Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zagrałem na chybił-trafił

DARIUSZ BROŻEK
Mimo fortuny na koncie Marek Lewandowski nie rzucił pracy drwala. W październiku br. reprezentował nawet Skwierzynę podczas mistrzostw pilarzy i drwali z Puszczy Noteckiej.
Mimo fortuny na koncie Marek Lewandowski nie rzucił pracy drwala. W październiku br. reprezentował nawet Skwierzynę podczas mistrzostw pilarzy i drwali z Puszczy Noteckiej. DARIUSZ BROŻEK
Ponad 1,2 mln zł wygrał w Dużego Lotka rok temu. I nadal pracuje jako drwal. - Nawet gdybym wygrał 10 milionów, to bym roboty nie rzucił - mówi Marek Lewandowski z Trzebiszewa.

Do końca życia będzie pamiętał szczęśliwe cyfry: 14, 17, 18, 26, 31 i 49. Grał wtedy w totka trzeci raz w życiu i nawet nie wiedział, jak wypełnić kupon.

Zagrałem na chybił-trafił

- Akurat przechodziłem koło kolektury, a że miałem 10 zł, to zagrałem na chybił-trafił - wspomina. - W dniu losowania nie sprawdzałem wyników w telewizji. Na drugi dzień kupiłem "Lubuską" i aż usiadłem z wrażenia. Wygrałem niemal 1 mln 240 tys. zł. Okazało się, że muszę odliczyć od tej kwoty 10 proc. podatku. Na rękę dostałem prawie 1 mln 116 tysięcy. Do końca życia nie zarobię takiej fury pieniędzy. Choćbym urobił ręce po kolana.
Część wygranej ulokował na koncie. Za resztę spłacił raty za mieszkanie i je wyremontował. Jeszcze nie dostał tych pieniędzy, a już zdążył zamontować nowe okna, później wziął się za kuchnię, pokoje, do których po remoncie wstawił nowe meble. Wybudował ganek przed wejściem i odnowił elewację, a ostatnio wykupił mieszkanie na piętrze, gdzie niebawem przeprowadzą się jego dzieci.
Brylantów żonie nie sprezentował, ale za to kupił jej tico. Jak mówi, samochód w sam raz dla kobiety.
- Kupiłem też mieszkanie w Skwierzynie. Traktuję je jako kolejną lokatę kapitału - przyznaje. - Na razie opiekuje się nim córka, która uczy się w skwierzyńskim gimnazjum.

Mamy botki i komputer

Córki M. Lewandowskiego zapewniają, że wygrana niewiele zmieniła w ich życiu. Pełnoletnia już Kamila przeprowadziła się wprawdzie do Skwierzyny, ale jej młodsze siostry wciąż mieszkają z rodzicami. Najmłodsza Daria uczy się jeszcze w podstawówce, o rok starsza Weronika zastanawia się nad wyborem gimnazjum. - Chyba będę dojeżdżać do Deszczna, gdzie uczy się Żaneta - mówi. - Starsza Iza uczy się w gimnazjum w Skwierzynie, ale Deszczno bardziej mi odpowiada.
Dziewczynki zapewniają, że pomagają matce w prowadzeniu gospodarstwa. - Ja też pomagam - twierdzi pięcioletni Adrian, co jego siostry kwitują śmiechem.
- Chyba w bałaganieniu - komentują Daria i Weronika.
Dzieci zgodnie dodają, że od roku nie muszą się martwić o ciepłe kurtki, botki i szaliki. - Mamy też więcej zabawek, a do tego komputer - cieszą się. - Przydałby się drugi, bo jak Adrian usiądzie przed monitorem, końmi go trzeba odciągać.

Przeżyłem najazd agentów

Po opublikowaniu w "GL" reportażu o szczęściu Lewandowskich pojawili się w Trzebiszewie dziennikarze, a po nich - przedstawiciele towarzystw ubezpieczeniowych. - Wydzwaniali do mnie od rana do wieczora i oferowali złote góry - wspomina głowa godziny. - Ciekawe, skąd mieli numer mojej komórki.
Fortuna drwala była łakomym kąskiem dla różnej maści hochsztaplerów. I w ciągu roku stopniała o 125 tys. zł. - Na tyle dałem się oszukać - przyznaje M. Lewandowski - ale lwią część tych pieniędzy odzyskam. Równo 100 tysięcy pożyczyłem znajomemu. Spisałem z nim umowę i niebawem spotkamy się w sądzie. Prawnicy zapewniają, że wygram sprawę. Byle tylko komornik miał z czego ściągnąć te pieniądze.
Bez umowy M. Lewandowski pożyczył 25 tys. zł agentce firmy ubezpieczeniowej. - Wpierw mnie ubezpieczyła, a później tak sprytnie omotała, że dałem jej pieniądze bez żadnego kwitu - wspomina. - Niby na rozkręcenie jakiegoś biznesu. Na drugi dzień miała przyjechać, żeby spisać umowę. Nie przyjechała i przestała obierać moje telefony. Sprawy nie uważam jednak za zakończoną. Zwłaszcza że mam świadków.

Więcej nam nie trzeba

Kilkoro przyjaciół poratowali drobnymi pożyczkami. Wszyscy oddali co do grosza. - Mamy sporą rodzinę, ale żaden z krewnych jakoś o pomoc nie poprosił - mówią Lewandowcy. - Mają swój honor.
Żona drwala, Dorota, rzuciła pracę w skwierzyńskich "kabelkach", jak miejscowi nazywają zakład produkujący wiązki elektryczne do volkswagenów. Dorabia jednak przy wyplataniu wianków i stroików. Tłumaczy, że to praca mniej stresująca. I jest czas, żeby przygotować obiad dla licznej rodziny.
Lewandowski samych odsetek z lokaty ma około 2 tys. zł miesięcznie, nadal jednak pracuje w lesie. Bywa, że po 10, nawet 14 godzin dziennie. - Nawet gdybym trafił 10 milionów, nie rzuciłbym pracy - zapewnia - chociaż w lesie wcale nie jest lekko.
Kolektury totka omija szerokim łukiem. Bo nie wierzy, że znów dopisze mu szczęście. - Człowiek ma taki fart tylko raz w życiu - uśmiecha się. - Mojej rodzinie fortuna już dopisała i więcej nam nie trzeba.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska