictwie Trzciel, gdzie wichura powaliła 20 tys. drzew. Jak wylicza Sławomir Miller, to ok. 7 tys. m sześc. drewna. Największe spustoszenia są w okolicach Borowego Młyna i Szarcza pod Pszczewem. - Powaliła ponad 2 tys. drzew - wylicza leśniczy Jarosław Szałata. - Najwięcej sosen, ale huragan połamał też i powyrywał wiele brzóz oraz świerków.

Zdążyć przed grzybami

Metr sześcienny, czyli tzw. kubik drewna na papier czy opał kosztuje kilkadziesiąt złotych. Za wysokiej klasy sośninę trzeba jednak zapłacić nawet 500 zł, a za dębinę - ponad tysiąc. Z danych GUS wynika, że średnia cena metra sześciennego drewna wynosi 135 zł. Oznacza to, że straty w okolicach Trzciela mogą wynieść 945 tys. zł.

- To ok. 15 procent drzew, które przeznaczyliśmy w tym roku do wycięcia - dodaje J. Szałata. - Teraz musimy jak najszybciej wyciąć wiatrołomy i wywieźć je z lasu.

Zwalone drzewa mogą zaatakować grzyby i pasożyty. Wtedy będą się nadawać najwyżej na opał czy papier. - Naszym sprzymierzeńcem są niskie temperatury. Jeśli będzie ciepło i wilgotno, to w ciągu dwóch tygodni wiatrołomy mogą stracić swą wartość gospodarczą - mówi J. Szałata.

Bielanowski nie podziela tych obaw. - Powinniśmy zdążyć z wyrębem wiatrołomów - zapewnia.

Ryby na brzegu

W lasach słychać huk siekier i warkot pił. - Mamy pełne ręce roboty - zapewnia Romuald Roman, prezes regionalnego oddziału Stowarzyszenia Przedsiębiorców Leśnych.

- Wichura spowodowała, że musieliśmy zmienić plany i organizację pracy. W styczniu wyrobimy trzymiesięczną normę. W dodatku usuwanie wiatrołomów jest utrudnione. Niekiedy drzewa wiszą splątane konarami i pilarze muszą mieć oczy dookoła głowy.

Na inny aspekt katastrofy zwraca uwagę Tomasz Schubert z Pszczewskiego Parku Krajobrazowego. - Padło sporo drzew, które mogłyby być pomnikami przyrody. W wielu znajdowały się dziuple, więc ptaki straciły schroniska i miejsca lęgowe - mówi. - Powinny jednak znaleźć nowe siedliska.
Wichura zagroziła też rybom. Fale na jez. Szarcz były tak duże, że wyrzucały na brzeg małe ryby. Większość zebrali i wrzucili z powrotem do wody pracownicy parku krajobrazowego. - Pierwszy raz widziałem coś takiego - podkreśla Schubert.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska