MKTG SR - pasek na kartach artykułów

80 lat temu z obozów jenieckich wyruszyły pierwsze transporty. To był początek zbrodni katyńskiej

Dariusz Chajewski
Dariusz Chajewski
Obchody rocznicy zbrodni katyńskiej w 2012 roku
Obchody rocznicy zbrodni katyńskiej w 2012 roku Małgorzata Ziemska
O tym dramacie często słyszeliśmy o nim od Czytelników. Kilka lat temu spotkaliśmy się z ludźmi skupionymi w Lubuskiej Rodzinie Katyńskiej. Dla nich to, co wydarzyło się na początku kwietnia 1940 r., nie jest jedynie akapitem w podręczniku historii. To zdjęcia, listy, ale przede wszystkim poczucie straty, które przechodzi z pokolenia na pokolenie.

- Żyliśmy, żyjemy w kulcie dziadka - mówiła Małgorzata Ziemska, córka Tadeusza i wnuczka Jana Marcin-kowskiego (szersze wspomnienie pani Małgorzaty w jutrzejszym Magazynie „Gazety Lubuskiej i na www.gazetalubuska.pl). - Podobnie jak Łuck traktujemy jako naszą ojczyznę. Dziadek ukształtował tatę, a przez to także mnie, przede wszystkim jako mężczyznę, Polaka, patriotę. Jego portret zawsze wisiał na ścianie, a 3 maja i 11 listopada zawsze śpiewaliśmy patriotyczne pieśni. To był taki... hołd.
Wiosną 1940 rozstrzelano co najmniej 21 768 obywateli Polski, w tym ponad 10 000 oficerów wojska i policji. Na liście śmierci, czyli na liście do rozstrzelania nr 43/3, na pozycji 4, figuruje nazwisko właśnie Jana Marcinkow-skiego. Dopiero niedawno rodziny mogły przejrzeć te listy śmierci.

Polskie losy

Edward Daszkiewicz podczas spotkania Lubuskiej Rodziny Katyńskiej opowiadał o wujku Franciszku Kopalińskim, któ-ry zginął w Katyniu.
Fryderyk Cielecki, również stracił wujka. Nigdy się nie spotkali. Wuj, policjant z Tarnopola, został pojmany we wrześniu 1939, pan Fryderyk urodził się w grudniu. Gdy wiosną 1940 wuj ginął od strzału w głowę w Mied-noje, pan Fryderyk wraz z resztą rodziny jechał w bydlęcym wagonie na Syberię...
Bardzo podobnie brzmiała historia, którą opowiedział nam kilka lat temu Izydor Szady. To dramat tamtych czasów w pigułce. Jego ojciec, Mikołaj, był pogranicznikiem i służył na moście w Kutach, czyli na słynnym szlaku wiodącym do Zaleszczyk. Wytrwał na posterunku do końca, po czym zniknął.

List do Stalina

- Mama szukała śladów po tacie przez lata - mówi pan Izydor. -

Napisała nawet list do samego Stalina, korzystając z usług znającego rosyjski Żyda. Napisali adres: „Stalin, Kreml”. Byłem przekonany, że list nie dojdzie, ale doszedł.

W odpowiedzi było, że nikt nie wie, gdzie ojciec jest, a pod spodem podpis Stalina. Pisaliśmy do Genewy, do Czerwonego Krzyża. Także nic. Dopiero niedawno, gdy Rosjanie przekazali nam dokumenty ze swoich archiwów, trzy dni przesiedziałem nad listami ofiar z Ostaszkowa, gdyż wiedziałem, że tam rozstrzelano pograniczników, policjantów i pracowników leśnictwa. Na jednej z nich, pod numerem dziesiątym, znalazłem ojca. Kilka numerów wyżej znalazłem kolegę taty, pana Plewińskiego... Rozstrzelano ich w maju.

Zbrodnia równoległa

W chwili, gdy jakiś sołdat skierował lufę w głowę pana Mikołaja i pociągał za spust, jego rodzina jechała już w towarowym, bydlęcym wagonie na wschód.
- Mój ojciec był oficerem - wspomina Andrzej Rzewuski z Trzebiechowa. - Mieszkaliśmy w Bolesławiu pod Lwowem. Trafił do Katynia, a reszta rodziny została zesłana do Kazachstanu. O tym, co zdarzyło się w Katyniu, dowiedzieliśmy się w Teheranie, dokąd trafiliśmy z armią Andersa. Wówczas w gazecie napisano o pierwszych pracach ekshumacyjnych... Mama wiedziała, czuła, że tam był ojciec...

Bali się nawet wspomnień

- Mojego ojca Adama Gilewskiego aresztowano we wrześniu 1939, był wójtem gminy Łan - opowiada Halina Musik. - Nas, czyli resztę rodziny, 16 lutego wywieziono na Sybir. Od ojca dotarł jeden list, ale mama go spaliła. Bała się konsekwencji tego, że mąż był polskim przedwojennym oficerem. Już tutaj, w Polsce, szukaliśmy przez Czerwony Krzyż. Bez skutku. Zresztą w tamtych czasach nie należało zbyt głośno pytać. Byłam po latach w Katyniu, to było niezwykłe przeżycie. Jednak dopiero później dowiedziałam się, że tato zginął w Miednoje, a nie w Katyniu. Wtedy, niestety, moja mama już nie żyła. Zmarła w 1980 roku.

- Nawet polonistka w szkole mówiła mi, że powinnam pisać, że tato zginął w czasie zawieruchy wojennej - opowiada Bożenna Ziomek.

Wychowała się w okolicach Lwowa, ojca, prawnika po Uniwersytecie Lwowskim, powołano do wojska. Do niewoli trafił w okolicy Stanisławowa. Jak później dowiedziała się rodzina, mógł uciec ze stanisławowskiego więzienia, ale odmówił. Stwierdził, że to nie licuje z honorem polskiego oficera...
- Do dziadków z obozu dotarły dwie kartki - wspomina pani Bożenna, której mama, nauczycielka, już we wrześniu 1939 zginęła z rąk ukraińskich nacjonalistów. - Były tam pozdrowienia, prośba o opiekę nade mną oraz o książki do nauki języka francuskiego. Dziadkowie słyszeli oczywiście o Katyniu, ale mieli nadzieję, że nie dotyczy to Starobielska. Babcia długo jeszcze na tatę czekała...

Jego los był przesądzony

- W roku 1939, jeszcze przed wojną, ojciec dostał rozkaz i ruszył z wojskiem w stronę Warszawy. Gdy 17 września do Polski wkroczyli Rosjanie, trafił do sowieckiej niewoli i siedział w obozie w Kozielsku - opowiada pan Marian Szymczak. W zasadzie jego los był przesądzony. Powstaniec wielkopolski, policjant, później żołnierz kampanii września 1939 roku, trafił do sowieckiej niewoli. Uratowały go… twarde dłonie.

- Nieustannie ich przesłuchiwano - opowiada pan Marian. -

W kółko to samo. Wreszcie padało sakramentalne: „Pakaży ruku!”. I Rosjanin macał dłoń. Jeśli była miękka, delikatna, to osadzony, jako „pan” kierowany był na lewo, a jeśli twarda, to na prawo.

Podczas przesłuchań najważniejsze było, czy w 1920 walczył przeciwko nim. O powstaniu wielkopolskim nie słyszeli, a skoro okazywało się, że było przeciwko Niemcom, była to okoliczność łagodząca.

Miał szczęście

Pan Marian raz po raz wertuje pamiętnik ojca. Czas w obozie to było balansowanie na linii życia i śmierci. Raz w tygodniu wieczorem odczytywali nazwiska z listy. Głównie tych z delikatnymi dłońmi. Wyczytani dostawali bochenek chleba, koc i dwa śledzie. I zapewnienie, że jadą do Polski. Nie wracali i nie dotarli do Polski… Ignacy Szymczak miał szczęście. Dostał się do Armii Andersa, z którą przeszedł cały szlak bojowy przez Iran, Irak, Palestynę. Walczył pod Monte Cassino, gdzie trzy razy został ranny. Otrzymał order Virtuti Militari, który zabrała mu ekipa Bieruta...
Te historie przez kilka dekad były skazane na zapomnienie. Odzyskaliśmy pamięć...
Wypowiedzi to cytaty z dawnych tekstów. Niektóre z osób już, niestety, nie żyją.

Wrogowie radzieckiej władzy

Wiosną 1940 roku w Lasach Katyńskich zamordowano prawie 19 tys. jeńców wojennych, przede wszystkim polskich oficerów, którzy trafili do radzieckich obozów jenieckich - głównie Kozielska, Ostaszkowa i Starobielska. Cytując Ławrientija Berię, ludowego komisarza spraw wewnętrznych ZSRR, trzeba było ich się pozbyć jako „zdeklarowanych i nie- rokujących nadziei poprawy wrogów władzy radzieckiej”. Historycy spierają się co do rzeczywistych motywów zbrodni. Jedni twierdzą, że była to zemsta za rok 1920, inni, że chęć czyszczenia zaplecza przed nadchodzącą konfrontacją z Hitlerem lub chęcią wycięcia w pień polskiej inteligencji.

Mord ściśle tajny

Mord przeprowadzono w ścisłej tajemnicy. Oficerów na miejsce zbrodni doprowadzono w pięciu konwojach. Symbolem stał się Katyń, miejscowość pod Smoleńskiem. Tam ze stacji kolejowej oficerowie byli przewożeni autobusem na miejsce zbrodni, gdzie nad masowymi grobami młodszym i silniejszym ofiarom zarzucano na głowę płaszcze wojskowe i wiązano ręce sznurem produkcji radzieckiej przyciętym na równe odcinki, po czym wszystkich zabijano z bliskiej odległości strzałem pistoletu walther kal. 7,65 mm, zwykle jednym w kark lub tył czaszki.

Zbiorowe mogiły

Niektóre ofiary były dodatkowo przebijane bagnetem. Innych mordowano również strzałem w tył głowy w piwnicach więzień lub siedzib NKWD. Ofiary zbrodni pogrzebano w zbiorowych mogiłach - w Katyniu pod Smoleńskiem, Miednoje koło Tweru i Piatichatkach na przedmieściu Charkowa.
Wysocy rangą oficerowie radzieccy kilkakrotnie wypowiadali się na temat odpowiedzialności Niemców za ten mord. W 1943 r. to właśnie Niemcy ujawnili masowe groby właśnie w Katyniu (pierwsi znaleźli je polscy robotnicy przymusowi) i powołali wówczas komisję międzynarodową.

Droga na Zaleszczyki

Na nieludzkiej ziemi

Zobacz wystawę poświęconą zbrodni katyńskiej

od 7 lat
Wideo

NATO na Ukrainie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska