Hania ma zaledwie trzy miesiące. Jej płytki i szybki oddech niepokoi. Wszystko to przez wrodzoną wadę serca. Bardzo poważną. Bo jeśli nie przejdzie na czas skomplikowanych i bardzo drogich operacji, może umrzeć. Żeby mogła normalnie żyć, jej rodzice muszą zebrać, bagatela, 20 tys. euro! A wskazówki zegara pędzą. Czas jest do marca...
Zosia Arndt - Przybyła w 27 tygodniu ciąży dowiedziała się, że serduszko jej dziecka jest za małe. - Nigdy nikt się nie spodziewa, że dotknie to akurat jego dziecka. My też tak myśleliśmy. Najpierw USG u ginekologa pokazało, że coś jest nie tak. Potem ECHO w Poznaniu potwierdziło diagnozę: wrodzony niedorozwój serca prawego - opowiada pani Zosia.
Jedno na 15 tysięcy - tak statystyki przedstawiają ryzyko zachorowania na tę chorobę. Bardzo małe. Trafiło na Hanię. Rodzice po usłyszeniu tych kilku, wtedy niezrozumiałych dla nich terminów, zamarli z przerażenia.
Hania przyszła na świat 3 października ubiegłego roku. Przez pierwszych kilka dni oddychała dzięki, tzw. przewodowi Botalla. Później ratowały ją tylko leki. - To było konieczne, żeby nie dopuścić do zamknięcia tętnicy - opowiada Paweł Przybyła, tata Hani. Po dziesięciu dniach miała pierwszą operację. - Naszej córeczce wszyto rurkę. Dzięki niej przy każdym uderzeniu serca do płuc dostarczana jest krew - tłumaczy tata Hani. I spogląda na małą. Pokazuje, w którym mniej więcej miejscu znajduje się kawałek plastiku, dzięki któremu ich dziecko żyje. Hania wierzga malutkim nóżkami, chwyta rączką palec mamy. Bacznie obserwuje wszystko. Radośnie gaworzy. - Co Hanka, ty wiesz najlepiej, co oni ci tam robili, nie? - śmieje się do niej mama.
Po pierwszej operacji konieczna była następna. - Hania nie mogła samodzielnie oddychać. Pomagał jej respirator - opowiada pani Zosia. Kolejny tydzień niepewności i oczekiwań. Udało się.
Po miesiącu patrzenia na białe kaftany, długie sterylne korytarze Hania w końcu wraca do domu. - Odczuliśmy ulgę. Ale i niepokój - mówią zgodnie rodzice. Wiedzą, że to jeszcze nie koniec. Konieczne są kolejne dwie operacje.
- Rurkę, która ma teraz w sobie trzeba usunąć i wprowadzić nową. Bo ta działa, dopóki ciałko jest małe - opowiada ojciec. I dodaje, że pierwszą operację należy przeprowadzić najpóźniej jak Hania skończy pół roku. Potem może być już za późno.
- Prof. Edward Malec z kliniki w Monachium wyznaczył termin na trzeciego marca i dał nam nadzieję, na to, że Hania będzie mogła normalnie żyć - mówi pan Paweł. I dodaje, że w Polsce na ten zabieg mogliby czekać nawet dwa lata. Państwo Przybyła szukają pomocy wszędzie. Zwrócili się już do fundacji Cor Infantuis. A teraz do Was, Czytelnicy. Dla Hani każda pomoc się liczy. Bo z każdym uderzeniem małego serduszka, czas ucieka. Dlatego miejmy serce i uratujmy serce!
Możesz pomóc wpłacając dowolną kwotę na konto fundacji Cor Infantis 86 1600 1101 0003 0502 1175 2150 z dopiskiem HANNA PRZYBYŁA.
A na przelewy zza granicy:
USD PL93 1600 1101 0003 0502 1175 2024 z dopiskiem "Hanna Przybyła"
EUR PL50 1600 1101 0003 0502 1175 2022 z dopiskiem "Hanna Przybyła"
Hani możesz także oddać 1 % podatku. Więcej informacji na:
http://www.corinfantis.pl/index.php?text=430
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?