Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odrobina luksusu

DARIUSZ CHAJEWSKI (68) 324 88 36 [email protected]
Adam i Klemantyna Paczkowscy pamiętają czasy, gdy Chlebowo nazywało się Niemaszchleba. Wtedy także zdarzały się dni, gdy nie było co do garnka włożyć.
Adam i Klemantyna Paczkowscy pamiętają czasy, gdy Chlebowo nazywało się Niemaszchleba. Wtedy także zdarzały się dni, gdy nie było co do garnka włożyć. Mariusz Kapała
- Szkoda, że nie nazwali nas Bogaczów lub Złotów... - gorzko śmieje się Kazimierz. - A tak naprawdę nasza wieś powinna się nazywać Niemaszchleba, jak kiedyś.

W sklepie Zofii Stobieckiej w Chlebowie - półmrok. Trzeba było wykręcić część żarówek. Dla oszczędności. Pani Zofia otwiera zeszyt w niebieskiej okładce. Przejeżdża długopisem po kolumnie zapisanych nazwisk.
- Jest ich ze trzydzieści, znam wszystkich od zawsze, chociaż niektórzy przestali mnie poznawać - mówi. - Cóż, nie jest dziś tu, w Chlebowie, łatwo o kawałek chleba.

Odrobina luksusu

Bogusława Krakus wiesza na rowerze torby z zakupami. Mąka, cukier, zza nich wychylają się banany... To odrobina luksusu. W domu pięciu synów - czterech bez pracy i piąty inwalida. Właśnie jego i jej renta muszą wystarczyć na wszystko. Na wszystkich.
- Nie wyobrażam sobie, żebym mogła cokolwiek wziąć na krechę, to jakby dowód, że człowiek niewiele jest wart - mówi. - Bo przecież jak kupować, gdy człowiek nie ma pieniędzy? Przecież tak się nie godzi. Wezmę puszkę szprotek, musztardą je posmaruję, albo i nawet suchy chleb...
Jej sąsiadka też nie uznaje kredytu, renta - dzięki Bogu, że jest - musi starczyć na wszystko. Czasem zdarza jej się, że jak z kościoła wraca i chce coś kupić, a nie ma pieniędzy, to weźmie na zeszyt. Ale później zaraz oddaje. Gdyby nie spłaciła, nie spałaby w nocy.
- Co to za krecha? - śmieje się sprzedawczyni innego z chlebowskich sklepów Stanisława Sikorska. Takich drobiazgów nawet nie liczy.

Żadnych ciastek

W tym sklepie postanowiono, że na krechę można kupić tylko najpotrzebniejsze artykuły. Żadnego alkoholu, nawet ciastek. S. Sikorska mówi, że łatwiej wtedy ludziom odmówić, gdy okazuje się, że nie chodzi o chleb. W tym sklepie lista dłużników sięga 40 osób.
Ekspedientka w sklepie tuż obok Anna Małowska nie musi zaglądać do zeszytu, niedawno robili przegląd ludzi kupujących na "krechę". Nazwiska powtarzają się we wszystkich handlowych zeszytach. We wszystkich czterech. Rekordowy dług sięga 2 tys. zł. U Stobieckiej 4 tys. zł.
- To smutne, jak ludzie się zmieniają. Niektórzy przez wieś lasem chodzą, żeby nie pokazywać się na ulicy, bo we wszystkich sklepach żądają od nich zwrotu krechy - dodaje Stobiecka. - Chodzę po domach, proszę... Bez skutku. To upokarzające i dla mnie, i dla tych ludzi. Ja wiem, oni żyć muszą, ale ja też wiecznie do sklepu z emerytury nie mogę dokładać.
Kto najczęściej błaga o krechę? Wcale nie ci w ocenie sąsiadów najbiedniejsi. Raczej tacy, którzy mają wielkie... marzenia. Weźmy Katarzynę...

Chyba się zabiję

Ma krechę w każdym sklepie i to taką z trzema zerami. Coraz częściej słyszy: nie.
- Nie widzę szansy na spłacenie tych długów - przyznaje Katarzyna (imię zmienione). - Chyba że jagody się zaczną i grzyby wysypią. Co ja mogę? Druga grupa inwalidzka, to nikt mnie do pracy nie przyjmie. Żyję z renty i alimentów. Co to za życie?
W telewizorze reklama kina domowego, nowego samochodu, wakacji na egzotycznej wyspie... Jak mówi Kazimierz - nie wie, jak dzieciom wytłumaczyć, że taki świat, ten z telewizora, istnieje naprawdę, kiedy on musi ciągle mówić, że nie ma pieniędzy. Często na chleb.
Zajmująca czołową pozycję na liście sklepowych dłużników Anna (imię zmienione) płacze. Przyznaje, że ją zgubił apetyt. Na życie. Gdy mogła, nabrała kredytów i teraz, mimo że pracuje, nie może się z tego wygrzebać. A przecież niedawno, gdy do szkoły chodziła, nie tak miało wyglądać jej życie.
- Chyba się zabiję, nawet na chleb nie mam - dodaje. - Szlag mnie trafia, jak słyszę, że pomagamy głodującym gdzieś tam w innych krajach. Przecież i w Polsce są głodujący. Ta wieś, jak dawniej, powinna się nazywać Niemaszchleba.
Zdaniem Katarzyny, Anny i Kazimierza, z nazwą wsi to jedno wielkie oszustwo. Komuna zmieniła ją na Chlebowo twierdząc, że nie ma głodu. Tymczasem on się czai. Jeśli nawet nie dziś, to jutro.

Miało być Piastowo

- To bzdura - mówi Adam Paczkowski, przez 25 lat sołtys Chlebowa. - Tę zmianę wymyślili dyrektor naszej szkoły i mój ojciec.
Był rok 1953, właśnie w Niemaszchleba powstawał kołchoz. Z jednej strony ludzie wstydzili się takiej postnej nazwy, z drugiej - jak pisać, że kołchozowe zboże pochodzi z Niemaszchleba? Dwaj inicjatorzy zmiany zaproponowali, żeby miejscowość nazywała się Piastowo. Rada Państwa powiedziała: nie. Jeśli już zmiana być musi, to niech będzie Chlebowo.
- Skoro nie można było inaczej, to i Chlebowo wzięli - dodaje A. Paczkowski. - Nikt nie myślał wtedy, że kilka kilometrów dalej jest wieś Chlebów. I z tego zamieszanie będzie.
Jak mówią starsi mieszkańcy, nazwa dobra była, taka dostatnia. Bywało wprawdzie, że chleba brakowało, ale żeby było tak źle, to powódź albo jakaś susza być musiały. Wtedy w Chlebowie było 120 gospodarzy. Teraz niby czterech, ale tak naprawdę uprawia cokolwiek dwóch.
- Ludzie przed laty nie siedzieli z założonymi rękami i nie czekali - mówi Klementyna Paczkowska. Jej sąsiad dodaje: - Dziś wszyscy tak się zachowują, jakby lada dzień miały zacząć się żniwa. Zaciągają długi. A u nas przecież przednówek i przednówek. Na przednówku zawsze przecież ludzie głodne chodziły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska